Mistrzostwa świata 2018. Polska - Litwa 4:0. Ostatki są od morale i szlifów

Pakiet na dzień przed wylotem do Soczi. Różowe okulary dla przeciętnego kibica, podbudowanie w bagażu kadry narodowej. Miało być lekko, łatwo i przyjemnie, żeby przy okazji zostało sporo miejsca na ostateczne prace wykończeniowe.

Dobre wrażenie

Ogromne pole manewru - grzechem byłoby nie skorzystać. Wprost idealne warunki do budowy pewności siebie, która została trochę nadszarpnięta. Bo mechanizmy zgrzytały, bo nie było automatyzmów, bo kilkakrotnie ktoś podał za krótko, a inny źle się ustawił.

Teraz miało być - i faktycznie było - inaczej. Głównie ze względu na przeciwnika. Litwini dali przestrzeń, dali też możliwości płynnych zmian w obrębie formacji. I o to chodziło, żeby w środę do samolotu wsiąść ze szczerym uśmiechem na twarzy, zamiast zgryzoty wywołanej oblaniem ostatecznego testu. Ciśnienie i tak będzie wysokie.

W kadrze nikt nawet nie śmie myśleć o hurraoptymizmie. Ten można pozostawić tym kibicom, dla których futbol to po prostu zwyczajna frajda i dobra zabawa.

Przestwór oceanu

.
Screen

Miejsce, czas, akcja. Wszystkie elementy zostały spełnione, żeby zrealizować miłe dla oka widowisko, strzelić kilka bramek i wykorzystać te 90 minut do maksimum. Trener Nawałka zawarł w tym meczu kontrolnym naprawdę mnóstwo elementów, które jeśli choć do pewnego stopnia będą funkcjonować na mistrzostwach świata, to będzie to swego rodzaju sukces.

Polacy mieli mnóstwo przestrzeni i głównie dzięki temu spokojnie, krok po kroku mogli przenosić na boisko te wszystkie wcześniej omawiane oraz sprawdzane na treningach schematy. Największą uwagę w pierwszej połowie zwracała współpraca na linii Góralski-Bereszyński, ponieważ to właśnie ten duet w dużej mierze odpowiadał za organizację gry w bocznym sektorze boiska. Akcje były dość powtarzalne, ale przy tym dynamiczne.

Ten wariant rozegrania należy oczywiście umieścić w szerszym schemacie, z Jędrzejczykiem przesuniętym znacznie bliżej linii bocznej i Kownackim, który świetnie sprawdzał się w uwalnianiu Bereszyńskiego. Dzięki temu wahadłowy bez większych trudności mógł oderwać się od przeciwnika, odwrócić się z piłką, czy po prostu wyjść na obieg.

Góralski natomiast bardzo dobrze ustawiał się do odbioru, naciskał rywala nawet, jeśli wcale nie trzeba było narzucać tempa i nie bawił się w rozegranie przez większą liczbę zawodników. Taka gra była również efektem dużej wymienności pozycji w ataku i bardzo ofensywie nastawionej linii obrony.

Strategia ekspansywna

.
Screen

Pressing Litwinów w pierwszej części spotkania zdarzał się dość rzadko, a jeśli już to nie był przesadnie agresywny, dlatego mając inicjatywę po swojej stronie, Polacy skoncentrowali się na realizowaniu planów w ofensywie. Bardzo często z tyłu pozostawali Cionek i Bednarek, a w tym czasie Jędrzejczyk wychodził znacznie wyżej, pozostając w bezpośrednim kontakcie z Bereszyńskim. Wsparcie duetowi stoperów zapewniał Krychowiak i Góralski - częściej to ten pierwszy schodził niżej w momencie wprowadzenia futbolówki do gry, a w tym samym czasie drugi ustawiał się do rozegrania z Jędrzejczykiem i Bereszyńskim.

.
Screen

Taka dość ekspansywna polityka kilkakrotnie przyjęła jeszcze bardziej zaskakujące i "odważne" formy, gdy piłkę długim podaniem wprowadzał Fabiański. Wówczas ci sami defensorzy ustawiali się na wysokości własnego pola karnego, na przeciwległych jego skrajach, a kilkanaście metrów (w środku) dalej zostawał wspomniany duet pomocników lub jednego z nich zastępował Jędrzejczyk.

Tymczasem w ofensywie dominowała wymienność pozycji. Schodzący niżej Lewandowski szukał podaniami Milika, Kownacki przenosił ciężar gry w kierunku Rybusa albo uwalniał Bereszyńskiego, Krychowiak bombardował przód formacji bardzo konkretnymi prostopadłymi podaniami.

Raz cztery, raz trzy

.
Screen

W drugiej połowie po zmianie na linii Jędrzejczyk-Piszczek dokonano kilku roszad. Selekcjoner zdecydował się powrócić do gry na czterech obrońców, tj. Piszczek, Bednarek (po 50. minucie Pazdan), Cionek, Bereszyński. Wykorzystał jednak sytuację do sprawdzenia płynnego przejścia między ustawieniami, stąd często z tyłu zostawało trio wspomagane przez Góralskiego i Krychowiaka, a znacznie wyżej wychodził Bereszyński (Rybus przesunięty do ataku). W razie potrzeby nie było większych problemów z powrotami. Trudności pojawiały się po nich, gdy na pierwszy plan wychodziły podział obowiązków i komunikacja. Sam mechanizm działał.

Już w pierwszej części meczu, jeszcze w poprzednim bloku defensywnym, kłopoty wynikały z działań Litwinów w naszym polu karnym lub bezpośrednio przed nim. W ten sposób w 43. minucie po rzucie wolnym, w drogę weszli sobie Cionek i Krychowiak, natomiast Jędrzejczyk za późno zareagował z kryciem, przez co przeciwnik mógł złapać kontakt. Po przerwie takich przypadków było więcej.

.
Screen

Uwaga zawodników była tak skupiona na poprawnym ustawianiu się w dwóch liniach, że nie zwrócili uwagi na groźnie zapowiadający się atak. Wszystko zaczęło się w bocznym sektorze boiska, gdzie zbyt wolna reakcja Bereszyńskiego i Rybusa pozwoliła na podanie w kierunku odrywającego się od obrony rywala. Najbardziej istotne jest to, co w tym samym czasie działo się w polu karnym - dwóch piłkarzy pozostało bez krycia, dwóch mogło wyjść na domknięcie.

Pakiet startowy

Dzień przed wylotem do Soczi nikt nie chciał zafundować sobie zgryzoty i słabego humoru. Tak to właśnie lekko miało wyglądać - miała być dobra atmosfera, gole, miał być też spokój. Wszystko po to, żeby zrealizować te kilka schematów i chociaż trochę zbić wysokie ciśnienie.

Niektórzy kibice dostali natomiast różowe okulary, ale nie rażąco różowe, bo nikt nie życzy sobie hurraoptymizmu. Nie ma wstępu do kadry.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.