Mundial 2018. Damian Kądzior: Chorwacja wygrała z Anglią, bo poza gwiazdami ma też wojowników

- Chorwaci mają nie tylko wielkie nazwiska, ale i wielkich wojowników. Mario Mandzukić po każdym meczu wygląda jak po wojnie - powiedział Sport.pl po awansie Chorwacji do finału mistrzostw świata piłkarz Dinama Zagrzeb i reprezentant Polski Damian Kądzior.

Sebastian Staszewski: Komu pan kibicował – Chorwacji czy Anglii?

Damian Kądzior: Wiadomo komu – Chorwacji! Mieszkam teraz w Zagrzebiu, właśnie tam oglądałem półfinał. I strasznie cieszę się, że awansowali Chorwaci. W kraju trwa szaleństwo. Wydaje mi się, że każdy z czterech milionów mieszkańców założył koszulkę reprezentacji. Nawet panie w sklepach sprzedają bułki w trykotach z nazwiskiem „Modrić” i „Rakitić”. Tu wszyscy żyją mundialem. W każdym miejscu widzę flagi, ludzie malują się w barwy. Kiedy na to wszystko patrzyłem tym bardziej chciałem, żeby Chorwaci awansowali do finału.

W przyszłym sezonie będzie pan klubowym kolegą finalisty mistrzostw świata, bo na ławce rezerwowych w Moskwie siedział bramkarz Dinama Zagrzeb Dominik Livaković.

- Nie miałem jeszcze okazji go poznać, bo jest na mistrzostwach, ale to młody zawodnik, który może być przyszłością reprezentacji. Koledzy z Dinama ciągle mają z nim kontakt i wszyscy trzymają za niego kciuki. W szatni też wszystko podporządkowane jest meczom na mundialu. Kiedy gra Chorwacja to trener Bjelica robi trening tak, żebyśmy wszyscy mogli to obejrzeć.

Pierwsza połowa była dla Chorwatów powodem do obaw? Bo do przerwy Anglicy grali lepiej, bramkę już w 5 min. zdobył Kieran Trippier, później mieli kolejne sytuacje, w słupek trafił Harry Kane. Bramka Danijela Subasicia była niczym oblężona twierdza.

- Kiedy Chorwacja straciła bramkę to podszedłem do tego spokojnie. Tam samo było przecież w dwóch poprzednich meczach. Ale w pierwszej połowie faktycznie nie mogli złapać rytmu, a na dodatek środek pola nie funkcjonował tak, jak powinien. Po przerwie Chorwaci chyba włożyli nowe koszulki i razem z nimi zyskali dodatkową moc. W drugiej połowie zaczęli dominować. W dogrywce też grali dobrze. Wydaje mi się, że pokazali, iż bardziej chcieli.

Zdziwiła pana niefrasobliwość Chorwatów? Przez długie minuty wydawało się, że swoje atuty schowali w jednej ze stacji moskiewskiego metra i za nic nie chcieli ich pokazać. Przytłoczyła ich ranga meczu? Na tym etapie Chorwaci byli tylko raz – i to 20 lat temu.

- W pierwszej połowie szarpał tylko jeden zawodnik – Ante Rebić. Jestem wręcz pewny, że po turnieju będą się o niego biły silnie kluby, może nawet Bayern Monachium. Paradoksalnie ze wszystkich zawodników to Rebić gra w najsłabszym klubie, a jednak to on biegał za dwóch. Inni byli nieco przytłamszeni. Grając w półfinale mistrzostw świata nie da się nie czuć stresu. Na pewno serce biło im mocniej. Ale chyba bardziej wynikało to z tego, że mieli ciężkie nogi.

>>> FIFA rozpoczyna walkę z seksizmem

To, co imponowało potrójnie, to wydolność Chorwatów. Mimo, iż mieli w nogach dwie dogrywki, to pod koniec trzeciej wciąż potrafili zagrozić bramce Jordana Pickforda.

- Oni w tej chwili mają aż 90 rozegranych minut więcej, niż Francuzi! Kiedy w ostatnim meczu patrzyłem na Modricia, to dziwiłem się skąd on bierze siłę do biegania. Teraz było podobnie. To dziwne, ale Anglicy pod koniec dogrywki mieli mniej sił, niż Chorwaci. Ich wydolność to odkrycie turnieju. Umiejętności umiejętnościami, ale takie przygotowanie zespołu to sztuka.

Kilka dni temu pana trener, Nenad Bjelica, powiedział Sport.pl: „Ta dzisiejsza drużyna jest dużo mocniejsza, niż ta sprzed 20 lat. Wystarczy spojrzeć, gdzie grają. Mówimy głównie o Modriciu, Rakiticiu i Mandzukiciu, ale pamiętajmy o Brozoviciu z Interu, Subasiciu z Monaco, Vrsaljko z Atlético czy Kovaciciu z Realu. Przecież to armada!”. Ma pan wrażenie, że przed mistrzostwami świata Chorwaci zostali niedocenieni?

- Ostatnio rozmawiałem z przyjacielem i analizowaliśmy, który zespół ma kadrę pełną piłkarzy topowych klubów. Wyliczamy: Francja, Niemcy, Hiszpania, Brazylia. I w pewnym momencie ktoś mówi „bez kitu, w Chorwacji na ławce siedzi gość co gra w Realu Madryt!”. Dziś to się sprawdza. Oni nie tylko mają wielkie nazwiska, ale i wielkich wojowników. Taki Mandzukić po każdym meczu wygląda jak po wojnie. Brazylia czy Argentyna kogoś takiego nie ma.

Który piłkarz po mistrzostwach świata będzie mógł wystartować w wyborach na fotel prezydenta Chorwacji – Luka Modrić czy może jednak Mario Mandzukić?

- Panią prezydent mają w porządku, więc zmian na stanowisku pewnie nie będzie, ale z tego co słyszałem na miejscu, to Modricia w Chorwacji nie szanuje się tak bardzo, jak na świecie. To przez finansową aferę związaną z jego odejściem z Dinama. Ale wszystko zdecyduje się w finale. Fajnie, gdyby górą był Modrić, bo wtedy będzie miał dużą szansę zdobyć Złotą Piłkę.

W nadchodzącym sezonie będzie pan występował w lidze mistrzów świata?

- Bardzo bym chciał, bo to oznaczałoby, że podjąłem dobry wybór. Rok temu podpisywałem dopiero umowę z Górnikiem Zabrze, a teraz jestem piłkarzem mistrza Chorwacji, kraju, który ma szansę na mistrzostwo świata. Wszystko wskazuje na to, że jestem w dobrym miejscu. Dlatego w wielkim finale Chorwatom będę kibicował kilka razy mocniej, niż w półfinale.

>>> Chorwacja pokonała Anglię. W finale rewanż za mecz sprzed 20 lat!

>>> Finał mistrzostw świata. Kiedy i kto gra w finale MŚ?

>>> Mecz o 3. miejsce mistrzostw świata. Kiedy i kto gra o 3. miejsce MŚ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.