Mistrzostwa Świata 2018. Francja - Belgia. Thierry Henry w koszulce rywala "To będzie dziwne"

Od Francji oddalał się systematycznie, ale refleksje dlaczego Thierry Henry meczu Francja-Belgia nie będzie oglądał ubrany w koszulkę z kogutem, a przywdzieje dres z czarno-żółto-czerwonymi pasami nadeszły właśnie teraz. "To będzie dziwne". "Jak wygramy, chyba będzie szczęśliwy" - zastanawiają się Trójkolorowi przed półfinałem MŚ. Legenda ich piłki kulturę wygrywania przeszczepia jednak rywalom.
henry henry HASSAN AMMAR/AP

Najlepszy napastnik w historii Francji, strzelec 51 goli w 123 meczach, mistrz świata z 1998 roku i wicemistrz z 2006 inspiruje i wspiera najgroźniejszych rywali "Trójkolorowych". Te zdanie na godziny przed półfinałem mistrzostw świata, wielu wciąż może dziwić.

- Cóż, życie! - wzrusza tylko ramionami Noel Le Graet, prezes Francuskiej Federacji Piłkarskiej. - Od dawna mieszka w Anglii, przez ten czas nie miał wielkiego kontaktu z naszą piłką, straciliśmy go z oczu - odpowiadał na kolejne pytania francuskich mediów. Pewnie nie był to nawet w jego stronę jakiś zarzut. Wielki piłkarz po zakończeniu kariery może robić i współpracować z kim mu się podoba. Francuzi bardziej zastanawiają się jak to się stało, że ich niedawny bohater narodowy, znalazł się po przeciwnej stronie barykady? Co prawda trwa to już dwa lata, ale do tej pory Henry nie musiał odpalać amunicji w stronę swoich rodaków. 10 lipca w Sankt Petersburgu ma jednak mobilizować Belgów do strzałów i celnych trafień, by na mundialu unicestwić ekipę, której barwy niedawno przywdziewał. Nie można jednak powiedzieć, że ostatnio był z tą ekipą mocno związany.

pt>

Na rozstaju dróg

Droga Henry'ego i Francji zaczęła rozchodzić się już po upokarzających dla "Les Bleus" MŚ 2010. Turniej w RPA zakończył się kłótnią kilku piłkarzy z trenerem, bojkotem treningu, wyrzuceniem ze zgrupowania Anelki, a później także karami zawieszenia dla Evry, Ribery'ego i Toulalana. Chociaż ówczesny zawodnik Barcelony był biernym widzem tych przykrych wydarzeń, to późniejsze wyjaśnianie sprawy, spotkanie w Pałacu Elizejskim z prezydentem kraju Nicolasem Sarkozym i medialne pranie brudów wywołało u niego spory niesmak.

Bardzo długo ciągnęło się też za nim słynne zagranie ręką w polu karnym w barażowym meczu z Irlandią, dzięki któremu gola zdobył Gallas, a Francja do RPA w ogóle pojechała. "Dostali się na mundial oszukując" - grzmiały media, które porównywały go do złodzieja i oszusta. Piłkarz przeprosił, ale nic to nie dało. - Z powodu tego co się stało on rzeczywiście bardzo cierpiał - przyznał potem Gerard Houllier, dawny trener Les Bleus.

Zakończenie reprezentacyjnej kariery i wyjazd do Nowego Jorku nieco mu w oczyszczeniu głowy pomogły. Zresztą z USA wrócił od razu do Londynu, by tam zostać ekspertem w SkySport, z kosmiczną pensją wynoszącą 5 mln euro rocznie. To miał być krótki epizod, bo po głowie bardziej niż mikrofon, chodziła mu szatnia i trenerska ławka. Ponoć od zawsze.

- Wracał do domu po meczach i włączał sobie na deser starcie Guingamp-Angers. Interesował się taktyką, zwracał uwagę na detale - wspomina Houllier, który współpracował z nim w New York RB. Henry po zakończeniu kariery zrobił więc dyplom UEFA PRO (kursy przechodził nie we Francji, tylko Wielkiej Brytanii, a dokładnie w Walii, która oferowała tryb przyspieszonych zajęć dla piłkarskich gwiazd). Fachu uczył się od walijskich szkoleniowców którzy, co często podkreśla, mocno go inspirowali. To właśnie podczas swej trenerskiej edukacji Henry poznał Roberto Martineza. 

Relacja na żywo z meczu Francja - Belgia

Francusko-angielsko-hiszpański ideał

Martinez, który sam długo pracował w roli trenera na Wyspach (Swansea, Wigan, Everton) miał oko na Henry'ego. Wiedział, ze ten próbował pracować jako szkoleniowiec z młodymi piłkarzami w Arsenalu. Zresztą słuchał i oglądał go niemal co weekend, włączając transmisję z Premier League. Nota bene jakby obecni reprezentanci "Trójkolorowych" wyciągnęli teraz kilka opinii, którymi ich kolega dzielił się z widzami podczas swojej pracy, pewnie tak szeroko by się na jego widok nie uśmiechali.

- Czy Arsenal ma szansę na mistrzostwo z Giroud w składzie? Nie sądzę - rozpoczął swój wywód w kwietniu 2015 roku, wypowiadając się o aktualnej formie rodaka. Przynajmniej jak zawsze był szczery, a przy okazji miał rację, bo Kanonierzy przez słabszą końcówkę sezonu, nie zostali nawet wicemistrzami kraju.

