Przed Hotelem Mirage w centrum Kazania, tym z którego nie tak dawno reprezentacja Polski ruszała na mecz z Kolumbią, po ostatnie złudzenia , usiadł zamyślony bramkarz Alisson z trenerem bramkarzy Claudio Taffarelem. Przyszła rodzina Neymara, pocieszać niedoszłego bohatera mistrzostw. Przyjechali kibice, podziękować mimo wszystko. A potem samolot miał zabrać drużynę z Kazania do Brazylii, z przystankiem w Madrycie. Nie Alisson, a Thibaut Courtois został bohaterem ćwierćfinału. Gwiazdą wieczoru był nie Neymar, a Hazardinho, jak Belgowie nazwali Edena, swoją maszynę do dryblingu (i przypomnieli, że ośrodek treningowy Chelsea nazwał kiedyś Cobham Cabana). Tak pożegnała się z turniejem ostatnia drużyna z Ameryki Południowej. Cztery godziny wcześniej odpadł Urugwaj.
>> Thibaut Courtois zatrzymał Brazylijczyków. Belgia wygrywa po nerwowej końcówce!
I tak się skończył karnawał. Mistrzowie robienia atmosfery odlatują do domów. Mistrzowie, czyli kibice z Ameryki Południowej. Nie piłkarze. To na trybunach Ameryka Południowa wygrała ten mundial. Na trybunach żył stereotyp kontynentu, na którym się przeżywa mocniej, śpiewa głośniej, bawi lepiej. Na boisku ta odrębność nie rzuca się tak mocno w oczy już od dawna. Diego Godin mocno się zdziwił, gdy przed meczem z Polską w Warszawie usłyszał pytanie o południowoamerykański styl w futbolu. – Nie jestem pewien czy coś takiego w ogóle istnieje. My mieliśmy zawsze styl urugwajski. A południowoamerykańskie to może być w futbolu to, że latasz na mecze reprezentacji przez pół świata, grasz w różnych klimatach i na różnych wysokościach – mówił. Już od dłuższego czasu drużyny z tej części świata ani nie tańczą z piłką dużo ładniej niż inne, ani nie grzeszą taktyczną naiwnością bardziej niż inne. Tam się po prostu bardzo dobrze gra w piłkę i dobrze szkoli technicznie, tyle. Ale każdy ma swoje specyficzne problemy. Nie ma żadnej reguły która wytłumaczy, dlaczego pierwszy raz od 2006 półfinały będą wewnętrzną sprawą Europy. Choć tęsknota za taką regułą oczywiście się pojawia. „Rosja 2018 to potwierdzenie, że multikulturalna Europa przerosła na boisku Amerykę Południową, eksporterkę talentów” – pisze Alejandro Casar z argentyńskiej „La Nacion”.
Drenaż talentów te kraje łączy, to na pewno. Ale już szczegóły dzielą. Argentyna ma świetnych trenerów na rynek wewnętrzny i na eksport, a Brazylia nie. Urugwaj ma świetny program selekcji i prowadzenia młodych talentów, a Argentyna nie. Brazylia ma ligę na miarę swoich możliwości, Argentyna ma ligę w ciągłym kryzysie, a Urugwaj ligę tak słabą i słabo płatną, że piłkarze wolą już szukać szczęścia choćby w Paragwaju. Brazylia przywiozła na mundial kadrę najbardziej kompletną, Argentyna kadrę słabo przystającą do mocarstwowych ambicji, a Urugwaj kadrę skrojoną ma miarę oczekiwań. Ale uporządkowany Urugwaj napsuł Francji w ćwierćfinale mniej krwi niż chaotyczna Argentyna rundę wcześniej. Mateus Uribe trafiłby w serii karnych Kolumbii z Anglią o centymetr niżej, Courtois jednak nie sięgnąłby tego ostatniego strzału, sędzia dałby Brazylii karnego za faul na Gabrielu Jesusie, Japonia nie zachowałaby się tak nierozważnie w ostatnich minutach meczu z Belgią i dziś może szukalibyśmy innej wspólnej reguły.
To jest mundial, który z dnia na dzień zaprzecza wszelkim przewidywaniom i oczekiwaniom. Mundial, który się świetnie ogląda, ale w którym nie było drużyny, która by jakoś wyjątkowo zachwycała i była wybitnie odporna na ciosy. Wygrywa ten, kto jest danego popołudnia i wieczoru elastyczniejszy, dokładniejszy przy stałych fragmentach gry, ma więcej sił, ma lepszy pomysł na to, co zrobić z piłką, poza trzymaniem jej dla samego posiadania. A nie ten, kto jest bardziej multikulti albo zrobił lepszą reformę szkolenia, albo najlepiej szkoli trenerów. Bo wtedy Niemcy i Hiszpanie byliby nadal tutaj, a nie prali brudy w domu.
>> 5 wniosków o reprezentacji Belgii po wygranej z Brazylią
Każda, nawet najbardziej udana reforma, ma swoje cykle. Najwybitniejsze drużyny mają swoje cykle. Najbardziej zgrani kiedyś piłkarze potrafią się pokłócić. A najbardziej kiedyś pokłócone reprezentacje potrafią zacząć zgodnie współpracować. W półfinale spotkają się dwie drużyny, które być może są teraz w najlepszym momencie cyklu, Francja i Belgia. Drużyny ludzi zgodnych, a przecież różnie bywało. Drużyny nieoczywiste. We Francji liderem jest Antoine Griezmann, czyli piłkarz odrzucony przez francuski system szkolenia, a przygarnięty przez hiszpański. Belgia jest prowadzona przez Katalończyka, który całą dotychczasową karierę trenerską spędził w Anglii. I do sztabu zaprosił francuskiego mistrza świata z 1998 Thierry’ego Henry. Okazało się, że ta żonglerka szkołami, pomysłami, ustawieniami, taktykami, świetnie do tego turnieju pasuje. Bardziej niż jakiekolwiek przywiązanie do własnej wyjątkowości i stereotypów. System szkolenia jest ważny. A wyjątki od systemu czasem nawet ważniejsze. To turniej bez niezawodnych szablonów. I niech taki będzie do końca.
>> Lubisz ciekawostki sportowe i niebanalne teksty? Wypróbuj nasz nowy newsletter.