Mistrzostwa świata w piłce nożnej 2018. Rosja - Arabia Saudyjska. Zwycięstwo Rosji ociepli klimat mundialu

Do czwartku nastroje Rosjan były wręcz depresyjne. Na mistrzostwach świata czekali na łomot i wielką smutę. Na złość malkontentom reprezentacja Rosji nie tylko rozbiła 5:0 Arabię Saudyjską, ale i z Łużnik wysłała sygnał, że na mundialu nie zamierza być tylko statystą.
Rosja - Arabia Saudyjska Rosja - Arabia Saudyjska Fot. Pavel Golovkin / AP Photo

W kraju organizującym mistrzostwa świata kibice i dziennikarze drużyny-gospodarza rzadko są tak pesymistycznie nastawieni do zawodników i trenera, jak do czwartku byli Rosjanie. Depresyjny nastrój rodem z dzieł Fiodora Dostojewskiego towarzyszyły naszym wschodnim sąsiadom od wielu miesięcy. Bo przegrywali kolejne spotkania, bo jeśli wygrywali, to grając nijako, bo w czarnej serii kontuzji tracili kolejnych podstawowych piłkarzy. Mówiąc wprost: na mundialu miał być łomot, wielka smuta, kompromitacja. Miały być gwizdy i zwolnienie Stanisława Czerczesowa. I nie był to scenariusz malkontentów; spacerując ulicami Moskwy trudno było natknąć się na inny. Wyrok został wydany, Rosja oczekiwała tylko na wykonanie.

Jakby na złość kasandrycznym wizjom kamandir Czerczesow i przetrzebiony urazami pluton numer 2018 nie tylko wygrali mecz z Arabią Saudyjską, ale i zaprezentowali futbol, którego nie wstydził się choćby obecny na trybunach stadionu Łużniki prezydent Władimir Putin. Dla atmosfery mistrzostw nie mogło wydarzyć się nic lepszego. Impuls, który popłynie w kraj z Łużnik, powinien obudzić jeszcze niedawno zdystansowany wobec Sbornej naród rosyjski.

Ocieplenie klimatu

Już podczas ceremonii otwarcia mistrzostw można było poczuć jak wielką sprawą dla Rosjan są organizowane u nich mistrzostwa świata. Największą eksplozję radości wzbudził prezydent Władimir Putin, który ze swojej loży zaprosił świat do oglądania rozgrywanego na wschodzie turnieju. Gdy tylko na telebimach pokazał się rządzący Rosją po raz czwarty Putin, rozległ się tumult większy nawet od tego, który spowodował pierwszy gwizdek sędziego Nestora Pitany. - Jesteśmy częścią międzynarodowej społeczności i udowodnimy to - mówił prezydent Rosji.

Sama ceremonia również uderzała w oczy przepychem i chęcią pokazania wszystkim 'eto my, balszaja Rassija'. Wśród ubranych w pstrokate stroje tancerzy show dał Robbie Williams (który pokazał także środkowy palec do kamery) wraz z diwą operową Aidą Garifulliną. Najważniejszy spektakl rozegrał się jednak po tym, gdy z boiska ściągnięte zostały dekoracje.

Wilk i owca

- Wiesz za co będziemy wdzięczni naszym maladcom? Jeśli na mundialu rozegrają aż trzy mecze. Bo zawsze mogliby tylko jeden - kpili kibice do czwartku. Po inauguracji mistrzostw świata nawet zajadliwi krytycy drużyny Stanisława Czerczesowa muszą zmienić retorykę. Rosjanie od początku postanowili upewnić Saudyjczyków kto na Łużnikach pełni rolę wilka, a kto owcy. I choć maskotka mistrzostw, wilk Zabiwaka, nie zrobiłby krzywdy nawet musze, to Sborna nie miała zamiaru okazać piłkarzom Juana Antonio Pizziego rosyjskiej gościnności.

Zgoła inaczej było na trybunach na których kibice z kilkudziesięciu krajów świetnie się bawili. Incydentów nie było ani przed meczem, ani na stadionie. Pod Łużnikami mogliśmy obserwować za to karnawał - były śpiewy Saudyjczyków, tańce fanów z Peru, 'wpieriod Rassija' gospodarzy. Jeśli futbol ma łączyć, to w czwartek spełnił swoją rolę wzorowo.

Zabójcze kontrataki

Pomysł trenera Stanisława Czerczesowa był prosty jak czaro-biały telewizor, ale okazał się strzałem w dziesiątkę. I to dosłownie. Jego piłkarze mieli wciągać zawodników z Arabii na własną połowę, a później szybkimi wypadami przemieszczać się pod bramkę rywala. W ten sposób padły dwie pierwsze bramki. Najpierw do siatki trafił Jurij Gazinski, a następnie nie do obrony huknął Denis Czeryszew, który zmienił kontuzjowanego Alan Dżagojewa.

Gdyby nieco więcej szczęścia i dokładności, gospodarze do przerwy mogliby prowadzić co najmniej trzema bramkami. Ale po pierwsze w wielu momentach brakowało im precyzji, a po drugie w ostatnim kwadransie piłkarze kamandira Czerczesowa postanowili odpocząć i oszczędzać siły na drugą połowę. Odzwierciedlały to statystyki według których Saudyjczycy po 45 minutach mieli 61 proc. posiadania piłki. Ale bramki w meczu strzelali tylko Rosjanie.

Po przerwie Sborna wciąż kontrolowała grę, momentami wręcz usypiając - nie tylko kibiców, ale i rywala, któremu kolejną bramkę strzelił Artiom Dziuba (równo minutę wcześniej pojawił się na murawie). Wtedy nie wytrzymał nawet Czerczesow, który po dwóch pierwszych trafieniach uśmiechał się jedynie pod nosem. Były szkoleniowiec Legii Warszawa spojrzał w stronę trybun i salutującą ręką zameldował rodakom wykonanie zadania. Ale to nie był koniec! Cały świat zobaczył jeszcze dwie cudowne bramki. Najpierw kosmiczny strzał Denisa Czeryszewa, a później idealnie uderzenie z rzutu wolnego Aleksandra Gołowina.

Poczuć dumę na oczach świata

Zwycięstwo drużyny Stanisława Czerczesowa będzie miało kapitalny wpływ na cały turniej. Do tej pory rosyjscy kibice nie ukrywali, że ich nastawienie do drużyny - i do turnieju - jest sceptyczne. Trzy punkty i pięć bramek zdobyte w meczu otwarcia otworzą jednak najbardziej szczelne wrota rosyjskich dusz. 'Maladcy, maladcy' i 'Rassija, Rassija' - niosło się po trybunach Łużnik (na których zasiadło 79 tys. kibiców) i w tych prostych okrzykach słychać było wielką narodową dumę. Bo tego właśnie Rosja potrzebowała - poczuć dumę na oczach świata. W czwartek nie tylko nie było wstydu. Były wielkie powody do zadowolenia. To natomiast przełoży się na klimat turnieju, który w dużej mierze tworzą przecież gospodarze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.