Polska - Litwa 4-0. Nowe szaty kadry

Gra polskiej kadry w spotkaniu z Litwą mogła wzbudzić zachwyt. Owszem, można mieć na względzie siłę rywala, który to, delikatnie mówiąc, nie zaprezentował się oszałamiająco. Z drugiej jednak strony, niedaleko w przeszłości trzeba szukać czasów, kiedy z takim przeciwnikiem występ naszej kadry kłuł w oczy.

Pole do eksperymentów

Litwa nie postawiła Polakom zbyt trudnych warunków. Trudno było szukać miejsca, w którym nasi reprezentanci mieliby problem z neutralizacją działań rywali, sami z kolei poczynań sobie pewnie, z przekonaniem o własnej wyższości. Adam Nawałka postawił w pierwszej połowie na ustawienie 3-4-3, ze sporą płynnością, jeśli idzie o ustawienie ofensywnego tria. Litwini bronili się głęboko, nie przeszkadzali naszym zawodnikom w inicjowaniu akcji. Starali się jednak zagęścić maksymalnie przestrzeń na własnej połowie. Polacy radzili sobie w tych okolicznościach nadspodziewanie dobrze, skutecznie przenosząc grę między strefami, stwarzając sobie miejsce do długiego przerzutu. W ten oto sposób udawało się naszym reprezentantom omijać jednym podaniem całe linie przeciwnika. Co ważne, dokonywał tego nie tylko Krychowiak. Także i pozostali zawodnicy operujący na naszej połowie nie mieli problemu z dostrzeżeniem urywającego się rywalom zawodnika ofensywnego.

Nowe możliwości

Widać, że testowano tu nieco inny wariant gry, niż ten, do którego przyzwyczaiła nas nasza kadra. Taki sposób na rozegranie ataku pozycyjnego to duża wartość dodana dla zespołu, który bazował przede wszystkim na kontratakach. Widać było powtarzalność schematu, w którym napastnicy skupiają na sobie uwagę obrony rywala, wyciągając ich w jedną strefę, podczas gdy wahadłowy w tempo wybiegał do zagranego długiego podania, nie mając problemów z jego opanowaniem i przyspieszeniem akcji. Nie dziwi więc tym samym, że najwięcej długich piłek wśród zawodników z pola miał Krychowiak (8), ani to, że wspólnie z Bereszyńskim, do którego zagrywał piłkę najczęściej (8 razy) zanotowali najwięcej prób podań kluczowych. Tego typu gra może się okazać niezbędna w sytuacji, gdy rywal siądzie głęboko na własnej połowie, a my będziemy zmuszeni gonić wynik.

Bez wymagań

Trzeba jednak pamiętać, że to co zadziałało na Litwę, niekoniecznie zadziała na innych rywali. Choć Polacy z długimi piłkami radzili sobie doskonale (30 na 38 było celne), to przeciwnicy im taką grę dość mocno ułatwiali. Przed zagraniem długiego podania nasi zawodnicy w okolicy koła środkowego rzadko byli atakowani, mając czas i miejsce na precyzyjne dogranie. Są to warunki, które prawdopodobnie nie zaistnieją w fazie grupowej, nie wspominając już o dalszych etapach mundialu. Mało tego, Litwini zupełnie zrezygnowali z wyższego pressingu, który to wydaje się obecnie najskuteczniejszą bronią przeciwko naszej drużynie. Biało-Czerwoni nie mieli tym samym zbyt wielu okazji do popełnienia błędu, mogąc w niemal bezstresowych warunkach trenować swój nowy pomysł na rozprowadzenie ataku.

Zwycięzcy

Część jednak graczy nawet w tych warunkach zaprezentowała się nadspodziewanie dobrze. W oczy rzucali się przede wszystkim Jacek Góralski i Bartosz Bereszyński. Pierwszy z nich zaimponował przyzwoitym wyprowadzaniem akcji. 84 procent celnych podań to godny wynik, jak na zawodnika zgodnie określanego mianem "przecinaka", tym bardziej, że zawodnik Łudogorca starał się nie ograniczać do prostych podań, ale także brać udział w wyprowadzaniu akcji. Bereszyński z kolei imponował przede wszystkim w pierwszej połowie, kiedy grał na prawym wahadle i bardzo aktywnie brał udział w grze ofensywnej, dobrze wyczuwając moment, kiedy należy podłączyć się pod atak. Nawet na tle znacznie bardziej doświadczonych reprezentacyjnie kolegów obaj prezentowali się bardzo solidnie, kto wie, czy nie przybliżając się do wyjściowego składu w meczu z Senegalem?

Więcej o:
Copyright © Agora SA