Mundial 2018. Francja - Belgia. "Chleb, woda, mleko" i pogoń za marzeniami. Romelu Lukaku - "belgijski napastnik o kongijskim pochodzeniu"

Na mistrzostwach świata rozegrał cztery mecze, w których strzelił cztery gole. Z Belgią zagra w półfinale mundialu, walcząc przy okazji o koronę króla strzelców. W Manchesterze United zarabia 200 tysięcy funtów tygodniowo, ale w dzieciństwie jego rodzina nie miała za co żyć. Rozwodnione mleko z chlebem były jego podstawowym posiłkiem. Obiecał matce, że w wieku 16 lat zostanie profesjonalnym piłkarzem i będzie utrzymywał rodzinę, słowa dotrzyma, a we wtorek powalczy o awans do finału MŚ w Rosji. Romelu Lukaku, "belgijski napastnik o kongijskim pochodzeniu".

Dorobek Romelu Lukaku na mistrzostwach świata

Cztery bramki w czterech meczach, do tego jedna asysta. Półfinał i walka o tytuł króla strzelców – to dotychczasowy dorobek Romelu Lukaku na mistrzostwach świata. Zawodnik Manchesteru United we wtorek ma poprowadzić reprezentację Belgii do zwycięstwa w starciu z Francuzami, a samego siebie – do zrealizowania kolejnego marzenia. Bo realizowanie marzeń wychodzi mu nadzwyczaj dobrze. Przez lata konsekwentnie wykreślał je z „listy rzeczy do zrobienia w życiu”. Kiedyś listę otworzyła mocna obietnica, którą złożył matce. „Do 16. roku życia zostanę zawodowcem i będę nas utrzymywał” – obiecał w dzieciństwie Romelu. Słowa dotrzymał, spóźniając się zaledwie o kilka dni.

Chleb i mleko - opowiada o swoim trudnym dzieciństwie Lukaku

- Dokładnie pamiętam moment, gdy zostaliśmy bez pieniędzy. Cały czas mam przed oczami mamę otwierającą lodówkę, i ten jej wyraz twarzy. Miałem 6 lat, wracałem do domu na obiad, a w menu każdego dnia znajdowało się to samo – chleb i mleko – opowiadał o swoim trudnym dzieciństwie Lukaku na łamach portalu „The Players Tribune”.

I dodawał: Pewnego razy wróciłem do domu, wszedłem do kuchni i zauważyłem mamę przy lodówce z kartonem mleka. Tym razem z czymś je mieszała, uśmiechała się, jakby wszystko było w porządku. Od razu zorientowałem się jednak, że coś się dzieje – mieszała wodę z mlekiem. Nie byliśmy biedni, byliśmy spłukani.

Lukaku, który obecnie zarabia w Manchesterze 200 tysięcy funtów tygodniowo, wtedy nie miał na nic, tak jak cała jego rodzina. Bywały dni, że przez trzy tygodnie w jego domu nie było prądu, a kiedy chciał się umyć, po prostu stawał pod prysznicem i wylewał na siebie podgrzaną na kuchence wodę z kubka. Na kredyt prądu wziąć się nie dało, ale czasami ta sztuka udawała się z chlebem. „Piekarze znali mnie i brata, więc pozwalali wziąć bochenek w poniedziałek i zapłacić w piątek”.

"Nie miałem PlayStation, nie bawiłem się, chciałem zabijać"

Lukaku po latach przyznawał, że nie mógł pogodzić się z tym, że jego rodzina żyje w ten sposób. Ojciec, były piłkarz, nie potrafił znaleźć dobrze płatnej pracy. Nie potrafił znaleźć żadnej. Romelu modlił się i czekał, układając w głowie plan. – Ludzie w futbolu uwielbiają mówić o sile mentalnej. Jestem najmocniejszym gościem, jakiego moglibyście poznać. Bo pamiętam, jak siedziałem po ciemku z bratem i mamą, i modliłem się, zastanawiałem. Po prostu wierzyłem, że się uda.

W wieku 9 lat, po trzech latach gry dla juniorskiego Rupel Boom, Romelu trafił do Lierse. Tam prezentował się na tyle dobrze, że zainteresowali się nim przedstawiciele Anderlechtu. Podczas gry w Brukseli Lukaku pytał ojca, od ilu lat można grać w profesjonalnej lidze. „Od szesnastu” – usłyszał w odpowiedzi od Rogera, byłego reprezentanta Zairu. I kiedy ją usłyszał, postawił sobie za cel, by w wieku 16 lat zacząć utrzymywać swoją rodzinę.

 Każdy mecz to był dla mnie finał. Gdy grałem w parku, to był finał, gdy na przerwie w szkole, to był finał. Za każdym razem, gdy oddawałem strzał, chciałem rozerwać piłkę. Pełna moc. Żadnych finezyjnych uderzeń. Byłem śmiertelnie poważny. Nie miałem nowej FIFY, nie miałem PlayStation, nie bawiłem się, chciałem zabijać

Chciał zabijać, ale chciał też zostać najlepszym piłkarzem w historii Belgii. Jako dwunastolatek strzelił 76 goli w 34 meczach, szanse na profesjonalną karierę wydawały się coraz większe.

„Belgijski napastnik o kongijskim pochodzeniu”

Lukaku w pierwszych latach gry w piłkę nie walczył tylko z biedą, walczył też z wszechobecnym rasizmem, który towarzyszył mu także w pierwszej drużynie Anderlechtu, dla której łącznie rozegrał 73 spotkania, zdobywając w nich 33 bramki. W momentach kryzysowych musiał jednak znosić krytykę, także tę na tle rasowym. – Kiedy szło dobrze, gazety nazywały mnie „belgijskim napastnikiem”. Kiedy szło źle, nazywano mnie „belgijskim napastnikiem o kongijskim pochodzeniu”. Bo właśnie z Demokratycznej Republiki Konga wywodzą się przodkowie rosłego napastnika. On sam urodził się jednak w Belgii. – Tu się urodziłem i wychowałem – w Antwerpii, Liege i Brukseli. Marzyłem o grze w Anderlechcie, o byciu Vincentem Kompanym – zdradza piłkarz, który z  dumą mówi o tym, że biegle włada francuskim i flamandzkim.  - Mogę też wtrącić kilka słów po hiszpańsku, portugalsku, czy w języku Lingala.

"Słyszałem, jak się ze mnie śmiali"

Po udanym okresie w Anderlechcie, po Lukaku zgłosiły się kluby z Anglii. Tam wiodło mu się różnie – w Chelsea się nie przebił, podobnie jak na wypożyczeniu w West Bromwich Albion. Odpalił dopiero w Evertonie, który najpierw wykupił go za 35 mln euro, a po trzech latach, 166 meczach 87 golach, sprzedał do Manchesteru United za 50 milionów więcej.

Podczas pobytu w Premier League krytyka na Lukaku również spadała. – Nie wiem, dlaczego niektórzy w moim kraju chcą mojej porażki. Naprawdę nie wiem. Kiedy poszedłem do Chelsea i nie grałem, słyszałem, jak się ze mnie śmiali. Tak samo w WBA. Ci ludzie nie byli ze mną, gdy lałem wodę do płatków, dlatego nie potrafią mnie zrozumieć.

Teraz piłkarza rozumieją już wszyscy. I dla wszystkich w Belgii, podczas wtorkowego półfinału, Lukaku będzie „belgijskim napastnikiem”. Niezależnie od tego, jakim wynikiem zakończy się spotkanie, bo ten półfinał drużyna Roberto Martineza osiągnęła w głównej mierze dzięki niemu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA