Mundial 2018. Półfinał Belgia - Francja. Belgijski rząd na uchodźstwie, czyli jak czerwoni podbili Rosję

Belgia ma trzy języki urzędowe. Ale żaden nie jest językiem piłkarskiej kadry. Belgia ma sześć różnych parlamentów. Ale reprezentacja mówi jednym głosem. I to już smakuje jak mistrzostwo świata

Jedni mówią: Wieża Babel. Inni, że jest tu jak w unijnych korytarzach. - Mogę zacząć po francusku, a skończyć po niderlandzku, mogę wtrącić coś po hiszpańsku, portugalsku albo w lingala (jeden z języków Konga -red.), zależy gdzie jesteśmy. Jestem Belgiem. To jest fajne w tym kraju, prawda? - pytał Romelu Lukaku w głośnym tekście, który ukazał się podczas mundialu w Players' Tribune. Strefa wywiadów po meczach Belgii to pomieszanie języków. Ale sprawy wspólne załatwia się tutaj po angielsku.

Nie po francusku, nie po niderlandzku, nie po niemiecku. W żadnym z urzędowych języków. Tylko właśnie po angielsku. Tak, jak przystało na drużynę, w której 90 procent piłkarzy jest z Premier League. I jak przystało na drużynę belgijskich emigrantów, trenowaną przez emigranta z Hiszpanii i jego asystenta, emigranta z Francji. Nawet hasztag  belgijskiej operacji Rosja jest po angielsku: #redtogether. Ze wszystkich kolorów Belgii ważny jest teraz tylko czerwony ze strojów kadry.

Im mniej wspólności w Belgii, tym więcej w belgijskiej kadrze

Łączy ich piłka, angielski i to że wielu z nich spędziło już blisko połowę życia w przybranych ojczyznach. Ojczyznach, bo zwykle grali w zagranicznych klubach z więcej niż jednego kraju. A w tym "blisko połowę życia" nie ma żadnego naciągania. Eden Hazard za rok będzie mógł powiedzieć, że przeżył tyle samo lat na emigracji, co w Belgii. W identycznej sytuacji są Toby Alderweireld i Jan Vertonghen. Thomas Vermaelen już gra za granicą dłużej, niż mieszkał w kraju - 17 lat z 33. Aż siedmiu kadrowiczów opuściło Belgię gdy byli niepełnoletni. Kolejnych trzech - w roku wejścia w dorosłość. Z drużyny, która pokonała w ćwierćfinale Brazylię, tylko Kevin de Bruyne, Axel Witsel, Marouane Fellaini i Thomas Meunier wyjechali po dwudziestce. Trenuje ich Roberto Martinez, poza Hiszpanią od 23 lat. Pomaga mu Thierry Henry, poza Francją od lat 19.

Belgia to jest kraj dobrego szkolenia, wiadomo. Ale to jest też kraj szybkiego wyjeżdżania. I tych 24 ekspatów - plus Leander Dendoncker z Anderlechtu, jedyny który na co dzień pracuje w lidze belgijskiej - pisze właśnie w Rosji bardzo ładną historię: o odważnym graniu na boisku i o zgodzie poza nim. Tak się jakoś złożyło, że im mniej wspólności w tym, co w Belgii polityczne, tym więcej jej w belgijskiej kadrze. Kraj, który nie tak dawno  został rekordzistą świata w kłótniach przy formowania rządu (Belgowie nie mieli go przez 20 miesięcy i pobili w 2011 roku rekord Kambodży), doczekał się reprezentacji mądrych liderów. A przecież zdarzało się i w kadrze, że najważniejszym pytaniem było: co nas dzieli? Kto tu nie pasuje? Walonowie siedzieli przy innych stolikach niż Flamandowie. Ciemnoskórzy piłkarze czuli się gorzej traktowani. Nawet piłkarski geniusz bywał tu przekleństwem, bo - choć dziś trudno w to uwierzyć - jeszcze niedawno Belgowie całkiem serio dyskutowali, czy Eden Hazard i Kevin de Bruyne na pewno mogą grać obok siebie.

Francja - Belgia. Thierry Henry w koszulce rywala "To będzie dziwne"

Gdy strzelam gole, jestem Belgiem. Gdy nie strzelam, jestem Belgiem z Konga

A teraz? Kapitan Eden Hazard przerasta w mundialu 2018 oczekiwania, choć tyle razy mu mówili, że w chwili próby mięknie. De Bruyne, gdy wymaga tego dobro drużyny, gra tak głęboko cofnięty, jak mu się to w klubie nie zdarza. Romelu Lukaku ma turniej życia. Byli kapitanowie: Vermaelen, Verthonghen, a zwłaszcza Vincent Kompany, pomagają obecnemu kapitanowi jak mogą.

- Ani rasa, ani język nie grają w tej grupie roli - mówi Vertonghen o reprezentacji, w której jest siedmiu piłkarzy ciemnoskórych, dwóch o marokańskich korzeniach, potomek emigrantów z Kosowa.  - Kiedyś może były podziały w kadrze. Ale już ich nie ma - dodaje Vertonghen. Kompany nie chce słyszeć  o żadnych "nowych Belgach", jak się czasem nazywa potomków imigrantów. - Po prostu Belgowie - mówi.

Romelu Lukaku pisał we wspomnianym tekście, że gdy strzela gole, to jest Belgiem. Ale gdy gra słabo, to jest Belgiem kongijskiego pochodzenia. Teraz strzela gole. Problemy nie zniknęły, antyimigranckie nastroje też nie, ani ze społeczeństwa, ani z rządu (sekretarz stanu do spraw azylu i imigracji Theo Francken zasłynął postem na Facebooku o pożytkach z emigracji żydowskiej, chińskiej czy hinduskiej, i braku pożytków z marokańskiej, kongijskiej czy algierskiej). Ale oni nie dają się podzielić. Trafiła im się szansa jedna na 114 lat historii belgijskiej kadry.

Francja - Belgia. Przewidywane składy

Roberto Martinez Roberto Martinez MATTHIAS SCHRADER/AP

Związek daje ogłoszenie w Internecie: kadra szuka trenera

Wielu z nich wyjeżdżało do zagranicznych klubów w czasach, gdy Belgia była krajem piłkarskiego kryzysu i nawet w mistrzostwach Europy u siebie nie potrafiła wyjść z grupy. Dziś jest krajem szkoleniowego boomu i milionów z transferów, ale to się jeszcze nie przełożyło na reprezentacyjne sukcesy. Gdy po dwunastoletniej przerwie Belgia wróciła na mundial 2014, odpadła w ćwierćfinale z Argentyną. Gdy po szesnastoletniej przerwie wróciła na Euro 2016, odpadła w ćwierćfinale z Walią. Ale liderzy tej kadry zbierali doświadczenia i wyciągali wnioski.

Szefowie kadry też je wyciągali i w 2016, po odejściu selekcjonera Marca Wilmotsa i zamieszczeniu na stronie internetowej związku ogłoszenia: reprezentacja piłkarska szuka trenera, wybrali spośród tych którzy się zgłosili Roberto Martineza. Trenera który był jak reprezentacja Belgii: bez sukcesów, ale ciągle świetnie się zapowiadał i było jasne, że w końcu się może udać. Przychodził z Premier League, więc znał większość reprezentantów, a Lukaku i Marouane'a Fellainiego miał w klubie. Zastał grupę piłkarzy jeszcze młodych, a już doświadczonych i długo grających razem.

Ta ich droga zaczęła się właściwie już od igrzysk w Pekinie w 2008. Są zgrani, ciągle otwarci na naukę, lojalni wobec siebie i trenera. Nie mieli jak nasiąknąć lokalnymi sporami, bo zajmowali się piłkarską edukacją w najlepszych szkołach. Siedemnastu z nich grało w ostatnim sezonie w Lidze Mistrzó1). Pracują z nimi - lub pracowali - m.in. Pep Guardiola, Antonio Conte, Jose Mourinho, Diego Simeone. Gdy Martinez ze swoim sztabem szykował taktyczną zasadzkę na Brazylię, ani razu nie przećwiczyli nowego ustawienia na boisku. Bali się, że wtedy wszystko się wyda. Musiały im wystarczyć odprawy na wideo i wiara w to, że piłkarze są na tyle przygotowani przez nauczycieli w klubach, że udźwigną zadanie.

Luka Modrić to najlepszy piłkarz tego turnieju. I pewnie najbardziej lubiany. Choć niekoniecznie w Chorwacji

Najtrudniejsze zadanie: zapomnieć, że jest się faworytem

Udźwignęli. Sprawili niespodziankę. Mimo wszystko - niespodziankę. Choć przecież obie drużyny były od dawna niepokonane, obie były najlepsze w swoich strefach eliminacyjnych (Belgia wywalczyła awans z Europy jako pierwsza, Brazylia wygrała w CONMEBOL), obie pełne talentów i z czołówki rankingu FIFA. A gdy dziennikarze "Het Laatste Nieuws" zrobili przed meczem wyceny podstawowych jedenastek, to Brazylia wygrała, ale różnica była niewielka: 590 milionów euro do 547 mln. Faworytem była jednak zdecydowanie Brazylia, choćby ze względu na historię. Belgia jeszcze nigdy nie wygrała wielkiego turnieju. Najbliżej była w 1980, w finale mistrzostw Europy. A najwięcej rozgłosu zyskała w 1986, dochodząc do półfinału mundialu w Meksyku. Mimo, że ówcześni reprezentanci bardziej jednak cenią rok 1980. W 1986, przypomina Jan Ceulemans, Belgia ledwo wyszła z grupy, tylko dlatego, że był możliwy awans z trzeciego miejsca. I dopiero potem zaczęła się taka gra, że po odpadnięciu w półfinale z Argentyną witały Belgów tłumy na brukselskim Grand Place.

Teraz Belgia przeszła rundę grupową jak tajfun. Strzelając średnio po trzy gole w meczu i zdecydowaną większość z gry, co Belgów wyróżnia w turnieju stojącym pod znakiem stałych fragmentów. Piłkarze Martineza odwrócili losy meczu z Japonią, przechytrzyli Brazylię. A teraz we wtorkowym półfinale stoją przed wyzwaniem może nawet trudniejszym niż Francja: muszą zapomnieć, że teraz oni stali się faworytem. Zapomnieć o passie 24 meczów bez porażki, w tym 19 zwycięstwach. O bilansie bramkowym z tego okresu: 78-20. O 14 golach w pięciu meczach mundialu. O tym że wszyscy którzy byli w ostatnim czasie wyżej od Belgii w rankingu FIFA już odpadli. Presja wyniku zepsuła im dwa poprzednie turnieje. - Teraz sobie obiecałem, że po prostu będę się dobrze bawić - mówi Lukaku. Ale półfinał to już jest taki czas, gdy łatwiej to powiedzieć, niż zrobić.

Lubisz ciekawostki sportowe i niebanalne teksty. Wypróbuj nasz nowy newsletter. Zapraszamy, Łukasz Godlewski i Janusz Sadłowski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.