Mistrzostwa świata 2018. Polska - Litwa. Same pozytywy. Optymizm przed Senegalem

Reprezentacja Polski wyjeżdża na Mundial w świetnych nastrojach. Mecz z Litwą miał wymarzony dla selekcjonera i piłkarzy przebieg: żadnych kontuzji, okazałe zwycięstwo i duża doza pewności siebie przed najważniejszymi bojami. Do tego dochodzą jeszcze dobre wieści w sprawie zdrowia polskiego gladiatora - wiele wskazuje na to, że Kamil Glik da radę zagrać w Rosji. Same pozytywy, które pozwolą kibicom z dużym optymizmem czekać na spotkanie z Senegalem. Po towarzyskim dwumeczu z Chile i Litwą sztab kadry ma też sporo materiału do analizy i, mitycznego już, wyciągania wniosków.
Grzegorz Krychowiak , Lukasz Teodorczyk i Thiago Cionek podczas meczu towarzyskiego Polska - Litwa na Stadionie Narodowym. Warszawa, 12 czerwca 2018 Grzegorz Krychowiak , Lukasz Teodorczyk i Thiago Cionek podczas meczu towarzyskiego Polska - Litwa na Stadionie Narodowym. Warszawa, 12 czerwca 2018 Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Do starcia z Senegalem zostało już tylko kilka dni, a poza Adamem Nawałką i kilkoma jego najbliższymi współpracownikami nie sposób znaleźć człowieka, który wie,  w jakim ustawieniu rozpoczniemy ten mecz. Świetnie działający w poprzednich latach system z czterema obrońcami, mocnym środkiem pola, błyskotliwymi skrzydłowymi i Milikiem lub Zielińskim wspomagającymi Lewandowskiego to nasza wizytówka. Ostatnie miesiące, rozegrane mecze kontrolne sprawiły jednak, że ani my, ani tym bardziej nasi grupowi rywale nie mogą zakładać, że tak będzie wyglądał nasz plan A. Alternatywna taktyka, w której jest miejsce dla trzech środkowych obrońców może być opcją na mecz z Senegalem lub Kolumbią, albo na określone fragmenty tych spotkań. Trzeba otwarcie powiedzieć, że weryfikacja tego ustawienia w drugiej połowie meczu z Chile wypadła blado. Przy stanie 2:1 zespół organizuje się w bezpieczniejszym (przynajmniej z definicji) systemie  i zamiast zaryglowania dostępu do naszej bramki widzimy rywali zamykających nas w obrębie pola karnego. Nie utrzymujemy się przy piłce, rywale stwarzają sporo szans bramkowych, szczęśliwie nie dajemy sobie strzelić większej liczby goli. To musiało dać do myślenia Adamowi Nawałce.

Nie zamierzam jednak wyciągać daleko idących wniosków z meczów z Chile i Litwą. Nie ma to większego sensu. To tylko gry towarzyskie, gdzie tempo, zaangażowanie i wymagania stawiane przez rywali są tylko namiastką tego, co czeka nas w Rosji. Nikt rozsądnie myślący nie stwierdzi przecież, że skoro nasi obrońcy zatrzymali Novikovasa, to i z Mane poradzą sobie bez problemu. To zupełnie inna skala trudności, choć obaj są przecież czołowymi skrzydłowymi w swoich ligach. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że selekcjonerowi przybyło możliwości. Zarówno w ustawieniu zespołu (w meczu z Litwą ciekawie wyglądająca współpraca trzech napastników, z których jeden rotacyjnie wycofuje się, by wspomóc rozegranie i zaatakować z głębi pola), jak i personalnych wyborach na poszczególnych pozycjach.

Po meczu  Litwą wiele zyskał Jacek Góralski. Lata temu Leo Beenhakker wymyślił ksywkę "Pirania", która miała obrazować styl gry Michała Pazdana. Jestem pewny, że dziś Holender mógłby tymi samymi słowami określić pomocnika Łudogorca Razgrad. Góralski nie bierze jeńców, na boisku zostawia serce, płuca i kawał wątroby, a jego ulubionym elementem gry jest bez wątpienia wślizg. Pierwszy wykonał w 15. sekundzie meczu, ostatni w 89., gdy sunąc po murawie wybijał piłę spod nóg litewskiego napastnika. Inna sprawa, że tę ostatnią sytuację sam sprowokował nieodpowiedzialnym, zbyt lekkim podaniem. Góralskiemu brakuje centymetrów do walki o górne piłki i to jego największy mankament. Czasem biega zbyt wiele, opuszcza swoją strefę, ma skłonności do gry faul, ale na dziś jest na pewno bardzo solidną alternatywą na pozycji nr 6. Nie zdziwię się jeśli to on, a nie Karol Linetty będzie partnerem Krychowiaka w środku pola. Na wślizgu może wjechać do pierwszego składu reprezentacji.

