El. MŚ 2018. Polska - Czarnogóra 4:2. Mamy to!

Były nerwy, są marzenia. Polska wygrała z Czarnogórą 4:2 i po 12 latach przerwy znowu zagra na mundialu!

- Stadion Narodowy to nasz dom. Chcemy pokazać, kto jest lepszy i dyktować warunki - zapowiadał Adam Nawałka. I choć mówił to ostrożnie, z rozwagą, to do takiej mowy wszyscy - przez blisko cztery lata jego pracy z kadrą - już się przyzwyczailiśmy. Przywykliśmy, że ani Nawałka, ani piłkarze, ani tym bardziej żaden z jego bliskich współpracowników publicznie nie powie nic nazbyt odważnego, czegoś, co można byłoby odebrać jako lekceważenie rywala.

W niedzielę Polsce, by awansować na mundial, wystarczał remis z Czarnogórą. Ale nikt o remisie nawet nie myślał. A na pewno nie po pierwszej połowie, bo minął ledwie kwadrans tego meczu, a Polska już prowadziła 2:0. Najpierw gola strzelił Krzysztof Mączyński (6. minuta), a chwilę później wynik - po ładnej akcji Piotra Zielińskiego i asyście Roberta Lewandowskiego - podwyższył Kamil Grosicki (16. minuta).

Polska prowadziła, ale napisać, że miała ten mecz pod kontrolą, to chyba trochę za wiele. Aż tak spokojnie nie było. Ale o ile jeszcze w pierwszej połowie obeszło się na strachu (czytaj: udanej interwencji Wojciecha Szczęsnego przy próbie strzału Fatosa Beciraja czy bardzo niecelnym uderzeniu niepilnowanego w polu karnym Vladimira Jovicia), o tyle pod koniec drugiej zrobiło się nerwowo. Naprawdę nerwowo, bo Czarnogórcy w ciągu niespełna pięciu minut odrobili dwie bramki straty.

W 83. minucie, kiedy Żarko Tomasević doprowadził do remisu, na Stadionie Narodowym zrobiło się ciszej niż na cmentarzu. Kibice na trybunach zamarli, ale strach miał wielkie oczy - trwał krótko, ledwie dwie minuty - bo odpowiedź Polski była błyskawiczna. W 85. minucie trafił Robert Lewandowski (dzięki tej bramce wyprzedził Cristiano Ronaldo i został samodzielnym liderem strzelców eliminacji) i zrobiło się 3:2. A po chwili 4:2, bo Czarnogórcy wbili sobie samobójczą bramkę (w 87. minucie, po podaniu od Jakuba Błaszczykowskiego, zrobił to Filip Stojoković).

I horror się skończył.

Wróciła radość, zabawa. Wyczekiwana i w pełni zasłużona, bo Polska praktycznie przez całe eliminacje - nie licząc krótkich chwil słabości: porażki z Danią i remisu z Kazachstanem - szła jak po swoje. I po swoje w przyszłym roku poleci też do Rosji, gdzie celem - choć na pewno nikt z kadry głośno o tym nie powie - będzie nie tylko wyjście z grupy, ale też walka o medale.

O tym, z kim zagramy w grupie na mundialu, dowiemy się 1 grudnia (losowanie w Moskwie). Wcześniej czekają nas jeszcze dwa sparingi :10 listopada z Urugwajem (najprawdopodobniej w Warszawie) i 13 listopada z Meksykiem (w Gdańsku).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.