Droga do Rosji. "Meldonium raz! A potem sprawdzimy Próbkę B". O dopingu, igrzyskach i futbolu, czyli o Rosji wstrząśniętej, ale nie zmieszanej

Przez tę dziurę wysysało rosyjskie medale zdobyte w Soczi, rosyjską flagę z Pjongczangu i Witalija Mutkę z ruchu olimpijskiego. Michaił widział tę dziurę. Ba, rękę włożył! Co nie znaczy, że Michaił wie, co sądzić o dopingowej wojnie Rosji ze światem. Wojnie, która dziwnym trafem omija futbol.
Meldonium Meldonium JAMES ELLINGWORTH/AP

Meldonium kosztuje u nich 650 rubli. Czyli jakieś 40 złotych. Dużo, ale za porządną porcję: pełna szklanka mocnego kopa. Za sprawdzenie Próbki B trzeba zapłacić dużo mniej, 300 rubli. Nie sprzedają, niestety, Duszesy. Czyli Księżnej, dopingowego drinka stworzonego przez Grigorija Rodczenkowa. Duszesa, jeden z symboli wielkiej rosyjskiej afery dopingowej ostatnich kat, to trzy sterydy plus alkohol: dla kobiet martini, dla mężczyzn chivas. Dla lepszego wchłaniania. Duszesa świetnie działa na mięśnie i jest bardzo trudna do wykrycia. Ale sportowcy mieli z nią trochę zachodu.

Trzeba było dzwonić do dilerów takich jak Witia Jintropin (Witia nie miał tak na nazwisko, to była ksywa od nazwy hormonu wzrostu), potem się bawić w otwieranie trzech kapsułek, dobieranie dawek do rozpuszczenia w alkoholu. Kapsułka oksandrolonu, kapsułka metenolonu, kapsułka trenbolonu, wymyślonego do tuczenia zwierząt. Otworzyć, wymieszać, wlać do ust, pobulgotać, poobracać językiem. I splunąć. Nie połykać. Tak, żeby wchłonęły się tylko mikrodawki nie do wykrycia. Nie było to może tak szarpiące nerwy, jak branie nieśmiertelnego enerdowskiego oral turinabolu, który daje kopa, ale też niszczy zdrowie i dlatego nikt go już legalnie nie produkuje, za to w szemranych fabrykach - owszem. Ale jednak i po Duszesie zostawał jakiś absmak. A tutaj można sobie degustować z czystym sumieniem. Bez kapsułek, mieszania, płukania, spluwania. Nie trzeba dzwonić po dilera. Wystarczy skinąć na kelnera, wymościć się na tarasie zalanym słońcem, albo w przyjemnie klimatyzowanym wnętrzu. Meldonium i Próbka B są pod koniec karty.

Mundial w Rosji Mundial w Rosji Paweł Wilkowicz

"Czy to naprawdę tutaj?"

Meldonium to lek na krążenie, który od 2016 roku jest uznany za doping i zwichnął karierę m.in. Marii Szarapowej. Meldonium w karcie restauracji La Punto to nazwa drinka: absynt z Red Bullem. Próbka B to sambuca, tequila i sos tabasco. La Punto stoi między stadionem olimpijskim Fiszt a zamkiem Gargamela, który oficjalnie nazywa się Hotel Bogatyr i pasuje do otoczenia jak pięść do nosa (- Dlaczego mówisz, że jest brzydki? W nocy jest ładny. Daj spokój, to nie Szwajcaria, Rosjanom się podoba - mówi pilnujący tu porządku Siergiej Borysowicz). Na Fiszcie, przepięknym stadionie który podrożał podczas budowy z równowartości kilkuset milionów złotych do blisko dwóch miliardów, otwierano i zamykano igrzyska w Soczi. A teraz będą tu świetne mundialowe mecze, m.in. Portugalia - Hiszpania. Gigantyczny Bogatyr, z przylegającym do niego parkiem rozrywki, kosztował równowartość około miliarda złotych. W przedolimpijskim Soczi jeśli coś nie kosztowało około miliarda, to jakby tego nie było. Na samą autostradę i linię kolejową łącząca nizinne olimpijskie Soczi z górskim olimpijskim Soczi Rosja wydała tyle, ile organizatorzy igrzysk w Vanvouver 2010 na całą infrastrukturę. W Bogatyrze podczas Pucharu Konfederacji mieszkali mistrzowie świata Niemcy. A za Bogatyrem i parkiem rozrywki zaczynają się już włości Formuły 1: tor zbudowany już po igrzyskach i obwieszony reklamami Łukoilu. Gdy jest w Soczi Grand Prix, arcybogaci goście zapełniają najlepsze hotele wzdłuż całego wybrzeża, tak jak podczas igrzysk. Ale tak jakoś przykro wyszło, że z całej tej ziemi nasiąkniętej miliardami i zabudowanej świetną sportową architekturą najgłośniej było w ostatnich latach o tym niepozornym budynku między Fisztem a Bogatyrem. A drinki w karcie restauracji La Punto to próbka B czarnego humoru. Mrugnięcie okiem: jeśli jeszcze się nie zorientowałeś, że to tutaj, to teraz już wiesz i możesz pytać. - Czy to naprawdę tutaj? - Tutaj - mówi Sergiej Borysowicz. - Tutaj - mówi Michaił, menedżer La Punto. - Właśnie tu, gdzie usiadłeś.

