MŚ 2018. Zmiany, które dały Rosji dumę. Podczas mistrzostw świata Stanisław Czerczesow udowodnił, jak wielka moc jest w rękach selekcjonera

Stanisław Czerczesow nie lubi bezczynności. Podczas mundialu selekcjoner reprezentacji Rosji rotował piłkarzami, zmieniał decyzje i zmieniał taktyki. Dzięki temu Sborna dotarła aż do ćwierćfinału mundialu. Tym razem jednak intuicja nie wystarczyła by pokonać Chorwację.

Stanisław Czerczesow nie przepada za stagnacją. W przeciwieństwie do wielkiego mistrza i wielkiego rywala Rinata Dasajewa nawet w Spartaku Moskwa nie zagrzał na długo miejsca. Do ukochanego klubu przychodził pięciokrotnie i czterokrotnie go opuszczał (trzy razy jako piłkarz, raz jako trener). Takie jest całe życie Czerczesowa – na walizkach, w ruchu, pełne zmian. Na bezruch 54-latek nie pozwolił także reprezentacji Rosji na mistrzostwach świata. I nie chodzi wcale o dziesiątki kilometrów przebiegniętych przez rosyjskich zawodników.

Wpływ Czerczesowa na Rosję był ogromny, a zmiany których dokonał – kluczowe na drodze Sbornej do ćwierćfinału mundialu. I choć w Soczi kolejny raz trafił z decyzjami, to okazało się to za mało na Chorwatów, którzy po rzutach karnych wygrali i awansowali do półfinału.

Krnąbrny Dziuba dziękował temu z którego się naśmiewał

To była jedna z najbardziej charakterystycznych klatek tego mundialu. Na Łużnikach bramkę zdobył Artiom Dziuba, złote dziecko rosyjskiego futbolu, które blask straciło, gdy dojrzało. Niewiele brakowało, aby Dziuba, moskwiczanin z urodzenia, wychowanek Spartaka, turniej obejrzał z wysokości trybun. Wszystko przez trudny charakter, zawadiacką duszę, która niezbyt przypadła do gustu selekcjonerowi Czerczesowowi. Charakter charakterem, ale Dziubie przeszkodziła także głupota. Podczas Pucharu Konfederacji zrobił zdjęcie na którym drwił z wąsów trenera. Ten typ tak ma, a właściwie – ma w sobie gen autodestrukcji. Przecież mimo imponującej, wynoszącej ponad 2 mln euro pensji, ostatnie miesiące przed mundialem Dziuba spędził nie w silnym Zenicie Petersburg, ale w Arsenale Tula, gdzie został zesłany. Nie chciał go trener Roberto Mancini, nie chciał go też Czerczesow. To był ślepy zaułek.

Ale w końcu ktoś z niebios wyciągnął do 29-latka rękę. Kontuzji doznał jego klubowy kolega Aleksandr Kokorin (ten sam z którym zrobił sobie selfie z „wąsem”), bramek nie zdobywał kolejny snajper Zenita Anton Zabolotny i trener chcąc nie chcąc powołał krnąbrnego Dziubę. Ale posadził go na ławce. W meczu z Arabią Saudyjską dał mu szansę dopiero w ostatnich minutach. Później miejsce miała wspominana już scena. Dziuba pokonał Abdullaha Al-Mayoufa, podbiegł do ławki i podziękował Czerczesowowi. A Czerczesow, jak sam zwykł powtarzać „kamandir, a nie soldat”, odwdzięczył się i w wojskowym geście przyłożył rękę do czoła. Między panami nie padło ani jedno słowo. W oczach Dziuby można było przeczytać „spasiba kamandir, że mnie powołałeś”. Odpowiedź także była dostrzegalna wyłącznie w oczach. „Spasiba, soldat, że mnie nie zawiodłeś” – wydawał się mówić 54-latek.

Denis Czeryszew: pół-Rosjanin, pół-Hiszpan. Pół-piłkarz, pół-pech. A w tych mistrzostwach los mu za wszystkie nieszczęścia oddawał z nawiązką

Zasada numer 1: Nie czekać na cud

Po stołecznej strzelaninie, gdy Rosjanie wbili drużynie Arabii Saudyjskiej aż pięć bramek, miejscowi dziennikarze okrzyknęli Czerczesowa „geniuszem zmian”. Mieli ku temu solidne podstawy, bo selekcjoner Sbornej właśnie zmianami dał reprezentacji Rosji przewagę, czego po meczu pogratulował mu osobiście w telefonicznej rozmowie prezydent Władimir Putin.

Były trener Legii Warszawa nie czekał na cud, nie modlił się do schowanych za chmurą bogów. Po prostu reagował. Gdy uznał, że czas na zmianę, zmieniał. Gdy uznał, że trzeba posadzić gwiazdę drużyny na ławce, sadzał ją tam. Tak też było w sobotę. Czerczesowowi mimo porażki w rzutach karnych nie można zarzucić jednego – że był biernym widzem ćwierćfinału.

