Osorio w wywiadzie Staszewskiego: Pod choinkę chcę dostać mecz z Polską na mundialu. Ale z Lewandowskim w składzie!

Juan Carlos Osorio zaraża optymizmem. Rozgadany, uśmiechnięty. Południowiec z krwi i kości. - Czekam na losowanie mistrzostw świata. Niedługo okaże się co dostanę pod choinkę. Polska? Z przyjemnością! Ale tylko z Lewandowskim - mówi Sebastianowi Staszewskiemu w rozmowie z cyklu "Wywiadówka Staszewskiego" selekcjoner reprezentacji Meksyku.

Sebastian Staszewski: Z czym kojarzy się panu Polska?

Juan Carlos Osorio: W Ameryce Południowej i Środkowej dla ludzi z mojego pokolenia Polska to przede wszystkim Jan Paweł II i wspaniali piłkarze, który zdobywali medale mistrzostw świata.

W 1974 roku miał pan 13 lat.

Ale Deynę pamiętam. Robił wielką różnicę. Pomagał mu Lato, Kasperczak. Jeszcze lepiej zapadł mi w pamięć mundial w Hiszpanii. Tam gwiazdą był Zbigniew Boniek.

To mam dla pana niespodziankę. W tym roku mija 35 lat od zdobycia brązowego medalu przez Polaków. Żyjący członkowie tamtej drużyny zasiądą w poniedziałek na trybunach w Gdańsku!

W takim razie czuję wielką dumę, że moja drużyna będzie mogła dla nich zagrać. Chociaż jeśli mam być szczery to nigdy nie kibicowałem Polsce. Chociaż robiła na mnie olbrzymie wrażenie. W 1974 i 1978 trzymałem kciuki za Holendrów. Wszyscy trzymaliśmy.

Dlaczego właśnie za Holendrów?

Bo tam był Johan Cruijff. Gigant. Każdy chciał być jak Johan.

Cztery lata po zdobyciu medalu w Hiszpanii Polska zagrała na turnieju w Meksyku. I zawiodła. Boniek powiedział wtedy, że na kolejny mundial awansujemy dopiero za 16 lat. Okazał się prorokiem. Na mistrzostwa świata Polacy wrócili dopiero w Korei i Japonii.

Nie jesteście jedyni. Ani pierwsi, ani ostatni. Już dziś jestem w stanie wskazać kilka reprezentacji, które zmierzają w ten sam zaułek; zaułek nie odnawiania drużyny; zaułek niewprowadzania talentów, którym trzeba ufać i dawać szansę. Polska potrzebowała 20 lat, aby otrząsnąć się z kryzysu w który sama się wpędziła. Niektóre drużyny w Ameryce Południowej, które przez ostatnie dekady były potęgami, czeka to samo. Już ponoszą konsekwencje podejmowania krótkowzrocznych decyzji.

Na przykład Argentyna?

Nie chcę mówić o konkretnych krajach. Jestem trenerem, który kocha pracę na murawie. Ale jako selekcjoner nie mam do tego zbyt wielu okazji. Moją pracą stało się wybieranie. A wybierać trzeba mądrze. Wiele reprezentacji nie patrzy w przyszłość. Martwią się o to, co jest tu i teraz. To błąd. Przez sześć lat spędzonych w Anglii nauczyłem się jednego. Aby planować. Wszystko. To ułatwia życie.

Ucieszyła pana informacja, że w meczu z Meksykiem nie zagra aż siedmiu podstawowych reprezentantów Polski?

Ucieszyła? Proszę pana, ja jestem smutny. I to bardzo. Wiedzieliśmy, że Łukasz Piszczek i Arkadiusz Milik się nie wyleczą, spodziewaliśmy się także, że nie wystąpi Robert Lewandowski, ale brak pozostałych to dla nas duże zaskoczenie. I zawód.

Dlaczego?

