Gra to coś więcej niż wynik. Reprezentacja Polski w dwóch wydaniach

Istnieje cienka granica między podniesieniem morale a hurraoptymizmem. Ostatnie, czego potrzebuje kadra to jej przekroczenie. Zwycięstwo nie może przysłonić ogólnego obrazu meczu, ale jednocześnie powinno pomóc w odbudowie charakteru. Polska wygrała z Koreą Południową 3:2.
Screen TVP Screen TVP Screen TVP

Martwa strefa

Grę Koreańczyków można podzielić na dwie uproszczone koncepcje. Pierwsza zakładała atak tylko w dogodnych okolicznościach - po udanym odbiorze, ale bez agresywnego podejścia i narzucania tempa. Druga natomiast była znacznie bardziej inwazyjna - wymagała większej inicjatywy oraz dłuższego utrzymywania się przy piłce. Dość równo rozłożyły się na pierwszą i drugą część spotkania, w obu przypadkach z niemałym udziałem Polaków.

Rozegranie podopiecznych trenera Nawałki w pierwszej połowie układało się bardzo dobrze mniej więcej do okolic koła środkowego. Przeciwnik nie zamierzał przeszkadzać. Były więc i przestrzeń, i czas, żeby spokojnie ułożyć sobie mecz. Glik zostawał najniżej, z założenia pozostając w bezpośrednim kontakcie z bramkarzem (jak w powyższej sytuacji). Dość szerokie ustawienie dwójki Pazdan-Piszczek naturalnie nie było wówczas zagrożeniem, a ten pierwszy miał spore pole manewru jeśli chodzi o wprowadzenie piłki do gry. Przed przerwą robił to znacznie częściej niż duet Romanczuk-Mączyński, jednocześnie odrywając się od swojej nominalnej pozycji.

Warto zwrócić uwagę na samą funkcję tych bardziej-defensywnych pomocników. Do około 15. minuty spotkania, to debiutant był znacznie bardziej aktywny, ale zagrywał do tyłu albo wszerz. Przez większą część czasu obaj ustawiali się jednak w jednej linii, przez co nie do końca zapewniali wsparcie innym częściom formacji. Nie było więc ani solidnego rygla z tyłu, ani łączności z atakiem. Romanczuk przesuwał się poprawnie, starając się kontrolować ruch swoich kolegów.

Chociaż Koreańczycy nie stworzyli sobie dogodnych sytuacji bramkowych w pierwszej połowie, to kilkakrotnie udało im się dobrze wyjść na pozycję (zabrakło wykończenia, piłka odskakiwała w kluczowych momentach). Ich akcje były zawiązywane głównie w tej przestrzeni między obrońcami a pomocnikami. Obeszło się bez konsekwencji. Znacznie bardziej wyraźne było to w drugiej części meczu po zmianie na linii Piszczek-Cionek. Niewątpliwie można to uznać za jeden z czynników destabilizujących grę, ale cała odpowiedzialność nie spada na piłkarza SPAL.

Słabsza postawa Polaków zbiegła się z drugą koncepcją przeciwnika. W pewnym sensie role się odwróciły. Teraz to podopieczni trenera Nawałki musieli biegać za piłką, co uwypukliło wyżej wspomniane problemy. Bramki dla Koreańczyków padły po strzałach właśnie z tej "martwej strefy", głównie po akcjach w przestrzeni Mączyński-Pazdan. Wówczas dało się odczuć te za duże odległości miedzy obrońcami - interwencje były utrudnione, przeciwnik z łatwością utrzymywał się przy futbolówce, zawiązywał pressing.

Mimo wszystko rywal przez całe spotkanie bardzo dobrze się przesuwał, zwłaszcza w środku pola. Przed przerwą do około 40. metra dość sprawnie odcinał możliwości rozegrania, ale gubił się bliżej pola karnego. Nie był w stanie odpowiednio szybko zareagować na długie podania Zielińskiego i dynamiczną grę Rybusa. Później konsekwentne ustawienie stało się priorytetem.

Wahadło kontra nie-wahadło

Definicję wahadłowego można zbudować na zasadzie kontrastu między Jędrzejczykiem a Rybusem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuacje z pierwszej części starcia z Koreą.