Dotyk, który zmieniał w złoto

Do meczu w Soczi było tak, że czego Czerczesow się nie dotknął, to natychmiast zmieniało się w złoto. Po pierwsze – w trudnej sytuacji wpuścił na boisko Denisa Czeryszewa, który na mistrzostwa pojechał last minute, podobnie zresztą jak Dziuba. W pierwszej połowie meczu otwarcia w Moskwie kontuzji doznał Alan Dzagojew i Czerczesow postawił na Czeryszewa, a ten odwdzięczył się dwiema kluczowymi bramkami. Po drugie – w tym spotkaniu selekcjoner zmienił Fiodora Smolowa i wprowadził za niego Dziubę, który, podobnie jak Czeryszew, za zaufanie odwdzięczył się golem i asystą, a także wspomnianym podziękowaniem przy linii.

Po trzecie – przed grą z Egiptem Czerczesow wyciągnął wnioski i od początku dał wystąpić tym, którzy mecz z Arabią Saudyjską zaczynali na ławce, czyli Czeryszewowi i Dziubie. A oni – a jakżeby inaczej – znów trafili do siatki. I w końcu po czwarte – w meczu z Hiszpanią Czerczesow zdecydował się zmienić taktykę i zamiast czterech obrońców postawił na pięcioosobowy blok obronny zbudowany wokół doświadczonego Siergieja Ignaszewicza. I choć to 38-letni stoper strzelił gola samobójczego, to do ćwierćfinału awansowali gospodarze.

Mecze półfinałowe MŚ. Kiedy i kto gra?

Kolejna zmiana i kolejny gol

Przed meczem z reprezentacją Chorwacji Czerczesow jeszcze raz zamieszał składem. Wrócił do niego Czeryszew, który mecz z Hiszpanią zaczął na ławce. Dodatkowo Rosja przeszła ponownie na ustawienie z czwórką defensorów, co – tak jak w meczach z Arabią, Egiptem i Urugwajem – stworzyło miejsce dla Mário Fernandesa. I całkiem inny, niż taktyka, był start Sbornej. Gospodarze od początku chcieli pokazać, że umieją grać w piłkę; atakowali z fantazją, odwagą i gdyby nie brak szczęścia, wyszliby na prowadzenie. Udało im się to dopiero po pół godziny gry, gdy kapitalnym uderzeniem z dystansu popisał się – tak, tak – Denis Czeryszew.

Dwa nietrafione karne, dwa kroki do piekła

Równie istotna co bramka była postawa Rosjan, którzy regularnie pojawiali się na połowie rywala z groźnymi kontratakami. To była największa zmiana w porównaniu z pierwszym kwadransem spotkania z Hiszpanią. Przecież wszyscy spodziewali się, że Sborna jeszcze raz zamuruje się na własnej połowie i wyniku będzie bronić jak niepodległości. Zamiast tego – poszła w otwarte starcie, bitwę pretendenta, który nie ma nic do stracenia. Jednocześnie, gdy tylko Czerczesow zobaczył, że po przerwie Czeryszew ewidentnie zgasł, szybko zdecydował się na wpuszczenie na murawę mającego siły Fiodora Smolowa. Tak było z każdym kolejnym gasnącym elementem: Aleksandrem Samiedowem, Dziubą, Aleksandrem Golowinem. Każdy z nich z ławki oglądał, jak bramkę głową zdobywa przywrócony do składu Fernandes. A kto mu dośrodkowywał z rzutu wolnego? Wpuszczony na murawę w 102 min. Alan Dzagojew.

I gdy wydawało się, że seria rzutów karnych musi zakończyć się dla gospodarzy happy endem wydarzyło się coś, na co Czerczesow nie mógł przewidzieć. Najpierw zbyt lekko uderzył wprowadzony po przerwie Smolow, później jeszcze gorzej kopnął piłkę Fernandes. I Rosjanie spadli do piekła. Za kilka dni humory im się poprawią, bo zrobili więcej, niż ktokolwiek zakładał. Zwycięzcami będą nie tylko piłkarze, ale i selekcjoner, który wypełnił swoją misję

Chorwaci wygrywają po serii rzutów karnych! Mario Fernandes dał nadzieję, a później ją odebrał

Młodzi, sprytni odcięci od krytyki. Anglia chce więcej, Southgate obala teorie

Gareth Southgate był uważany za trenera, który nie ma charyzmy, a może jeszcze pecha przyniesie. Teraz cały naród spija słowa z jego ust

Mistrzostwa świata w piłce nożnej. Szwecja - Anglia. Media: 'Być może futbol w końcu wraca do domu'

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.