Czuję żal, bo decydując się na przylot do Polski zakładałem, że zmierzymy się z silną drużyną, którą poprowadzi lider. A liderem jest Lewandowski. Śledzę jego karierę w Bundeslidze, wiem, że to jeden z najlepszych napastników na świecie. Bez niego wasz zespół nie jest najsilniejszą wersją reprezentacji Polski. A ja chciałem zmierzyć się właśnie z taką. Wtedy mógłbym zweryfikować moich zawodników. Inaczej będę oszukiwał sam siebie. Jeśli wygramy 1:0, czego życzyłem sobie na konferencji prasowej, to nie będzie tak samo wartościowe 1:0, jak z drużyną z Lewandowskim, Krychowiakiem, Glikiem. Trzeba to powiedzieć wprost. Wiadomo, że liczy się wynik, ale ja w meczach towarzyskich chcę testować ludzi. Tak, jak przetestowałem ich w Brukseli, w meczu przeciwko Belgii.

Polska to kadra jednego piłkarza? Bo jeśli w Europie kibice słyszą „Polska”, mówią: „Lewandowski”.

Bo to najbardziej wpływowy piłkarz w drużynie. Ale to nie zespół gra z Lewandowskim, tylko Lewandowski z zespołem. Pewne rzeczy w futbolu się nie zmieniają. Jeśli rywalizujesz z Brazylią to znasz jej siłę, ale i tak najbardziej obawiasz się Neymara. W Argentynie wszystkie oczy zwrócone są na Leo Messiego. Belgowie mają Edena Hazarda, a wy – Lewandowskiego.

A Meksykanie mają swojego nowego Cuauhtémoca Blanco?

Tak, już mamy. Jest trójka zawodników, która rywalizuje ze sobą na pozycji rozgrywającego. To Jesús Corona z Porto, Carlos Vela z Realu Sociedad i Giovani dos Santos występujący w LA Galaxy. Wierzę, że któryś z nich będzie kalibrem Blanco.

Meksykańscy dziennikarze powiedzieli mi, że w Gdańsku będzie chciał pan wypróbować ustawienie 5-2-3. To prawda?

Bardzo poważnie to rozważam. Dlaczego pan pyta?

Bo taką samą taktykę testował niedawno selekcjoner Adam Nawałka.

My próbowaliśmy ją już kilka miesięcy temu. Wiemy, jak gra Polska, wiemy, że wykorzystuje skrzydła, że trzech-czterech zawodników zawsze atakuje pole karne rywala. Nasz plan powinien pozbawić was tych atutów.

Podobno kibice w Meksyku nie lubią pana, bo wciąż rotuje pan ustawieniem zespołu. Z Belgią graliście 4-2-3-1, z Polską zagracie 5-2-3, we wcześniejszych spotkaniach decydował się pan na 4-3-3. W tych decyzjach nie widzę żadnej konsekwencji. Dlaczego wciąż zmienia pan taktykę?

Bo wierzę, że w reprezentacji Meksyku powinno grać 23 równych sobie zawodników. Różnice między nimi muszą być marginalne. Wtedy i tylko wtedy będziemy mogli powiedzieć, że mamy silną drużynę.

Co ma piernik do wiatraka?

