Mundial 2018. Gareth Southgate był uważany za trenera, który nie ma charyzmy, a może jeszcze pecha przyniesie. Teraz cały naród spija słowa z jego ust

Od zera do bohatera w kamizelce Marks and Spencer - tak Gareth Southgate rozkochał w sobie Anglię. Reprezentacja jest już w półfinale mundialu, trener jest ulubieńcem wszystkich, królowa szykuje ordery.

To się przecież nie miało prawa udać. Trener był nudny i kojarzył się z klęskami. Kadra była nudna i kojarzyła się z klęskami. Mundial 2018 miał kojarzyć się Anglikom z długim cieniem z Kremla i otruciem Siergieja Skripala. Jeszcze dziesięć miesięcy temu w stronę reprezentacji zdobywającej awans na mistrzostwa leciały z trybun papierowe samolociki. Na znak protestu: fajnie że wygrywacie 1:0 ze Słowenią, fajnie że jedziecie na mundial, ale przecież was się nie da oglądać. Wcześniej w tych samych eliminacjach kibice zwyzywali kadrę wracającą autobusem po meczu z Maltą.

Kadra była w depresji, jego trenerskie CV też nie rzucało na kolana

Gareth Southgate był wtedy zapchajdziurą bez charyzmy. Został zatrudniony, bo był pod ręką, gdy federacja robiła pokazówkę: trener kadry Sam Alardyce wyleciał z pracy po ledwie dwóch miesiącach, za to, że nie oparł się nieuczciwym propozycjom podczas dziennikarskiej prowokacji. I tak Southgate, były stoper reprezentacji awansował z młodzieżówki do kadry seniorów. Jego CV, delikatnie mówiąc, nie rzucało na kolana. W Middlesbrough, pierwszym klubie który prowadził, zdarzyło mu się 14 meczów bez zwycięstwa. Młodzieżówkę wprowadził do mistrzostw Europy w 2015, ale w rundzie grupowej zajął z nią ostatnie miejsce. Wcześniej był zatrudniony w federacji jako działacz, ale wytrwał przy długofalowym projekcie półtora roku. Można było mieć wrażenie, że angaże dostaje głównie dlatego, że przez lata pojawiał się w telewizyjnych studiach jako ekspert. A Anglię przejmował w 2016 jako drużynę w depresji: wyeliminowaną z Euro 2016 przez Islandię, bez zwycięstwa w rundzie pucharowej wielkich turniejów od 2006 roku.

Szwecja - Anglia. Media: "Być może futbol w końcu wraca do domu"

"Southgate oddałby ci ładowarkę telefonu, nawet gdyby sam miał jeden procent"

Minęło dziesięć miesięcy od papierowych samolocików (swoją drogą: w Rosji lepiej tego nie próbować, samolocik to znak protestu przeciw nagonce władz na komunikator Telegram, i można z powodu takiego kawałka papieru spędzić trochę czasu na komisariacie). Naród odkrył, że Gareth Southgate nie tylko ma charyzmę, ma też poczucie humoru, nienaganny styl i wyniki. Teraz to jest narodowy Gareth, który spala się w pracy nad drobiazgami, ale dla publiki ma zawsze uśmiech i coś dowcipnego. Kadrę prowadzi do zwycięstw, przegranych bierze w objęcia, jak Mateusa Uribe z Kolumbii, którego pocieszał po przestrzelonym karnym. W Internecie pełno jest żartów pod tytułem: co zrobiłby Gareth Southgate. "Southgate oddałby ci ładowarkę do telefonu, nawet gdy sam ma jeden procent". I tak dalej.

Cały naród kocha jego kamizelkę z Marks&Spencer, maniery idealnego zięcia i to, jak drobiazgowo Southgate przećwiczył z piłkarzami rzuty karne, wolne, rożne i wszystko to, co można wyćwiczyć, zaprogramować i przenalizować. Anglia jest już w półfinale mundialu, kibice krzyczą, żeby dać jej trenerowi tytuł szlachecki. Psychologowie, politolodzy, styliści piszą w prasie analizy jego stylu przywództwa i stylu ubierania się. A sprzedaż kamizelek poszybowała w górę.

- Jako środkowy obrońca, który tyle razy oberwał w głowę, nie jestem przyzwyczajony do bycia ikoną mody. Znam moje mocne strony i wiem, że Beckhamem to nie jestem. No wiecie, z moją twarzą. - mówi Southgate.