Polski hymn przy ulicy Triumfalnej

Soczi 2014 to było rosyjskie "Yes, we can!". Igrzyska organizacyjnie niemal doskonałe (wyłączając delikatny poślizg z hotelami), w ulubionym miejscu Władymira Putina, w mieście nazywanym trzecią stolicą Rosji. Rozbudowanym za Stalina, który już od rewolucji przyjeżdżał tu na siarkowe kąpiele, a wyjazdami do sanatoriów nagradzał towarzyszy, przodowników pracy, katów. Mieście przebudowanym dzięki Putinowi i bliskim mu oligarchom. O igrzyskach, ale letnich w 2012, myślała Moskwa. A dostało igrzyska Soczi. Obiecywano Grand Prix F1 Moskwie. Ale dostało je Soczi. A Adler, czyli południowa część miasta, granicząca z Gruzją, a właściwie z Abchazją, została w ostatniej dekadzie nie tyle przebudowana, co zbudowana od nowa. Za rzeką Mzymtą, która dzieli Adler na pół, kończy się świat wąskich ulic, dacz, sklepików. A zaczyna Adler hektarów asfaltu, wielkich trawników, kosmicznej sportowej architektury, palm. Polskiego złota też.

Kilkaset metrów od Fisztu stoi Adler Arena, z której wyjechały złoto Zbigniewa Bródki i jeszcze dwa medale panczenowych drużyn. A dwieście metrów dalej, przy ulicy Triumfalnej, jest plac medalowy, gdzie grali hymn Bródce, dwa razy Kamilowi Stochowi, raz Justynie Kowalczyk. I jeśli ktoś was będzie przekonywał, że cztery lata po tych hymnach olimpijskie Soczi niszczeje, zapomniane i opustoszałe, nie traktujcie go poważnie. Nie wszystkie obiekty są zagospodarowane: w górskiej części igrzysk, na Krasnej Polanie, oprócz wyciągów pełnych narciarzy i snowboardzistów są też pustostany czekające na lokatorów. Na olimpijskich skoczniach narciarskich zbudowanych za równowartość - jakżeby inaczej - ponad miliarda złotych nic się nie dzieje. Na Fiszcie rozegrano od igrzysk ledwie kilka meczów, bo mocnych klubów piłkarskich tu nie ma w ogóle. A hotel Bogatyr okazał się dla oligarchy Wiktora Wekselberga tak obciążającą inwestycją, że Władymir Putin zaproponował, żeby wykupiło hotel państwo i udostępniło młodzieży. Ale nawet to, co jest słabo wykorzystywane, wygląda dalej jak spod igły. A kurort Gorki Gorod, niedaleko skoczni i tras biegowych, powinien się już nazywać Syzyfowe Gorki, bo robotnicy krążą tam nadal z drabinami i narzędziami, jak cztery lata temu, jakby w olimpijskich hotelach trzeba było nadal w pośpiechu zawieszać obrazy i podłączać gniazdka. Tu zanim Soczi zdobyło igrzyska, były wioseczki. A teraz są świetne stacje sportów zimowych.

