Gdyby piłka nożna stała się sportem nr 1 w USA, czyli koniec futbolu, jaki znamy

Media w Polsce i nie tylko zachwycają się Stanami Zjednoczonymi, że w końcu pokochały piłkę nożną. W tych doniesieniach jest dużo przesady. Soccer miał miliony kibiców i wcześniej, a rekordy wszech czasów w telewizyjnej oglądalności wynikają przede wszystkim ze świetnej pory meczów, a nie nagłego wzrostu zainteresowania. Mundialu w prime time'ie Amerykanie nie mieli od 1994 roku. Warto jednak zastanowić się, co by się stało, gdyby piłka nożna była sportem nr 1 w USA.
i i Fot. Jeff Chiu (AP Photo/Jeff Chiu)

Po pierwsze, żegnaj Europo

Gdyby piłka nożna przebiła w USA futbol amerykański, to Major League Soccer stałoby się w mgnieniu oka najbogatszą ligą na świecie. NFL teraz generuje przychody ok. 9,5 mld dolarów rocznie, czyli mniej więcej tyle, ile Premier League, Bundesliga i hiszpańska La Liga razem wzięte. Gdyby amerykańska piłkarska liga dorównała popularnością NFL w kraju, to zarabiałby jeszcze więcej, bo do dochodów z USA dochodziłyby wpływy z zagranicy. Taka liga miałaby bowiem kolosalne możliwości ekspansji choćby na całą Amerykę Łacińską. Nikt nie wytrzymałby takiej konkurencji.

Każdy piłkarz, który choć trochę umie grać, pojechałby wtedy za wielką wodę, nie mówiąc już o wielkich gwiazdach, które w USA nie tylko dostałby większe gaże za grę, ale jeszcze wyższe kontrakty reklamowe. Wcześniej od nich do USA podążyłyby pieniądze wszystkich Abramowiczów i arabskich szejków etc. Przecież lepiej mieć klub na rynku 450-milionowym (USA razem z Kanadą i Meksykiem) niż w Anglii czy Hiszpanii. Wtedy Manchester City były klubem satelickim New York City, a nie odwrotnie.

|USA fans watch the 2014 World Cup round of 16 soccer match between Belgium and the U.S., at a viewing party in Redondo Beach |USA fans watch the 2014 World Cup round of 16 soccer match between Belgium and the U.S., at a viewing party in Redondo Beach Fot. LUCY NICHOLSON / REUTERS

Każdy klub to nowa Chelsea

Ile mogłyby zarabiać gwiazdy w najlepszej na świecie MLS? Posłużmy się modelem z NFL. Salary cap wynosi tam obecnie 150 mln dolarów. Gdyby podzielić taką sumę na o wiele mniej liczną kadrę piłkarską, to wyszłoby, że każdy zawodnik w każdym klubie zarabiałby ok. 6 mln dolarów (zakładając kadrę 25 zawodników pierwszego zespołu). To znaczy, że każdy klub MLS płaciłby zawodnikowi tyle, co obecnie średnia w Chelsea i Arsenalu. Podkreślam KAŻDY i ŚREDNIO! W NFL grają 32 kluby. Wyobrażacie sobie taką ligę, w której grają 32 zespoły z piłkarzami na poziomie Chelsea czy Arsenalu? Poza tym - przypominam - to kwoty z NFL z tego roku, liga piłkarska byłaby jeszcze bogatsza.

Fans cheer while watching the 2014 World Cup round of 16 match between the U.S. and Belgium at a public viewing event in Seattle Fans cheer while watching the 2014 World Cup round of 16 match between the U.S. and Belgium at a public viewing event in Seattle Fot. DAVID RYDER / REUTERS

Dla nas hity tylko w nocy

Dla kibiców w Europie taka liga miałaby dramatyczne skutki. Nie tylko nie oglądaliby swoich gwiazd na co dzień, ale także w telewizji byłoby to trudne. Byliby skazani na ślęczenie po nocach tak jak teraz europejscy fani NBA. Mecze w środku tygodnia zaczynałby się o pierwszej w nocy (jeśli byłby na wschodnim wybrzeżu) lub o 4:00 (te w Kalifornii). Jedynie w weekendy o 19:00 naszego czasu można by było obejrzeć jakieś spotkanie - tak jak teraz gra NFL. Oczywiście zapomnijcie o hitach. Te będą w Monday Night Football w ESPN o 2:00 w nocy z poniedziałku na wtorek.
Koniec wielkich pojedynków Realu z Barceloną, koniec Ligi Mistrzów jaką znamy.
Na szczęście będą tournee wielkich klubów z USA. Będzie można obejrzeć pewnie jakieś przedsezonowe nawet na Stadionie Narodowym.

