Mundial 2018. Urugwaj - Francja 0:2. Jacek Bąk: Francja perfekcyjna i pewna jak w 1998 roku

- Francuzi zagrali perfekcyjnie. Zespół wygląda bardzo pewnie. Jak ten z 1998 roku, który zdobył mistrzostwo świata - mówi Jacek Bąk po zwycięstwie Francji nad Urugwajem w ćwierćfinale mundialu w Rosji. Były kapitan reprezentacji Polski w Lyonie i Lens spędził w sumie 10 lat. Gyu Stephan, czyli asystent Deschampsa, ściągnął mnie do Francji. Świetny człowiek i naprawdę znakomity fachowiec. Między innymi ze względu na niego życzę Francji tytułu - mówi Bąk.

Łukasz Jachimiak: Francja tak łatwo wygrała z Urugwajem, tak bardzo kontrolowała mecz, że chyba nie da się powiedzieć „bo nie mógł zagrać Edinson Cavani”?

Jacek Bąk: Oczywiście, że to by było uproszczenie, ale też pewne jest, że Cavani dałby Urugwajowi bardzo dużo. Wiadomo, że on jest nierozłączny z Suarezem, że wspólnie tworzą broń masowego rażenia. Ale nie ma wątpliwości, że Francuzi zagrali po prostu perfekcyjnie. W ataku tym razem przewodził Griezmann, ale Mbappe i Giroud też swoje zrobili, bardzo utrudniając życie defensywie Urugwaju, która zapracowała na miano najlepszej w turnieju. A bardzo się cieszę, że swoje do ataku wniósł tez Varane. Chłopak ruszył do wielkiej piłki z Lens, z którym ja się czuję związany, więc bardzo mi miło. Francja do moja druga ojczyzna, nie będę ukrywał, komu kibicuję po odpadnięciu Polski.

Kibicom, którzy nie są związani z francuską kadrą na pewno lepiej oglądało się jej mecz z Argentyną w 1/8 finału, ale Panu pewnie bardziej spodobał się mecz z Urugwajem?

- Jasne, Francuzi zagrali dużo lepiej. Z Argentynę popełniali błędy w obronie, byli jakby rozkojarzenia. A teraz jedynym błędem było nieodpowiedzialne zachowanie Pogby, który mógł dostać nawet czerwoną kartkę za dziwne odepchnięcie głowy rywala. Mam tylko nadzieję, że po meczu nikt nie zdecyduje o ukaraniu go. Skoro odpuścili Cristiano Ronaldo – a przecież on uderzył Irańczyka w twarz – to i tu nic już się nie powinno wydarzyć. Innych słabości, poza tym zachowaniem Pogby, u Francuzów nie widzę. Zespół z meczu na mecz jest coraz lepszy, widać, że się rozkręca.

Francja Didiera Deschampsa przypomina Panu Francję z 1998, która zdobyła mistrzostwo świata, mając w składzie m.in. Deschampsa?

- Widzę podobieństwa, zespół wygląda bardzo pewnie, a tamten pewność siebie cechowała. Francuzom trafiło się wspaniałe pokolenie. Szkoda, że my ciągle nie możemy się takiego doczekać. Cały czas mamy w kadrze trzech-czterech dobrych piłkarzy, to pozwala stworzyć kręgosłup drużyny, ale resztę trzeba dobierać na siłę, mocno walczyć. Oczywiście Francuzi mają o wiele więcej dzieci grających w piłkę, więc u nich siłą rzeczy łatwiej zrobić selekcję. Ale to tylko część sukcesu. Druga to system szkolenia, konkretna koncepcja. Taką mają Belgowie.

Chciałby Pan, żeby to z Belgią Francja zagrała w półfinale?

- Wiadomo, że Francuzom życzę spotkania z Belgami, a nie z Brazylijczykami. W 1/8 finału już byłem przekonany, że Japończycy sprawią sensację. Nie udało im się, bo zaważyła siła fizyczna Belgów. Gdyby Japończycy byli troszkę wyżsi, to powybijaliby te piłki i teraz oni graliby z Brazylią.

Rozumiem, że życzy Pan Francji meczu z Belgią, ale spodziewa się jednak meczu z Brazylią?

- Tak. I żałuję, że pewnie do takiego meczu dojdzie w półfinale, a nie w finale. Druga część drabinki jest wyraźnie słabsza. Brazylia jest według mnie faworytem meczu z Belgią, ale gdyby Belgia była w tamtej „połówce”, to byłaby tam najmocniejsza. Zresztą, nie mówię, że ona nie ma szans wygrać z Brazylią. Z przodu jest piekielnie mocna. Ale Brazylia też. Neymar i Coutinho zawsze gwarantują poziom, a cały zespół jest lepszy w defensywie od Belgów. Nie wyobrażam sobie, żeby Belgowie odrobili 0:2 z Brazylią, jak to zrobili z Japonią.

Wróćmy do Francuzów. Deschamps to Pana znajomy, czy nie, bo kiedy Pan przyjechał grac w Ligue 1, to on już wyjechał do Juventusu?

- We Francji z Deschampsem przeciwko sobie nie graliśmy, ale znamy się. A bezpośrednie spotkania na boisku mieliśmy w meczach reprezentacji. Bodajże trzy razy zagraliśmy przeciwko sobie. Nie jesteśmy kolegami, nasza relacja jest taka grzecznościowa, „dzień dobry”, „do widzenia”. Za to Gyu Stephan, czyli asystent Deschampsa, to dla mnie jedna z najważniejszych postaci w karierze. W 1995 roku to on, jako trener Lyonu, ściągnął mnie do Francji. Bardzo fajny facet, świetny człowiek i naprawdę znakomity fachowiec. Byłem we Francji przez 10 lat i chociaż spotkałem tam wielu miłych ludzi, to już nigdy nie spotkałem się z taką życzliwością, jaką miał dla mnie Stephan. Między innymi ze względu na niego życzę Francji tytułu.

Jeśli lubisz czytać Sport.pl, wypróbuj nasz nowy newsletter >>>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.