To mogła być historia sukcesu. Ale najpierw tuż po zamknięciu wiosek olimpijskich Władymir Putin zarządził dogrywkę, odbił Krym i spuścił ze smyczy komendantów ze wschodniej Ukrainy. A potem do Stanów zwiał Grigorij Rodczenkow i stamtąd zaczął kosić swoimi zeznaniami tych, których do tej pory ochraniał. A zaczął od opowiedzenia "New York Timesowi", gdzie była dziura w całym.

Mundial w Rosji Mundial w Rosji Paweł Wilkowicz

Nocne manewry w pokoju 124

Michaił, menedżer La Punto, kreśli w powietrzu: dziura wielkości deserowego talerzyka. O, taka. A tu był ten prostokąt ścian. Od tej kolumny do tej, od tej do tej. Stół, przy którym stoimy, znalazłby się dokładnie w środku pokoju, który był tu przed przebudową. Pokoju numer 125, czyli magazynu próbek w olimpijskim laboratorium antydopingowym w Soczi. Przylegał do niego pokój 124, czyli oficjalnie rupieciarnia, a dla wtajemniczonych: pokój podmiany próbek, w którym nocami urzędował Grigorij Rodczenkow, główny dopingowy i antydopingowy macher Rosji w ostatnich dekadach. Siedział z agentami FSB, wyćwiczonymi w otwieraniu próbek i przez dziurę w ścianie, kilka centymetrów nad podłogą, przekazywali agentowi FSB dyżurującemu w pokoju 125 fiolki z podmienionym moczem: napełnione czystym,  pobranym od sportowców na długo przed igrzyskami.

Rodczenkow, jak opowiadał po ucieczce do USA (niedługo przed jego ucieczką zmarło na serce dwóch ważnych urzędników rosyjskiego antydopingu), dostawał od jednego z działaczy listę próbek do podmiany. Znali numery próbek, bo wtajemniczeni w ten system rosyjscy sportowcy mieli robić podczas kontroli zdjęcia swoich formularzy antydopingowych. Zdaniem Rodczenkowa, jedna trzecia z 33 rosyjskich medali z Soczi została zdobyta przez sportowców wtajemniczonych w oszustwo. To największe zdemaskowane oszustwo nowożytnych igrzysk, perła w koronie systemu tuszowania wpadek, rozwijanego w rosyjskim sporcie od mniej więcej 2010 roku -  według wersji Rodczenkowa, potwierdzonej potem przez śledczych Światowej Agencji Antydopingowej i przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Ale dla władz rosyjskich ta historia z laboratorium w Soczi  to bajanie sprzedajnego durnia, do tego przestępcy. "Durniem" zaszczycił Rodczenkowa sam Władymir Putin. Durniem, którego miejsce jest w więzieniu. I który popełnił tyle przestępstw dopingowych, że nie można mu już wierzyć w żadnej sprawie. A były szef Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego Leonid Tiagaczew podpowiedział, że Stalin takich kłamców jak Rodczenkow rozstrzeliwał.

Grigorij Rodczenkow Grigorij Rodczenkow Fot. materiały prasowe

Rodczenkow, dureń zaocznie aresztowany. Ale nie rozstrzelany

Rosja się nie wypiera, że popełniła wiele dopingowych grzechów. Że Rodczenkow, najważniejszy naukowiec rosyjskiego antydopingu, szef laboratorium w Moskwie, robił od lat przekręty z próbkami i szprycował sportowców. Ale rosyjskie władze przedstawiają go raczej jako działającego na własną rękę i dla własnej korzyści.  Rodczenkow jest przez Rosjan poszukiwany listem gończym i zaocznie aresztowany za rozprowadzanie zakazanych substancji. Rosja się też nie wypiera, że ktoś mógł mu pomagać, jakieś sprzysiężenie oszustów, działające za plecami szefów rosyjskiego sportu. Rosja nawet się godzi z większością wymierzanych jej kar zbiorowych. Ale nie przyznaje się do żadnego państwowego dopingu. Rosyjscy śledczy szukali, szukali, ale się nie doszukali dowodów podmieniania próbek między pokojami 124 i 125.