Kilka podobnych cytatów już się od początku mundialu zebrało. - Nasza szatnia wygląda jak szpital w M.A.S.H. - mówił po meczu z Kolumbią. - Ostatecznie dyskutujemy o różnicy wielkości jajeczka Cadbury - to odpowiedź na pytanie, czy to że bramkarz Jordan Pickford jest niższy od większości konkurentów jest dużym problemem.

Harry Kane bez gola - walka o tytuł króla strzelców nadal trwa

Jak Southgate rozbił oblężoną twierdzę

Anglia ostatni raz była w półfinale mundialu w 1990 i choć przegrała tam w karnych z Niemcami, to jednak wygrała dużo więcej. To wtedy, podczas letnich miesięcy Italia 90, futbol odzyskał sympatię w oczach przeciętnego Anglika. Został wyrwany z chuligańskiego getta, w które go wepchnęły straszne lata 80, z rozpadającymi się stadionami, na których ginęli ludzie, ze wstydem po Heysel, z politykami zbijającymi punkty na twardej rozprawie z całym złem futbolu. Podczas turnieju we Włoszech ludzie zobaczyli inną twarz piłkarza. Kończyły się czasy, gdy felietoniści "Timesa" opisywali futbol jako rozrywkę niegodną angielskiego narodu. Śmieciową rozrywkę dla ludzi-śmieci. Nadchodził czas, niedługo po mundialu 1990, gdy właściciel "Timesa" i telewizji Sky Rupert Murdoch rzuci się w piłkarski biznes i powstawanie Premier League.

Szwecja - Anglia. Harry Maguire i Dele Alli wprowadzają zespół Garetha Southgate'a do półfinału!

Obecny półfinał oczywiście aż tak wielkiej zmiany jak tamten - z zalanym łzami i grającym jak natchniony Paulem Gascoignem - nie przyniesie, bo nie ma takiej potrzeby. Premier League ma się świetnie, biznes się kręci, futbol przeszedł z klasy robotniczej do średniej. Ale Southgate'owi udało się naprawić to, co było popsute: więź między piłkarzami i sztabem kadry a kibicami. Mówi o futbolu normalnym językiem, bez nowomowy , z dowcipem. Otworzył zgrupowania szerzej dla mediów. Wprowadził normalność, po prostu.

Przekonał piłkarzy, żeby zwracali się do publiczności bez żadnej pozy. Reprezentacja była postrzegana przez lata jako grupa niezbyt rozgarniętych milionerów, nie mających pomysłu ani na granie razem, ani bycie razem. Cierpiała na syndrom oblężonej twierdzy, bo też nie dało się go nie mieć, gdy niemal każde reprezentacyjne lato wyglądało tak samo: najpierw tabloidy rozbudzały nadzieję, pisząc o złotych pokoleniach, o Anglii gotowej jak nigdy, już wpychając piłkarzom medale do rąk. A potem rozjeżdżały piłkarzy po niepowodzeniach, biorąc na cel tego, kto się najbardziej podłożył. Również Southgate'a, za feralnego karnego w półfinale Euro 1996 z Niemcami.

Gdy Southgate wspomina tamte karne, nie chce się wierzyć, że w kadrze mógł panować taki bałagan: lista strzelających powstawała podczas doraźnej łapanki, asystent trenera zapytał tylko Southgate'a, czy kiedykolwiek strzelał karne. A odpowiedzi  już nie słuchał: że tak, strzelał. Raz w życiu, i zmarnował karnego. Tego w mistrzostwach też zmarnował, a potem miesiącami słuchał żartów o sobie i niewybrednych piosenek.

To nie presja była zbyt mocna, to przygotowanie było za słabe

Jako selekcjoner rzucił się w pracę: nad strzelaniem karnych (z pomocą psychologa), nad stałymi fragmentami (z pomocą specjalisty zapatrzonego w NFL i NBA), nad ustawieniem drużyny, nad zmianą jej mentalności, nad zbliżeniem piłkarzy do siebie (wziął ich np. na obóz treningowy z komandosami). Wiedział, że jak będzie ciężka praca, to będzie też większa szansa, że wszystko się jakoś ułoży. Że większość problemów Anglii w ostatnich latach nie wynikała z tego, że presja była zbyt mocna, tylko przygotowanie do zadania zbyt słabe. Mieć taki plan to jedno, pociągnąć piłkarzy za sobą to drugie. Jemu się udało. Anglia nuci teraz "It's coming home" i czeka na półfinał. Southgate, niezależnie od tego co się dalej w Rosji stanie, wróci do domu jako zwycięzca.

Lubisz ciekawostki sportowe i niebanalne teksty. Wypróbuj nasz nowy newsletter. Zapraszamy, Łukasz Godlewski i Janusz Sadłowski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.