Rybus przed przerwą nie miał zbyt wiele pracy w defensywie, ale włożył maksimum energii w akcje ofensywne. Nie oznacza to, że dobiegał do linii środkowej i zamierał. Nieustannie się przesuwał i pozostawał w ścisłej łączności z linią obrony, od której mógł przejąć piłkę, a także atakiem, będąc jego bardzo ważnym elementem. 28-letni piłkarz nieustannie szukał gry i faktycznie wprawiał w ruch całe swoje skrzydło. Nie tylko "robił tam wiatr", ale przede wszystkim starał się znaleźć kreatywne rozwiązania, zamiast za wszelką cenę wstrzelić futbolówkę w pole karne (chociaż to również miało miejsce) Jeśli chodzi o kwestie stricte taktyczne, był jednym z nielicznych plusów reprezentacji Polski - realizował swoje zadania tak, jak powinien. W drugiej połowie spuścił z tonu na co miały wpływ kondycja, zmiany w ofensywie i większa inicjatywa po stronie przeciwnika. Miał znacznie mniej przestrzeni, a komunikacja z napastnikiem była trochę bardziej utrudniona. Koreańczycy ograniczali pole Teodorczyka, który w przeciwieństwie do Lewandowskiego nie cofał się po futbolówkę.

W tym samym czasie Jędrzejczyk stanowił antydefinicję wahadłowego. Wydawało się, że nie do końca rozumie tę pozycję. Po prostu trzymał się linii bocznej - i to najmocniej, jak się tylko dało. Do piłki startował o kilka sekund za wolno, czego naturalnymi konsekwencjami były albo strata, albo ponowne wycofanie do defensywy i kolejna próba rozegrania. W znacznym stopniu opóźniał grę Polaków. Nie stanowił również wsparcia w bezpośrednim ataku, rzadko kiedy zdarzały mu się oskrzydlenia. Jeśli już, to znowu w podobnym, spóźnionym stylu.

Największy plus przestrzeni

Paradoksalnie to jedno wyłączone wahadło i środek, który nie do końca realizował swoje zadania, miały dobry wpływ na grę Zielińskiego. Uzyskał znacznie więcej miejsca niż w pierwszej połowie spotkania z Nigerią. Taki układ nie rozwiązuje problemów kadry, a tym bardziej nie wyciska z pomocnika maksimum jego możliwości. Tym razem jego niezła postawa odbiła się na stylu drużyny, a nie odwrotnie.

Kadra Nawałki w pierwszej połowie podzieliła się na dwie strefy. Pierwsza - obronna (poza Rybusem) i środkowa - nie do końca współpracowała z ofensywą. Druga - złożona z Grosickiego, Zielińskiego i Lewandowskiego (z Rybusem) - niejednokrotnie funkcjonowała jak osobny organizm. Wiele udało się osiągnąć nie dzięki szeroko pojętej dominacji, a bardziej wykorzystując niezłe dośrodkowania i błędy przeciwnika, np. bardzo słabe krycie w polu karnym.

Krzysztof Mączyński w akcji Krzysztof Mączyński w akcji KUBA ATYS

Trzeba jednak przyznać, że większa przestrzeń po prostu służy Zielińskiemu. Jego gra jest wówczas nie tylko bardziej płynna, ale przede wszystkim dokładna. Widzi znacznie więcej i potrafi z tego korzystać. Przed przerwą mógł mieć przynajmniej dwie asysty po bardzo dobrych piłkach w kierunku Lewandowskiego i Grosickiego. Później dołożył jeszcze kilka udanych podań i bramkę. Zwłaszcza gol, który niewiele zmienia w ogólnym rozrachunku, może się okazać szalenie istotny w kontekście mundialu. Zieliński potrzebuje wzmocnienia pewności siebie - tylko że nierozłącznie wiąże się ona z układem drużyny. Ograniczenie przestrzeni (nawet nie przez przeciwnika, a przez ustawienie) spowoduje, że pomocnik nie będzie w stanie pokazać nawet części swoich możliwości.

Trener Nawałka wciąż pracuje nad optymalnym ustawieniem swoich podopiecznych, ale sporo elementów wysypuje się w trakcie. Dość skomplikowana jest sama kwestia wahadłowych, którzy potrzebują czasu, żeby odnaleźć się w nowym systemie, na niejednokrotnie nieznanej pozycji. Mają utrudnione zadanie, bowiem za każdym razem ktoś inny pojawia się w tym układzie (to samo tyczy się trójki w obronie). Niewątpliwie zwycięstwo odegra pozytywną rolę w kształtowaniu drużyny, która w końcu się odblokowała. Nie można jednak zapominać o sprawdzaniu pulsu, bo mnóstwo kwestii pozostaje do poprawki. Koreańczycy w drugiej połowie z łatwością organizowali się w ataku. Na mundialu takie błędy będą surowo karane.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.