Nie doszukali się nawet dowodów na istnienie dziury. A agenci FSB z laboratorium zaprzeczyli, że cokolwiek podmieniano. Ale prokurator Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) Richard McLaren, który weryfikował zeznania Rodczenkowa, nie miał wątpliwości, że do podmian dochodziło. Próbki były nielegalnie otwierane, mocz podmieniany. Jeśli potem były wątpliwości w postępowaniach dyscyplinarnych i odwoławczych wobec  dyskwalifikowanych i pozbawianych medali sportowców, to chodziło raczej o to, czy sam fakt podmiany oznacza, że podmieniona próbka była pierwotnie skażona dopingiem, czy sportowiec dzięki takiej zamianie coś zyskał i czy  w ogóle o niej wiedział. Trybunał Arbitrażowy do Spraw Sportu, uchylając karę dyskwalifikacji dla Aleksandra Legkowa, złotego medalisty z Soczi w biegu narciarskim na 50 km (Legkowowi najpierw złoto odebrano, w Trybunale je odzyskał, ale MKOl będzie chciał mu je znowu odebrać) napisał w uzasadnieniu, że jest za mało dowodów wskazujących na to, że Legkow się dopingował i że był świadomy manipulacji z próbką jego moczu. Ale, zaznaczył Trybunał, to nie znaczy że nie było systemu tuszowania dopingu w Soczi, bo "są znaczące dowody na to że był, i działał".

Mundial w Rosji Mundial w Rosji Paweł Wilkowicz

"Profesor McLaren jadł u nas obiad, może wpadnie podczas mundialu"

Dzisiaj tutaj, gdzie się cztery lata temu nocami rozgrywał laboratoryjny thriller, można smacznie zjeść i wypić, z restauracją sąsiaduje duża sala zabaw dla dzieci, na piętrze są biura. Choćbyś się nie wiem jak mocno zaciągał, nie pachnie siarką, tylko mieloną kawą. Wewnętrzne ściany laboratorium wyburzono i tylko na zapleczu restauracji widać jeszcze te charakterystyczne kafelki, które są na ujęciach z filmu dokumentalnego "Ikar", poświęconego Rodczenkowowi i oszustwu z Soczi. A menedżer Michaił jest już w tym wszystkim pogubiony. -  Czy widziałem tę dziurę? No jak to, ja w nią rękę wkładałem! W środku rura, taka w jaką się chowa różne przewody, zaślepiona z obu stron. Gdy zdjąłem zaślepkę, w dziurze był zwitek reklamówek. Wyjąłem je i włożyłem rękę w ścianę - mówi Michaił. - Potem przyjeżdżali tu do nas agenci naszego FSB, śledczy z WADA. Profesor McLaren jadł u nas obiad. Mamy nadzieję, że jeszcze wpadnie, może podczas mundialu. Ale na temat całej tej wojny dopingowej Rosji ze światem nie mam zdania - mówi Michaił. Firma Michaiła przejęła parter budynku laboratorium w 2015. Restauracja działa już drugi rok, biznes się kręci, czas mundialu to złote żniwa. A laboratoryjna przeszłość przyciąga ciekawskich. Za to rosyjski sport i system walki z dopingiem z powodu tej dziury w ścianie wygląda dziś, jakby w niego strzelił meteoryt tunguski: okoliczności może nie są do końca jasne, ale zniszczenia koszmarne.

Bez flagi, hymnu, lekkoatletyki i agencji dopingowej. I bez przyznania do winy

Ze sportowego sukcesu Rosjan w Soczi 2014 zostały zgliszcza. Klasyfikacja medalowa, którą wygrali, zmieniała się przez ostatnich kilkanaście miesięcy w rytmie kolejnych werdyktów sportowych sądów i trudno już nadążyć, które medale Rosji odebrano na dobre, które odzyskała w apelacji, które jeszcze może stracić. Można się pogubić: kto z Rosjan w danym sporcie może startować, kto nie może. Ledwie cztery lata po igrzyskach u siebie Rosja w ogóle nie wystawiła reprezentacji w Pjongczangu: rosyjscy  sportowcy startowali tam indywidualnie, zgłoszeni przez MKOl, bez własnej flagi i hymnu. I tylko ci sportowcy, którzy nie byli nigdy wcześniej w karierze karani za doping ani podejrzani o jego stosowanie. Dopingowe skandale rozlały się na inne sporty, również letnie. Rosyjska federacja lekkoatletyczna po śledztwach dopingowych rozpoczętych w 2014 przez dziennikarza ARD Hajo Seppelta, a dokończonych w imieniu WADA przez profesora McLarena, jest dziś wyklęta w IAAF, a rosyjscy lekkoatleci mogą startować tylko jako sportowcy neutralni. Rosyjska agencja antydopingowa nadal jest zawieszona w pełnych prawach członka WADA. Były minister sportu Witalij Mutko został przez MKOl dożywotnio wykluczony z igrzysk i nie odwołał się od tej kary. 

