Mundial 2018. Niemcy odpadają. Özil był ślamazarny i nie uciszył głosów krytyki

Po nieobecności w meczu ze Szwecją, Mesut Özil wrócił do składu Niemiec. Walczył o awans do fazy pucharowej i uciszenie krytyki ze strony kibiców. Żadnego celu nie zrealizował, a w głowach Niemców stanie się jednym z symboli tego katastrofalnego mundialu.

Koncentrował się na meczu recytując słowa Koranu, podczas gdy pozostali piłkarze Niemiec śpiewali w tym czasie hymn. To żadna nowość. Özil nigdy go nie śpiewał, ale w ostatnich tygodniach wyjątkowo irytuje to kibiców. Jego wspólne zdjęcie z kontrowersyjnym Recepem Erdoganem obiło się szerokim echem. Niemcy uznali to za brak lojalności wobec kraju, w którym się wychował. Swoje dołożyli też politycy z Bundestagu. Mówili o brutalnym faulu ze strony piłkarza, który oddawał hołd człowiekowi depczącemu wolność prasy i ograniczającemu prawa mediów.

Krytyka narastała, a Özil milczał. Nie pojawiał się konferencjach prasowych, nie udzielał wywiadów. Swoich przeciwników chciał przekonać dobrą postawą na boisku. Dotychczas, gdy wiodło mu się na murawie, głosy krytyki milkły. Kibicom przestawało przeszkadzać, że Mesut nie najlepiej mówi po niemiecku i przedstawiano go, jako symbol udanej integracji Turków z Niemcami. Plan nie do końca się powiódł.

Osaczony

W autobiografii Özil przyznał, że dużo zależy u niego od dnia. Czasem metr wolnej przestrzeni daje mu mnóstwo swobody do wykorzystania swojego potencjału, a innym taki sam obszar sprawia, że czuje się osaczony. Mecz z Koreą wypadł tego gorszego dnia.

Özil potrafi przecież asystować tak, że widz bardziej zachwyca się podaniem niż samym golem. W pierwszej połowie takiej magii ze strony Niemca zabrakło. Często wymieniał podania z partnerami, ale nie stwarzał im sytuacji dogodnych do zdobycia bramki. Sam też do takich nie dochodził. Po boisku poruszał się w zwolnionym tempie. Gdy decydował się podać w bardziej skomplikowany sposób bywał niedokładny.

Liczby zakłamują obraz

Joachim Löw uwielbia sposób gry Özila i darzy go bezgranicznym zaufaniem. Piłkarz grał u niego zawsze w wielkich turniejach i jego pozycja była niepodważalna. To był ich trzeci wspólny mundial. Zdecydowanie najgorszy. Özila bronią liczby z tego z meczu przeciwko Korei. Wykonał aż siedem kluczowych podań – tyle, co Werner, Müller, Kroos i Reus razem. Był bliski zaliczenia asysty, ale znakomitych dośrodkowań nie wykorzystali najpierw Werner, a później Hummels.

Wraz z pojawieniem się na boisku Gomeza i Müller, Özil zaczął grać głębiej. Właściwie obok Toniego Kroosa. Nadal był ślamazarny i bezwartościowy w defensywie. To problem stary jak świat. Już Mourinho pracując w Realu Madryt bardzo ostro krytykował Özila za pasywność po stracie piłki. Idolem Niemca był Zidane, więc „Mou”, by wstrząsnąć swoim piłkarzem wykrzyczał mu w twarz, że nie jest Francuzem, by skupiać się tylko na grze w ofensywie. Özil krytykę bardzo przeżył, ale swojego stylu nie zmienił. Koreańczycy zabierali mu piłkę i mogli być pewni, że ten się nie zrewanżuje.

Znów będzie Turkiem

Odpadnięcie Niemców w tak słabym stylu to sensacja. Atak pozycyjny „Die Mannschaft” był łatwy do przewidzenia i rywale łatwo sobie z nim radzili. Bramkarz Korei swoje interwencje policzy na palcach jednej ręki. Trudno nie obarczyć za to głównego reżysera gry i piłkarz odpowiedzialnego za dostarczenie piłki napastnikom i zmianę tempa gry. Niemcy grali bardzo jednostajnie. Nie potrafili przyspieszyć.

Özil nie spełnił oczekiwań. Zagrał słabo. Był ospały, nudny i w kolejnych tygodniach musi przygotować się na krytykę spadającą z każdej strony. Cyferki wykręcone przeciwko Korei tego nie zmienią. Kibice zapamiętają wynik tego meczu i to im wystarczy. Özil znów dla wszystkich będzie Turkiem, który nie zna języka i nie chce się zintegrować.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.