Kansas City, Amerykanie oglądają mecz swojej reprezentacji z Belgią w 1/8 finału MŚ 2014 Kansas City, Amerykanie oglądają mecz swojej reprezentacji z Belgią w 1/8 finału MŚ 2014 Fot. DAVE KAUP

Niech żyją przerwy na reklamę

Kolosalne przychody amerykańskich lig koszykówki, baseballu czy futbolu amerykańskiego biorą się m.in. z tego, że we wszystkich tych dyscyplinach sportu w przepisach uwzględniono przerwy na reklamę. Amerykańska najbogatsza liga piłkarska na świecie, by przynosić krociowe zyski też będzie musiała się na to zgodzić. Zamiast dwóch połów będę kwarty, a może jeszcze ćwiartki kwart. W zamian jednak będzie marchewka. Mecze będą w otwartej telewizji, a nie jak w Europie, gdzie coraz trudniej oglądać piłkę bez dekodera.

Prezydent USA Barack Obama ogląda mecz z Belgią w 1/8 finału MŚ 2014 Prezydent USA Barack Obama ogląda mecz z Belgią w 1/8 finału MŚ 2014 Fot. JONATHAN ERNST

FIFA w roli petenta

Już słyszę głosy, że FIFA nigdy nie pozwoli na takie zmiany. Gdyby jednak Amerykanie naprawdę wzięli się za piłkę, to nie oglądaliby się w ogóle na FIFA. Tak jak NBA nie ogląda się na FIBA, a w NHL to federacja hokeja musi prosić o zwolnienie zawodników na igrzyska, a nie odwrotnie. Gdyby Amerykanie mieli u siebie piłkarską NFL to o mistrzostwo świata grałyby zespoły z Nowego Jorku i Los Angeles. Finał tej ligi nazywałby się World Series, a na mundial kluby zwalniałby graczy tylko wtedy, gdyby im się to opłacało.
Zresztą z przeprowadzeniem mundialu też byłby problem. MLS gra przecież od wiosny do jesieni (jesień i zima zarezerwowane są na futbol amerykański) nawet na mundial nie robi sobie przerwy. Więc co, mundial przed czy po sezonie?

Liczne zmiany w przepisach

Amerykanie co chwilę gmerają przy przepisach najpopularniejszych u siebie dyscyplin sportowych. Właściwie co roku wchodzi jakaś nowinka. Jeśli stworzyliby megapopularną ligę piłkarską, to zmiany nie ominęłyby też piłki nożnej. Na wprowadzeniu przerw reklamowych i sędziach z wideo na pewno by się nie skończyło.

Amerykanie nie cierpią remisów, zwłaszcza tych 0:0. Może więc powiększą bramkę, albo zredukują liczbę zawodników w murze przy wolnym?

Kansas City, Amerykanie oglądają mecz swojej reprezentacji z Belgią w 1/8 finału MŚ 2014 Kansas City, Amerykanie oglądają mecz swojej reprezentacji z Belgią w 1/8 finału MŚ 2014 Fot. DAVE KAUP

A jak jest naprawdę z tym boomem?

Tak naprawdę jednak piłce nożnej daleko do zdobycia dużej popularności w USA. Owszem jeden mecz USA oglądała rekordowa liczba kibiców - 24 mln, ale średnia oglądalność wszystkich spotkań fazy grupowej w telewizjach ESPN i ABC to ok. 3,5 mln widzów. Dużo więcej niż cztery lata temu (dokładnie o 46 procent), ale trudno w tym wypadku mówić o jakimś powszechnym zachwycie mundialem. Część komentatorów, którzy nie ulegli mundialowej gorączce zauważa, że piłkarskie mistrzostwa świata, to dla Amerykanów nowe igrzyska olimpijskie - impreza, która raz na cztery lata rozpali zainteresowanie głównie występem Amerykanów, ale nie przełoży się na stałą stały wzrost popularności piłki nożnej.

Więcej o:
Copyright © Agora SA