Usunął się w cień w federacji piłkarskiej (oficjalnie, bo nadal ma tam ogromne wpływy), zrezygnował z oficjalnego stanowiska przy organizacji mundialu. Jego zastępca w ministerstwie Jurij Nagornych został zwolniony. Rosyjscy olimpijczycy z Pekinu 2008 i Londynu 2012 zostali podczas powtórzonych testów wyłapani na dopingu tuzinami, po tym jak Rodczenkow podpowiedział Światowej Agencji Antydopingowej nową metodę wykrywania oral turinabolu. Wiktor Czegin, trenerski guru chodu sportowego, którego chodziarze zdobyli mnóstwo medali igrzysk i mistrzostw świata, zwinął się ze swojej bazy w Sarańsku i krąży z zawodnikami po Kirgistanie. A w sarańskim Centrum Przygotowań Olimpijskich, które kiedyś nosiło imię Czegina, zainstaluje się na czas mundialu Panama. Film "Ikar" o oszustwie uwieńczonym podmianami próbek w Soczi dostał Oscara za najlepszy dokument. A Rosja nadal się do zorganizowanego oszustwa nie przyznaje.

"No dope, no hope" z portretem Mutki

Przyznanie się jest warunkiem wyjściowym dla pojednania z IAAF i dla pełnego odwieszenia agencji antydopingowej. Ale: niet. Rosja nie chce też dać WADA dostępu do próbek z moskiewskiego laboratorium, zarekwirowanych przez rosyjskich śledczych (uzasadnienie dobrze nam znane: śledztwo jeszcze trwa). Ani dostępu do oryginału bazy danych testów dopingowych - kopię wywiózł do USA Rodczenkow, ale oryginał dałby większe możliwości śledczym. Dlaczego Rosja nie daje dostępu? Bo nie, nawet nowy szef rosyjskiej agencji antydopingowej nie rozumie tego uporu.

Aleksander Legkow był gościem podczas inauguracji nowej kadencji Władymira Putina. Olimpijczycy z Rosji, jak nazwano reprezentację w Pjongczangu, startującą pod flagą olimpijską, byli po powrocie witani przez prezydenta i nagradzani za medale, które w historycznych tabelach nie będą zaliczone Rosji, ale przecież są rosyjskie. Mutko, typ uroczego gaduły, wieloletni przyjaciel Putina, usunął się w cień w sporcie, ale w nowym rządzie został awansowany na wicepremiera do spraw budownictwa i rozwoju. A w sklepach z pamiątkami można kupić koszulki z jego podobizną i napisem "No dope, no hope". Rodczenkow zaś, objęty amerykańskim programem ochrony świadków, siedzi w kryjówce FBI i stamtąd dokłada do ognia. Ostatnio - w sprawie wielkiego sportu, który się dziwnym trafem wywinął z tej wielkiej obławy. Czyli futbolu.

"Dostałem wytyczne: nie trzeba nam wpadek w futbolu"

