Szewczenko w wywiadzie Staszewskiego: Dudek śnił mi się po nocach. Ja strzelałem, a on ciągle bronił

Legendarny napastnik reprezentacji Ukrainy, a dziś jej selekcjoner, były as Milanu i Chelsea Londyn - Andrij Szewczenko w rozmowie z Sebastianem Staszewskim z cyklu "Wywiadówka Staszewskiego" wspomina Euro 2016 i mecze z reprezentacją Polski Jerzego Engela, wychwala Roberta Lewandowskiego określając go jednym z najlepszych napastników świata i zdradza, jaki koszmar z Jerzym Dudkiem w roli głównej nie pozwalał mu spokojnie spać.

Sebastian Staszewski: Jest pan zadowolony z postawy reprezentacji Ukrainy w trwających eliminacjach mistrzostw świata? Po nieudanym Euro 2016 został pan twarzą rewolucji, której na razie towarzyszy ból.

Andrij Szewczenko: Zadaniem, przed którym stanąłem, była całkowita zmiana gry naszej drużyny. Założyłem od początku, że chciałbym, aby reprezentacja zawsze miała przewagę w posiadaniu piłki, aby w konstrukcji taktycznej był balans. Mówiąc wprost, chcę by defensywa i ofensywa były na równym, wysokim poziomie. Mamy atakować, kiedy to możliwe i bronić się mądrze. Zespół musi wykorzystać swoje największe atuty.

Na razie wychodzi to różnie. Zremisowaliście z Islandią i Turcją, a w ostatniej kolejce eliminacji przegraliście z Chorwacją.

- Spotkaliśmy się z bardzo silnym przeciwnikiem, w dodatku - na jego terenie. Problemy mieliśmy szczególnie w pierwszej połowie, ale nawet wtedy stwarzaliśmy sytuacje. Chorwacja grała świetnie, na miarę swoich możliwości. Po przerwie przejęliśmy inicjatywę, mogliśmy nawet doprowadzić do remisu. Ale nie wyszło. Przyda nam się taki mecz. Budujemy nową reprezentację, nowy styl. Mamy czas, aby wprowadzić świeże powietrze. A to, kto pojedzie do Rosji, i tak rozstrzygnie się dopiero jesienią.

Wciąż pan szuka. Lekiem na problemy mają być młodzi-zdolni, którym daje Pan szansę?

- Zaufałem wielu chłopakom, w czterech jesiennych meczach zadebiutowało aż pięciu piłkarzy, na tym poziomie to dużo. Chcemy, by nasza siła była jeszcze większa, potrzebuję zawodników nowej generacji, którzy mają nowoczesną mentalność: chcą wygrywać, czują głód, nie mają kompleksów. Rezerw szukam w głowach Ukraińców. Mam jednak ten sam problem, co wszyscy selekcjonerzy. Nie pracuję z moimi piłkarzami na co dzień. Widzę ich tylko na zgrupowaniach...

Adam Nawałka, nasz selekcjoner, mawia, że nie ma problemów, są tylko zadania do rozwiązania.

- Zgadzam się, ale niektórych kłopotów nie da się rozwiązać samemu. Takim jest np. przerwa zimowa. Trwała aż trzy miesiące. To zdecydowanie za długo. Dlatego pierwszą rzeczą, jaką musiałem zrobić na zgrupowaniu, było zgranie zawodników.

Skoro wspomniał pan o "świeżej krwi" w ukraińskiej reprezentacji, to co sądzi pan o Włodymyrze Kostewiczu z Lecha Poznań i Artemie Putiwcewie z Termaliki Bruk-Bet Nieciecza? Obserwuje pan piłkarzy grających w ekstraklasie?

Mam listę wszystkich Ukraińców, którzy występują poza naszym krajem. Wiem, że Kostewicz i Putiwcew robią w Polsce dobrą robotę. I jeżeli wciąż będą się rozwijać i utrzymają miejsce w składzie, to zasłużą na szansę. Niech mają tego świadomość.

To prawda, że Kostewicz był bliski powołania już na mecz z Chorwacją?

- Odpowiem tak: powołałem tych, których chciałem. Ale obserwujemy wszystkich.

Nieudane mistrzostwa Europy były dla Ukrainy katharsis? W trakcie turnieju spędziłem z waszą reprezentacją kilka dni. Rozmawiałem m.in. z Andrijem Jarmolenką, Anatolijem Tymoszczukiem, kilkoma ukraińskimi dziennikarzami. Jeszcze zanim zaczęło się Euro, wszyscy oni mieli świadomość, że jesteście w kryzysie. W kadrze brakowało dobrej atmosfery, trener Mychajło Fomenko nie miał u piłkarzy poważania, słabo wyglądaliście także piłkarsko.

- Euro było dla nas dużą porażką. Powiem wprost: to wstyd, że reprezentacja z mistrzostw odpadła jako pierwsza, zaprezentowała się tak słabo. Bolało mnie obserwowanie tego, co dzieje się z tą drużyną, słuchanie komentarzy zawiedzionych kibiców. Krytyka była bardzo ostra. Naprawdę trudno było rozpocząć pracę w takich warunkach, przy tej atmosferze.

Podjął pan jednak to wyzwanie. Praca selekcjonera to najtrudniejszy mecz w pana karierze?

- Chyba tak, szczególnie, że z całym sztabem trenerskim praktycznie nie mieliśmy czasu na wypracowanie taktyki, czy schematów, kolejne mecze przyszły bardzo szybko. Tamten okres uznaję jednak za zakończony. W tej chwili idziemy dobrą drogą, widzą to kibice, którzy nas gorąco wspierają.

Biało-czerwona. Najnowsze odcinki cyklu

Jak istotnym czynnikiem, wpływającym na kryzys ukraińskiego futbolu, jest wojna, która trwa od 2014 roku? To już trzy lata.

- Oczywiście, że ten konflikt na nas wpłynął, szczególnie na poziom ligi. Ale nie tylko - życie klubów, a nawet reprezentacji, zostało bardzo utrudnione. Ale co my możemy zrobić? Trwa ciężki czas, któremu musimy stawić czoła. Razem, przede wszystkim.

Jak ocenia pan występ reprezentacji Polski na francuskim turnieju?

- Muszę powiedzieć, że na mistrzostwach wasza reprezentacja mi zaimponowała.

Awans do ćwierćfinału odebrany został w Polsce jako sukces. Ale sami piłkarze mają świadomość, że mogli osiągnąć więcej.

- Nie narzekajcie, to wasz pierwszy sukces od dawna. Naprawdę dobrze oglądało mi się grę Polaków. Pokazaliście wysoki poziom, szczególnie w grupie. Awansowaliście z niej bez żadnych problemów, nie musieliście drżeć o wynik. W fazie pucharowej liczy się jednak coś więcej. Trzeba zachować koncentrację do ostatniej sekundy, bo jeden strzał odmienia losy meczu. Tego wam zabrakło. Twierdzę natomiast, że dziś macie reprezentację jeszcze silniejszą, niż na Euro!

Tak silną jak zespół Jerzego Engela, który zagrała na Mundialu w Korei i Japonii? Zmierzył się pan z tamtą drużyną dwukrotnie: w 2000 i 2001 roku.

- Dla naszej piłki to był nieudany okres. Pamiętam, że Polska miała nową, młodą drużynę. Zaskoczyliście nas w Kijowie, wygraliście 3:1. W Warszawie poszło nam trochę lepiej, strzeliłem nawet gola, ale co z tego? [w rzeczywistości tamto spotkanie zostało rozegrane w Chorzowie, padł remis 1:1 - przyp. aut.]. Polska była wtedy po prostu silniejsza.

Co zapamiętał pan z tamtych meczów?

- Że trafiałem do siatki. Pamiętam też silną drużynę, której gwiazdą był Emmanuel Olisadebe. Czy mnie dziwił? Nie interesowałem się tym, skąd pochodził. Na boisku wszyscy są równi.

Jeśli chodzi o pana pojedynki z Polską, to przegrał Pan jeszcze jeden. Stambuł, 2005 rok, słynny finał Ligi Mistrzów. Do dziś kibice Milanu nie mają pojęcia, jakim cudem nie pokonał pan Jerzego Dudka w 118 minucie meczu.

- Powinienem był to zrobić, nie ma co do tego wątpliwości. Powtórki z tego spotkania oglądałem kilkanaście razy, szczególnie jego ostatnie chwile. Szczerze? Przez chwilę ta sytuacja mi się śniła. Ja, piłka, Dudek. Za każdym razem pudłowałem. Próbowałem i nic, Dudek bronił i bronił. To był prawdziwy koszmar.

Po tym meczu Dudek na stałe zagościł w panteonie sław Champions League.

- Ale on zasłużył na to nie tylko tą jedną interwencja, ale całym meczem. Bronił fantastycznie. Przecież jego "Dudek Dance" w serii rzutów karnych przeszedł do legendy. I mój ostatni strzał. Ale dziś z "Jezym" jesteśmy kolegami. Szanuję go, bo był nie tylko świetnym bramkarzem, ale i bardzo fajnym kolegą.

Dziś jego następcą w światowym topie jest Robert Lewandowski. Podoba się panu jego styl?

- Przede wszystkim doceniam karierę, jaką Robert robi. Wspaniale grał już w Borussii Dortmund, ale dopiero w Monachium wskoczył na wyższy poziom. Strzela jak szalony! To wiele mówi, szczególnie, że moim zdaniem gra w Bundeslidze jest dużo bardziej wymagająca, niż w Ligue1 czy nawet Primera Division. Niemcy mają dziś najsilniejszą, obok Anglii, ligę świata. A Lewandowski jest jej gwiazdą.

Avram Grant, który był pana trenerem w Chelsea Londyn, powiedział mi niedawno, że Lewandowski to najlepszy napastnik na świecie.

- Jeden z najlepszych, to na pewno. Swoją rolę odgrywa znakomicie. Poza tym pamiętajmy, że liderem jest nie tylko w Bayernie, ale i w reprezentacji Polski. Udźwignąć taką podwójną odpowiedzialność mogą tylko najlepsi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.