Na tle słabych tego dnia Litwinów bardzo dobrze prezentowały się nasze wahadła. Rybus zaliczył przytomną asystę przy pierwszym golu Lewdowskiego i po raz kolejny potwierdził, że w ofensywie ma wiele do zaproponowania. Bartosz Bereszyński bardzo dobrze grał zarówno na prawej, jak i lewej stronie, on też zaliczył decydujące podanie przy golu na 3:0. Kolejny udany mecz zaliczył Jan Bednarek, więc coraz bardziej prawdopodobne jest, że to on będzie z Michałem Pazdanem tworzył duet stoperów na Mundialu. Przynajmniej do momentu, gdy do pełnej sprawności wróci Kamil Glik.

Obrońca Monaco po raz kolejny zakpił z bólu. Kontuzja, która miała go zamknąć w sali operacyjnej, a później w gabinetach rehabilitantów jest dziś tylko kolejną przeszkodą do sforsowania w drodze do upragnionego celu. Przeżywał to już wielokrotnie, bo jego życie i kariera piłkarska nie były usłane różami. Kilka minut przed końcem meczu z Litwą cały stadion skandował głośno jego nazwisko, by dodać mu otuchy w walce z bólem. Kibicuję mu mocno, ale nie umiem się pozbyć wątpliwości. Wyobraźmy sobie scenariusz, że Glik wraca do sprawności i rozpoczyna mecz z Japonią, którego stawką jest wyjście z grupy. Przecież pierwszą rzeczą, którą zrobi napastnik rywali będzie piłkarski "meldunek" ukierunkowany na czuły punkt naszego stopera. To nie musi być brutalny faul, ale mocniejszy atak, pchnięcie, agresywna walka o piłkę. Czy lekarze, którzy dali Glikowi zielone światło na powrót do gry są w stanie zagwarantować, że wtedy kontuzjowany bark wytrzyma?

Robert Lewandowski i Maciej Rybus podczas meczu towarzyskiego Polska - Litwa na Stadionie Narodowym. Warszawa, 12 czerwca 2018 Robert Lewandowski i Maciej Rybus podczas meczu towarzyskiego Polska - Litwa na Stadionie Narodowym. Warszawa, 12 czerwca 2018 Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Kolejne gole Roberta Lewandowskiego przyjmujemy już na chłodno, przyzwyczailiśmy się do jego skuteczności, choć jeszcze kila lat temu nie była ona normą. Kiedyś ganiony za brak bramkowych efektów, wygwizdany przez sfrustrowanych kibiców, dziś jest maszyną do terroryzowania defensywy rywali. Szum wokół domniemanego transferu nie ma wpływu na jego postawę w biało-czerwonych barwach. W decydujących meczach Bayernu w Lidze Mistrzów nie błyszczał, ale na ostatniej prostej przed Mundialem włączył tryb bestii pazernej na gole. Atomowy strzał teoretycznie słabszą nogą? Nie ma sprawy. Inteligentny ruch w polu karnym, zgubienie obrońcy i chłodny finisz? Proszę bardzo. Idealna kombinacja siły i precyzji przy strzale z rzutu wolnego? Bułka z masłem. Kapitan śrubuje rekord goli zdobytych w reprezentacji, ale wszyscy wiemy, że dopiero mundialowe trafienia i wymierne drużynowe sukcesy dadzą mu pełną satysfakcję. A wysłannicy grupowych rywali (na trybunach widziałem Japończyków i Kolumbijczyków) muszą zdać raport z adnotacją, że Polacy potrafią wykorzystać i rzut wolny z okolic pola karnego, i rzut rożny (nieuznany gol Krychowiaka). Dla nas to świetna wiadomość, bo stałe fragmenty gry na tym poziomie często są czynnikiem decydującym o sukcesie.

Na koniec jeszcze jedno luźne spostrzeżenie. Wielokrotnie słyszałem opinie, że frekwencja na piątkowych i poniedziałkowych meczach Ekstraklasy rozgrywanych o godzinie 18 nie może być wysoka, bo kibice nie mają szans dotrzeć po pracy na stadion. Argument wydawał mi się logiczny i oparty na racjonalnych przesłankach. Tyle tylko, że we wtorkowe popołudnie, w zakorkowanej zwykle Warszawie na trybunach zjawiło się blisko 54 tysiące widzów, a i tak wielu chętnym nie udało się kupić biletu. Jak to racjonalnie wytłumaczyć?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.