Gdy tylko Martinez w sierpniu 2016 roku został trenerem Belgii i kompletował swój trenerski sztab, Henry wydawał mu się idealnym kandydatem. Miał mu realnie pomóc w codziennej pracy i mieć pozytywny wpływ na piłkarzy.

Przeszczepiał kulturę wygrywania

- Fakt, iż przez tyle lat grał na najwyższym poziomie i osiągnął tak wiele sukcesów, sprawiał, że był dla piłkarzy wiarygodny. Nawet jeśli ktoś się miał za znakomitego zawodnika, a naprzeciw niego stał Henry i mówił mu coś prosto w oczy, sprawiało, że słuchał tego z wielką uwagą -  tłumaczył Jean-Francois Remy, szkoleniowiec młodzieżowej reprezentacji Belgii.

Założenia od początku pokrywały się z praktyką. Zresztą temat Henry'ego poruszany był niemal na każdej konferencji prasowej Belgów w Rosji. Zawsze płynął z tego jeden przekaz o wielkiej estymie jaką  40-latek cieszy się wśród piłkarzy.

- Od początku dzielił się swoimi doświadczeniami, mówił co robił, jak to robił i co to dawało. Opowiadał o zdobytym mistrzostwie. Przeszczepiał kulturę wygrywania. Dał mi sporo cennych rad bym był lepszym piłkarzem - opisywał Batshuayi.

To właśnie napastnicy czerpali od niego najwięcej. Po ogólnych zajęciach często stawał z nimi w polu karnym i wspólnie pracował nad wykańczaniem różnych sytuacji, pokazując, tłumacząc, ale gdy trzeba pokrzykując.

- Najważniejszą rolę te wspólne sesje odegrały chyba dla Lukaku - oceniał Thomas Chatelle, były reprezentant Belgii, który z obecnym zawodnikiem Manchesteru United miał okazje grać w Anderlechcie. Pracę Henry'ego poświadczają seryjnie i łatwo przez Belgów zdobywane bramki. 14 goli na mundialu nie pamiętają nawet najstarsi ich kibice, a Lukaku został najlepszym strzelcem Belgii w historii występów na MŚ (5 goli ma też Marc Wilmots).

Belgijscy dziennikarze opisując funkcjonowanie Francuza w ich drużynie narodowej, często używali dwóch słów: "starszy brat" i "nauczyciel".

Henry ze swej roli łącznika między szatnią a sztabem wywiązywał się znakomicie. Zresztą zdobywca trofeum Ligi Mistrzów z Barceloną pasował Martinezowi z jeszcze jednego prozaicznego powodu. W brytyjsko-hiszpańskim sztabie szkoleniowym (najbliżsi współpracownicy Hiszpana to Graeme Jones, Richard Evans, Inaki Bergara) trener chciał mieć też pod ręką człowieka mówiącego po angielsku, hiszpańsku, ale i francusku. Językiem "urzędowym" na zgrupowaniach kadry Belgii jest angielski. Co prawda dla większości piłkarzy, grających na co dzień w Premier League, nie sprawia to problemów, ale dla tych posługujących się nim gorzej, może okazać się pomocne. 

Być jak Zidane

Henry wybrał współpracę z belgijską federacją nie tylko dlatego, że nieco oddalił się od swego kraju, ale głównie przez to, że sprytnie inwestuje w swoją przyszłość. Nie chodzi oczywiście o wynagrodzenie, z którego on sam nie ma żadnych korzyści. Całą swoją miesięczną symboliczną pensję, czyli raptem 8 tys euro (według Eurosport.fr), przeznacza bowiem na cele charytatywne. Dodajmy, że na belgijskie fundacje.

Najważniejsze, nie są pieniądze, a zbierane doświadczenie i to, co legenda piłki będzie chciała robić w przyszłości. Jego droga podobna jest do tej jaką obrał Zinedine Zidane, chociaż miał już propozycję objęcia funkcji trenera samodzielnie. 

- On chce być dobrym szkoleniowcem, a do tego trzeba się przygotować i sporo uczyć - komentował dla "Le Parisien" Robert Pires. Etapy kariery Henry'ego mogą przypominać te Zidane'a, w których Zizu był najpierw mniej widoczny jako asystent trenera Realu czy szkoleniowiec tamtejszej młodzieży, by w końcu po pięciu latach wyjść z cienia i samodzielnie objąć pierwszą drużyną "Królewskich". Otwarcie miał zresztą znakomite.

Henry pracując w sztabie Belgii nie rzuca się w oczy. Z Martinezem ma nawet umowę, że nie udziela się medialnie. Nie ma nawet okazji by go zapytać, czy podczas meczu Francja-Belgia ucieszy się z gola strzelonego przez swoich rodaków?

- No jak wygramy to chyba będzie szczęśliwy, bo pomijając wszystko to przecież Francuz - sam zastanawiał się na konferencji obrońca "Trójkolorowych" Lucas Hernandez.

Nie będzie też na razie okazji zagadać czy pamięta, że Kylian Mbappe nim wieszał nad łóżkiem plakaty Cristiano Ronaldo, to wpatrzony był właśnie w niego?

- Dziwnie będzie widzieć go przeciw nam - przyznał Olivier Giroud. - Oczywiście wolałbym by był po naszej stronie i to nam dawał wskazówki, ale nie możemy być zazdrośni. Taki jest teraz etap jego futbolowej kariery - dodał napastnik "Les Bleus". - Może kiedyś będzie selekcjonerem Francji? Póki co będę dumny jeśli pokażę Titiemu, że wybrał zły obóz - uśmiechnął się na koniec.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.