Polska - Słowenia. Słaba pierwsza połowa, lepsza druga i remis na koniec roku

Słaba pierwsza połowa, lepsza druga. Polska zremisowała 1:1 w towarzyskim spotkaniu ze Słowenią, które w poniedziałek rozegrane zostało na Stadionie Miejskim we Wrocławiu. Był to ostatni mecz kadry Adama Nawałki w tym roku.

Po 45 minutach kadrę na stadionie we Wrocławiu żegnały gwizdy. Polska przegrywała ze Słowenią 0:1. I trudno napisać, że przegrywała niezasłużenie. Poza jednym zrywem, a w zasadzie indywidualną akcją Grzegorza Krychowiaka tuż po golu dla Słowenii, nasi kadrowicze nie pokazali nic, by wówczas można było napisać, że zasługiwali na choćby remis.

- Chcę dać szansę zawodnikom wyróżniającym się w lidze, zasłużyli sobie na to. Będzie to świetny sprawdzian i możliwość potwierdzenia przydatności do reprezentacji - mówił Adam Nawałka przed spotkaniem. Już wtedy wiadomo było, że ze Słowenią nie zagrają Robert Lewandowski, Kamil Glik i Łukasz Piszczek.

Nawałka zdecydował się wystawić rezerwowy skład. Ale też niezupełnie, bo po od pierwszej minuty postawił na Grzegorza Krychowiaka, Michała Pazdana i Artura Jędrzejczyka. Obok nich biegali etatowi zmiennicy (m.in. Thiago Cionek, Krzysztof Mączyński, Paweł Wszołek), ale też wracający do kadry po latach Bartosz Bereszyński i debiutujący w niej Jacek Góralski.

Góralski i Bereszyński grali nieźle, ale to trochę mało, bo Polska jako zespół od początku nie wyglądała na taki, który za wszelką cenę chce strzelić gola. Słowenia zresztą też nie. Udało jej się wykorzystać jeden stały fragment gry. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego w 24. minucie Artura Boruca uderzeniem przy krótkim słupku zaskoczył Miha Mevlja. Pewnie ta sztuka, by mu się nie udała, gdyby lepiej w polu karnym zachował się Łukasz Teodorczyk, który zupełnie odpuścił krycie 26-letniego obrońcy.

Na gola Słowenii szybko próbował odpowiedzieć Krychowiak - kilkadziesiąt sekund później oddał mocny strzał z dystansu - ale to byłoby na tyle. Do przerwy reprezentacja Polski nie stworzyła sobie żadnej dogodnej sytuacji, która zasługiwałaby na to, by ją nawet opisać.

Po przerwie Nawałka zrobił dwie zmiany. Do bramki wpuścił Wojciecha Szczęsnego (za Boruca), a do środka pola Kamila Wilczka (za Krychowiaka). Ten drugi od razu odważnie ruszył do przodu - próbował nie tylko odbierać piłkę, ale też ją rozgrywać (głównie z Teodorczykiem).

Polska grała lepiej - przejęła inicjatywę, zepchnęła rywali pod ich bramkę - ale nadal nie miała pomysłu, jak stworzyć sobie okazje. Najlepszą, zaraz po przerwie, miał Teodorczyk (po podaniu od Wilczka), ale napastnik Anderlechtu zamiast oddać szybki strzał, zaczął się kiwać i stracił piłkę.

Nawałka reagował. Robił kolejne zmiany. Najpierw wpuścił na boisko Zielińskiego, a potem Błaszczykowskiego i Grosickiego. Wejście podstawowych piłkarzy z kadry zaprocentowało. Szczególnie wejście Błaszczykowskiego, który w 79. minucie zaliczył kapitalną asystę (dokładne dośrodkowanie z prawej strony pola karnego) przy golu Teodorczyka (sprytnie uderzył nad interweniującym Videm Belecem).

Dla Teodorczyka była to czwarta bramka w 11. występie w kadrze. Pod koniec spotkania mógł zdobyć jeszcze jedną, trafić mógł też Wilczek. Ale ani ten pierwszy, ani ten drugi, ani żaden inny z naszych reprezentantów bramkarza Słowenii już w tym meczu nie pokonał.

Poniedziałkowy remis ze Słowenią kończy udany rok reprezentacji Polski. W kolejnym spotkaniu eliminacyjnym, w marcu przyszłego roku, kadra Nawałki zagra na wyjeździe z Czarnogórą.

Zobacz wideo

El. MŚ 2018. Oto najleapsza jedenastka po czterech kolejkach! Polak najlepszy

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.