Opowiem panu historię. Kiedy w 2001 roku zacząłem pracować w Manchesterze City u Kevina Keegana, pojechałem do Carrington, gdzie mieści się baza treningowa Manchesteru United. Wtedy nie było ostrej rywalizacji między klubami, bo City grał w Championship, a United – w Premier League. Spotkałem się z Alexem Fergusonem, bardzo mądrym facetem. Powiedziałem, że jestem z City i poprosiłem o możliwość oglądania treningów. Zgodził się. Siedziałem tam ze trzy tygodnie. W trakcie jednej z rozmów Ferguson stwierdził, że da mi tylko jedną radę. Brzmiała tak: „Jeśli zbudujesz drużynę, która jest gotowa do zdobywania trofeów i będzie je zdobywać, to piłkarze zaczną podążać za pieniędzmi. Jeden będzie zarabiał więcej, drugi mniej. Kluczem do utrzymania poziomu będzie sprawienie, aby każdy – niezależnie od umiejętności czy zarobków – czuł się ważny. Nie tylko gwiazdy. Ale wszyscy. Choćby ostatni rezerwowy. Jeśli zawodnicy będą czuli się ważni, zniosą każdą inną nierówność”. Tak powiedział Ferguson. A wie pan, jak sprawić, aby wszyscy czuli się ważni? Trzeba dać im szansę. Dać im możliwości pokazania swoich umiejętności. Nie ma innej drogi. Dlatego daję szanse. Korzystam z rady Fergusona. Dostosowuję taktykę do grupy wykorzystywanych zawodników. U mnie nie ma automatycznych decyzji. Są tylko decyzje przemyślane.

Ale piłkę można sprowadzić tylko do wyników.

Dlatego kiedy gramy przeciwko Nowej Zelandii, staramy się nawet mocniej, niż gdy rywalizujemy z Portugalią czy Belgią. Mogę powiedzieć panu tylko jedno. Korzystam z tych rotacji, aby wzmocnić zespół. Osiągniemy nasz cel. Jeden już osiągnęliśmy. Jedziemy do Rosji.

Jaki to cel?

Poczekajmy na losowanie. Od niego będzie zależało bardzo dużo. Niedługo okaże się, co dostanę pod choinkę.

A gdyby dziś napisał pan list do Świętego Mikołaja, poprosiłby pan o wylosowanie Polski czy wręcz przeciwnie – o uniknięcie gry z piłkarzami Adama Nawałki?

Polska pod choinkę? Bardzo chętnie. Ale tylko pod jednym warunkiem – ze zdrowym Robertem Lewandowskim w składzie.

No to lada chwila przekona się pan czy byłby to przemyślany prezent.

Patrząc na to, co dzieje się z waszą reprezentacją, mam wrażenie, że wracacie na szczyt. Nie dzięki rankingowi FIFA, tylko dzięki świetnej grze. Dla meksykańskich kibiców Polska to przede wszystkim zimny i odległy kraj, gdzie trudno gra się w piłkę, bo wasza drużyna jest zdyscyplinowana i waleczna. Ale ja widzę też wzrost jakości. Dlatego dobrze, że mamy okazję zagrać z jedną z dziesięciu najlepszych drużyn na świecie. Dla Meksyku to będzie świetny test.

Meksykanie żartują, że największym atutem Polski będzie pogoda. Panu też tak zimno?

Nie jesteśmy przyzwyczajeni do grania w takich warunkach, ale cieszę się, że będzie zimno. Od jakiegoś czasu chcę nauczyć moją drużynę gry na wyjeździe. Często występujemy w Ameryce, ale tam stadiony wypełniają się Meksykanami i tak naprawdę czujemy się, jak u siebie. W USA na nasze mecze chodziło po 60 tys. kibiców! Teraz natomiast potrzebujemy grać przy tłumie, który jest przeciwko nam. Tak było w Belgii, tam będzie w Gdańsku. Dlatego zdecydowaliśmy się na mecze z tymi drużynami. Musimy umieć być pod presją, bo tak będzie w Rosji na mistrzostwach świata. Czy mogę mieć pytanie?

Słucham.

Pamięta pan Petera Nowaka?

Oczywiście.

Co teraz robi?

Jest dyrektorem sportowym w Lechii Gdańsk. Wcześniej był jej trenerem.

Tu? W Gdańsku? Ale świat jest mały! Pamiętam Nowaka z MLS. Niski, ale bardzo mądry piłkarz. Grał z numerem 10. Kiedy ja kończyłem granie, on zaczynał karierę w Chicago. Coraz bardziej cieszy mnie pobyt w Polsce. Spotykają mnie tu same miłe rzeczy. Oby teraz nikt tego nie popsuł.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.