- Dostałem wytyczne od Mutki: nie trzeba nam wpadek w futbolu. Zwykle w piłkarskich sprawach chodziło o kortykosterydy używane do leczenia kontuzji nie tak, jak przepisy pozwalają. Ale działał automat: wszystkich oszczędzać. Straciłem w pewnym momencie rachubę do liczb i nazwisk piłkarzy bo i tak wszyscy byli oszczędzani. Polecenie: "Nie dotykać". Tak było od 2008 roku aż do mojego wyjazdu do USA  - tak w wyemitowanym w ostatni weekend w ARD reportażu Hajo Seppelta Rodczenkow opowiadał o traktowaniu piłkarskich próbek w moskiewskim laboratorium. Profesor Mc Laren powiedział do kamery Seppelta, że o ile sprawy dopingu w innych sportach nadzorował wiceminister Nagornych, to piłkarskie miały być kierowane do Mutki. W archiwach zabezpieczonych przez śledczych WADA jest mail w sprawie postępowania z futbolowym dopingowiczem, podpisany WL. Mutko to Witalij Leonczewicz. Ale były minister sportu zawsze wszystkiego się wypierał. A gdy odwiedził kilka dni temu reprezentację Rosji przygotowującą się do mundialu, powtórzył, że doping jego zdaniem nic w futbolu nie daje. -W biathlonie tak, w lekkoatletyce tak, ale nie tutaj - mówił. 

Może i doping w futbolu nic nie daje, ale zaskakująco wielu lekarzy sportowych i trenerów o tym nie wie. Również lekarzy w Rosji. W 2003 roku na dopingu (bromantanem, czyli środkiem pobudzającym,stosowanym w rosyjskiej armii) wpadł reprezentant Rosji ze Spartaka Moskwa, Jegor Titow. Dyskwalifikację oprócz niego dostał klubowy lekarz Artiom Katulin, cały sztab medyczny odszedł wtedy w niesławie, a ówczesny piłkarz  Spartaka Ukrainiec Władymir Waszczuk opowiadał, że gdy przyszedł do tego klubu, doping był tam na porządku dziennym. Szkot Gary O'Connor mówił niedawno podobnie o Lokomotiwie Moskwa z lat 2006-2007. - Odciągali nam krew, oczyszczali i wstrzykiwali z powrotem. Czułem się, jakbym mógł zagrać dwa mecze z rzędu - mówił O'Connor w wywiadzie. Lekarz Lokomotiwu z tamtych lat Aleksander Jardoszwili odpowiedział na to, że O'Connor opowiada bzdury, bo takie rzeczy można zrobić na sali operacyjnej, a nie w klubowym gabinecie. Poza tym, mówił Jardoszwili, O'Connor jest alkoholikiem i narkomanem, który żyje w swoim świecie.

FIFA: Rosja wśród najczęściej kontrolowanych reprezentacji

Richard McLaren w swoim raporcie o tuszowaniu dopingu w Rosji napisał o 33 piłkarzach, którzy mogli w ten sposób uniknąć kary po pozytywnych wynikach testów. I o 155 próbkach moczu piłkarzy, składowanych w moskiewskim laboratorium, a nieprzebadanych. Wśród piłkarzy podejrzewanych o to, że mogli być w to wszystko zamieszani był m.in. Rusłan Kambołow z Rubina Kazań, powołany przez Stanisława Czerczesowa do wstępnej kadry na mundial. FIFA prowadziła nawet dochodzenie w sprawie Kambołowa, ale je umorzyła.  Teraz, żeby oczyścić atmosferę przed mundialem, władze światowego futbolu zarządziły wreszcie badanie tyuch 155 próbek moczu, zarekwirowanych przez WADA w moskiewskim laboratorium i trzymanych w magazynach laboratorium w Lozannie. Na razie FIFA skupiła się tylko na piłkarzach którzy ćwiczą obecnie na przedmundialowym zgrupowaniu reprezentacji Rosji. I wszystkie ich próbki okazały się czyste. Inne przypadki, przekazała FIFA, są dopiero badane. Kambołowa nie ma wśród ćwiczących na zgrupowaniu. Niedługo po powołaniu wykryto u niego kontuzję i został wycofany z kadry.

FIFA zapewnia, że rosyjska reprezentacja jest teraz jednym z najczęściej testowanych uczestników mundialu. Zresztą, kto w obecnej sytuacji zaryzykowałby podanie czegokolwiek zabronionego piłkarzowi rosyjskiej kadry. Nawet, brutalnie rzecz ujmując, nie ma wielkiej potrzeby. Różnica między mundialem a igrzyskami w Soczi jest zasadnicza: tym razem Rosja nie musi wygrywać. Wystarczy jej, że dobrze mistrzostwa zorganizuje.

Partnerem Drogi do Rosji jest:

REKLAMA

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.