Jak oceniasz początki Fornalika? Wypowiedz się na Facebooku Sport.pl ?
Z Waldemarem Fornalikiem, trenerem reprezentacji Polski rozmawia Robert Błoński
Pełna. Mamy poczucie, że zrobiliśmy coś dobrego. Czas nas gonił, ale podstawą jest wiara we własne umiejętności. Od tego zacząłem przedmeczową odprawę. Powiedziałem: "Jeśli pokonamy angielskie kompleksy, to na boisku będzie łatwiej".
- Kibice wychodzili zadowoleni. Statystyki czasem kłamią.
- Nie. Może jej piłkarze nie byli w optymalnej formie, ale chciałbym mieć wpływ i modelować po swojemu tak słaby zespół.
- Gdybyśmy się bali, nie spędzilibyśmy na ich połowie tyle czasu. Może nie było nas stać na więcej?
- Nie wiem, czy nawet na Hiszpanię zmieniałbym ustawienie. Większa liczba defensywnych pomocników nie daje gwarancji lepszej obrony. Gdybym wystawił trójkę defensywnych pomocników, sam wytrąciłbym nasze ofensywne atuty.
- Porównywałem możliwości zawodników i stawiałem na lepszego. Wiedziałem, że w obronie też swoje zrobi. Zagrał na tyle, na ile potrafił, bez kompleksów.
- Zagrał nieźle, miał udział w wielu akcjach ofensywnych. Momentami zwalniał, ale grał dokładnie i do przodu.
- Nawet nie wiedziałem, że aż tyle. Jeśli drużyna będzie zdobywała punkty, a Robert wciąż pracował tak jak z Anglią, to będzie dobrze.
- Kilka tygodni temu zobaczyłem go w Reims i wiedziałem, że bez względu na to, co się zdarzy podczas zgrupowania, z Anglią zagra od początku. Spodobało mi się też, gdy przyjechał na zgrupowanie i powiedział: "Będę rozczarowany, jeśli nie zagram z Anglią".
- Na boisku nie ma miejsca dla grzecznych chłopców. To syndrom naszych czasów - kto nie jest przebojowy, nie radzi sobie w życiu.
- Nie. Arek Piech i Artur Sobiech dobrze zagrali sparing z RPA. Mieli po 33 proc. szans, by wejść na boisko z Anglią. Milik o jeden procent więcej. Decyzję podjąłem na podstawie tego, co pokazał na treningach.
- Przygotowywaliśmy go od początku zgrupowania. W sparingu z RPA miał udowodnić, przede wszystkim sobie, że problemy w PSV, w którym nie gra od miesiąca, nie wpłynęły na formę. Gdyby coś wypadło nie tak, gotowy do gry był Tomek Kuszczak. Podczas wrześniowego zgrupowania pokazał świetny charakter, był dobrym duchem drużyny.
- Bez przesady. Powiedziałem zawodnikom, że jeśli przegramy z Anglią w złym stylu, to nie będzie dla nas żadnych okoliczności łagodzących. Wina skupi się na nas. Nie obroniłbym tezy, że wpływ na wynik miały okoliczności od nas niezależne. Wiele sensownych argumentów wypadłoby mi z ręki.
- Każdy zespół potrzebuje dobrych meczów i wyników. Wtedy nabiera sensu przekonywanie do taktyki i sposobów rozwiązywania problemów na boisku. Jeśli teoria mija się z praktyką, wtedy jest źle. Tallin i Warszawa to dwa różne światy.
Jestem przekonany, że po meczu z Anglią zawodnicy już nie mogą się doczekać marcowych spotkań o punkty. W listopadzie, na zgrupowaniu przed sparingiem z Urugwajem, porozmawiamy o przyszłości. Musimy być pazerni na to, co przed nami. Punkt wyjścia mamy niezły. Mecz z Anglią dodał wiary.
- Na automatyzm w grze potrzeba tygodni, ale ich nie mamy. Pokazaliśmy więc zawodnikom warianty w ataku pozycyjnym, ustawienia w defensywie i wyjścia do kontry oraz stałe fragmenty. Zawodnicy poczuli, że to im odpowiada.
- One są siłą Anglii, dlatego dwa dni po meczu z RPA poświęciliśmy na przygotowanie się do nich. Efekty było widać, gola straciliśmy przypadkowo. Cieszy nasza skuteczność, ale bardziej to, że potrafimy stworzyć okazje także po akcjach.
Mimo wszystko miałem trochę czasu i gdyby nic mi się nie udało zrobić z drużyną, byłby kłopot. Pod koniec roku przygotuję bilans pierwszego półrocza w roli selekcjonera.
- Nie wiem, co będzie w marcu. Ukraina, po remisie w Mołdawii i porażce z Czarnogórą, przyjedzie do nas z nożem na gardle. Teraz przeżywali ciężkie chwile, bo zostawił ich trener Ołeh Błochin. W marcu, z nowym trenerem, na pewno będą mocniejsi.
- Jeśli nie uda się awansować do MŚ wcześniej, to chciałbym, żebyśmy z Anglią grali o pierwsze miejsce. W naszej grupie wszystko rozstrzygnie się chyba właśnie w październiku. Cztery dni wcześniej my gramy na Ukrainie, Anglia w Czarnogórze.
- Żona mówi, że nie. I to jest dla mnie najbardziej miarodajna odpowiedź. Będąc trenerem klubowym, byłem rozpoznawalny tylko w swoim środowisku. Teraz miłe gesty spotykają mnie w Warszawie, Krakowie i Gdańsku. Oby tak było jak najdłużej.