Zagadka Maradony: Czy sześciu napastników da Argentynie mistrzostwo świata?

Jak zawsze argentyńscy czarodzieje piłki uważani są za jednych z faworytów. Trenowani przez najlepszego z nich, nieobliczalnego Diego Maradonę, nigdy jednak nie byli chyba tak wielką zagadką jak w RPA

Wrażenia naszych specjalnych wysłanników do RPA - znajdziesz na blogach Rafała Steca i Michała Pola

Na treningowym boisku przypominają rozdokazywanych uczniów. Śmiejąc się w głos, wykłócają o faule, auty, ciągną za koszulki, psocą. - Dawno nie widziałem ich w tak dobrych humorach - przekonuje mnie argentyński dziennikarz Gustavo Mulet. - To najwyraźniej zasługa Maradony.

Ubrany w sportową kurtkę, brodaty Maradona prowadzi zajęcia na środku boiska. Sędziuje mecz, dwa razy po pół godziny na skróconym boisku, głośno ocenia piłkarzy, podpowiada zagrania. Od czasu do czasu, jakby zazdroszcząc dobrej zabawy piłkarzom, sam wkracza do akcji, potrąca czubkiem buta piłkę, odbierając ją pędzącemu Carlosowi Tevezowi albo wystawiając do strzału swojemu zięciowi "Kunowi" Sergio Aguero.

Od tygodnia w pomarańczowych kamizelkach grają piłkarze ofensywni, którzy w sobotę wybiegną w Johannesburgu w pierwszym mistrzowskim meczu przeciwko Nigerii (w grupie mają jeszcze Greków i Koreańczyków z Południa). W błękitnych grają obrońcy, również wyznaczeni do podstawowego składu. W pomarańczowym ataku grają od kilku dni Tevez, Leo Messi, Gonzalo Higuain i Angel di Maria. Nieco cofnięty, piłki dogrywa im Juan Sebastian Veron. Uznany za winowajcę klęski z mistrzostw w Japonii i Korei Południowej z 2002 r., gdy Argentyna nie wyszła z grupy, u Maradony jest reżyserem gry, generałem. W drużynie błękitnych obrońców są zawsze Gabriel Heinze, Walter Samuel, Martin Demichelis i Javier Mascherano, wspierani przez rezerwowych napastników Martina Palermo, Diega Milito i Aguero.

Podczas wtorkowego treningu ćwiczebną grę drużyna "błękitnych" przegrała 1:3, dając sobie w ostatnich minutach wbić dwa gole po strzałach Messiego i Higuaina. Za karę pokonani ustawili się w bramce z wypiętymi tyłkami, a zwycięzcy "pomarańczowi" trafiali w nich z całej siły piłkami.

- Maradona zabrał do Afryki aż sześciu napastników, bo w tej formacji ma najlepszych piłkarzy na świecie. Dla Teveza zrezygnował nawet z jednego obrońcy" - mówi Mulet. - Teraz szuka dla nich wszystkich miejsca na boisku. Musi grać trzema-czterema napastnikami. Jego drużyna gra dziś dużo ofensywniej i efektowniej.

Na zmianie taktyki skorzystał przede wszystkim Messi. Najlepszy piłkarz świata, strzelający gola za golem dla Barcelony, w drużynie Argentyny dotąd zawodził. Na treningach na boisku w Pretorii gra tak jak w Barcelonie, na prawym skrzydle i jako nieco cofnięty napastnik, tuż za Higuainem. Jeszcze bardziej cofnięty Tevez pełni funkcję drugiego, oprócz Verona, dyrygenta. Lewa strona boiska to królestwo di Marii, fantastycznie dryblującego i dośrodkowującego dwudziestolatka, który podpisał właśnie kontrakt z Realem Madryt, a w Afryce może zrobić furorę. W ćwiczebnych grach prym wiodą przede wszystkim Veron, a także Messi i Tevez, ulubieniec Maradony i najczęstszy cel jego psot.

Argentyńscy dziennikarze, którzy na każdy otwarty dla prasy trening przychodzę setkami, przyglądają się przede wszystkim, jak układają się relacje między Maradoną i Messim. Obaj okrzyknięci piłkarskimi geniuszami (Maradona został wybrany w 2001 r. na najlepszego piłkarza XX wieku), długo nie mogli dojść ze sobą do ładu. Mówiono nawet, że zazdrosny Maradona specjalnie utrudnia życie na boisku Messiemu, by ten nie przyćmił jego sławy. Messiemu w drużynie Argentyny zarzucano brak patriotyzmu, przezywano "Katalończykiem" (Messi sprowadził się do Barcelony jako 13-latek). Znawca argentyńskiego futbolu Sergio Levinsky powiedział jednak niedawno dziennikarzowi Reutersa, że w kwietniu Maradona i Messi spotkali się w Madrycie i rozstrzygnęli wszelkie nieporozumienia. Trener miał obiecać piłkarzowi, że w drużynie Argentyny będzie mógł grać tak, jak sam najbardziej lubi. Treningi w Pretorii wskazują, że dotrzymuje słowa.

Od zgody i porozumienia między Maradoną i Messim, a także od formy tego ostatniego zależy, co osiągnie na afrykańskich mistrzostwach Argentyna, która po upokarzającej klęsce w Azji w 2002 r. i pechowej przegranej w ćwierćfinale z Niemcami w Berlinie w 2006 r. marzy, by znów sięgnąć po Puchar Świata.

W 1986 r. jako kapitan wzniósł go Maradona. Mógł być mistrzem już wcześniej, w rozgrywanym w Argentynie turnieju w 1978 r., ale mimo nacisków rządzących w Buenos Aires generałów trener Luis Menotti nie wziął do drużyny genialnego 18-latka. Turniej z 1982 r. zakończył się dla Maradony niepowodzeniem, a w przegranym meczu z nielubianą w Argentynie Brazylią został wyrzucony z boiska. Mistrzem świata mógł jeszcze został w 1994 r. w Ameryce. Drużyna, której był kapitanem, była poza zasięgiem rywali. Rozsypała się jak domek z kart, gdy lekarze przyłapali Maradonę na zażywaniu dopingu.

Wzloty na szczyty i upadki na samo dno składały się dotąd na niespełna 50-letnie życie Maradony, bożyszcza argentyńskiej ulicy, z której sam się wywodzi. "Maradona nie jest Argentyńczykiem" - wołają w Pretorii kibice z Buenos Aires i Rosario. "On jest Argentyną". Okrzyknięty piłkarskim geniuszem, z taką samą łatwością ogrywał na boisku rywali, jak popadał w kłopoty i skandale. Kobiety, wino, kokaina i śpiew - były jego życiową dewizą, gdy grał w Barcelonie i Neapolu. We Włoszech zadawał się jeszcze z tamtejszą mafią. Przeżył dwa zawały serca, okropnie się roztył. Leczyć się z narkotykowego uzależnienia pojechał na Kubę do Fidela Castro.

Od wpadki na mistrzostwach w Ameryce zaczął obnosić się ze swoją wrogością do Gringos i lewicowością. Wytatuował sobie na ramieniu portret Ernesto Che Guevary, jedynego rodaka, który może się z nim równać popularnością w Argentynie. Przyjaźnił się z populistycznymi prezydentami Carlosem Menemem (1989-99), z którym łączyła go także słabość do kobiet i zabawy, i Nestorem Kirchnerem (2003-07), a także z Hugo Chavezem z Wenezueli i Evo Moralesem z Boliwii.

W 2008 r. to ponoć właśnie oni przekonali piłkarskich działaczy z Argentyny, by zrobili Maradonę trenerem narodowej drużyny. Pod wodzą Alfio Basile Argentyna przegrywała mecz za meczem i groziło jej, że po raz pierwszy nie zakwalifikuje się do finałowego turnieju piłkarskich mistrzostw świata. Maradona, pozbawiony jakiegokolwiek trenerskiego doświadczenia i wiedzy, też zaczął fatalnie. Przegrał 1:6 w La Paz z Boliwią. Po wygranych w Peru i Urugwajem udało mu się jednak wprowadzić drużynę do finałowego turnieju.

Argentyna ma najlepszych na świecie piłkarzy, ale fatalnego trenera - mówiło się przed mistrzostwami w Afryce. Argentyński dziennikarz Gustavo Mulet twierdzi jednak, że humorzasty skandalista Maradona się zmienił, a nawet w końcu wydoroślał. - Ma nowy cel w życiu - zdobyć mistrzostwo świata jako trener - mówi Mulet. - Nie ma może takiej profesorskiej wiedzy jak Basile, ale ma za to charyzmę i potrafi natchnąć piłkarzy wiarą w zwycięstwo. Jeśli jednak przegra, straci wiele. Jako piłkarz był nietykalny, jako trener już taki dla nikogo nie będzie.

Juan Castro, znawca futbolu z hiszpańskiego pisma "Marca", nie daje Argentynie wielkich szans. - Będą faworytami, jak zawsze, wraz z Brazylią, Hiszpanią, Anglią i Włochami. Ale trudno im będzie wygrać - mówi "Gazecie". - Jak zwykle mają słabych bramkarzy, niepewną obronę. Tak, takich napastników jak argentyńscy nie ma żadna inna drużyna. Ale żeby strzelili gola, ktoś musi im jeszcze przecież dogrywać piłki. Veron to za mało.

Wygraj Mundial! Załóż drużynę na Sport.pl i zgarnij 11 tys.! ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA