Mundial 2014. Okoński: Czy warto było rozgrywać mecz o trzecie miejsce?

Mecz, którego nikt tak naprawdę nie chciał grać, zakończył się zwycięstwem Holendrów. Brazylijczycy nie zmyli plamy na honorze po klęsce z Niemcami. Czy warto było to rozgrywać, zastanawia się Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Najbardziej niepoważnie spotkanie Brazylia - Holandia potraktowali sędziowie oraz wyznaczająca ich do gry stosowna komórka FIFA. Yunichi Nishimura, który podyktował karnego za wątpliwy faul Lovrena na Fredzie podczas meczu inaugurującego mistrzostwa świata, tym razem był sędzią technicznym. Głównym został Algierczyk Dżamel Haimoudi - i już w drugiej minucie meczu popełnił poważny błąd. Po doskonałym przyjęciu górnej piłki przez van Persiego i perfekcyjnym odegraniu napastnika MU do Robbena, piłkarz Bayernu został sfaulowany - był już sam na sam z bramkarzem, więc podcinający go Thiago Silva powinien wylecieć z boiska. Odpowiedź na pytanie, czy powinien być karny, jest bardziej skomplikowana: przepisy mówią, że w przypadku faulu rozpoczynającego się przed szesnastką, ale następnie kontynuowanego już w polu karnym, arbiter może podyktować jedenastkę.

Kolejny błąd Algierczyka, a właściwie jednego z jego asystentów, miał miejsce przed drugim golem Holendrów: zanim David Luiz zechciał wybić piłkę prosto pod nogi Daleya Blinda, szarżujący prawą stroną Winjaldum znalazł się na spalonym. Karny właściwie należał się również Brazylijczykom, w 32. minucie, kiedy Ron Vlaar obejmował w pół Davida Luiza. Tuż przed przerwą kartka ominęła holenderskiego obrońcę za ostre wejście w Ramiresa; w 67. minucie Oscar dostał żółtą kartkę za symulowanie, podczas gdy został ewidentnie podcięty przez Daleya Blinda - w tym przypadku gospodarzom turnieju kolejny raz należał się karny.

Równie jak sędziowie nie na serio była jednak dyscyplina Brazylijczyków w grze obronnej. Z Davida Luiza i kwoty 50 milionów funtów, którą zapłaciło za niego Paris Saint-Germain, szydzono powszechnie już w trakcie meczu - wypada wspomnieć jednak także o hektarach wolnej przestrzeni i czasie na przyjęcie piłki, jakie przy swojej bramce miał Blind. Zmiana w przerwie Luiza Gustavo na Fernandinho była próbą przywrócenia powagi, co wszakże udało się tylko częściowo.

Holendrzy, którym miało zależeć mniej, których trener otwarcie mówił o bezsensowności rozgrywania tego meczu, odnaleźli w jego trakcie przyjemność grania. Oczywiście błyskawicznie strzelona bramka potężnie ułatwiła zadanie, paradoksalnie korzystna okazała się też kontuzja Sneijdera podczas rozgrzewki i fakt, że odpowiedzialność za rozegranie akcji wzięła na siebie większa grupa zawodników. To, jak przesuwali się w defensywie, jak asekurowali się nawzajem Holendrzy, było imponujące. Podobnie jak ich kontra w końcówce, zapoczątkowana odbiorem jeszcze na własnej połowie i podręcznikowym wręcz wprowadzeniem w akcję Janmaata przez Robbena. Louis van Gaal, którego pewien polski publicysta określił mianem bufona o chamskiej twarzy, po trzecim golu mógł wprowadzić na boisko trzeciego bramkarza reprezentacji Michaela Vorma - dając w ten sposób zagrać na mundialu wszystkim piłkarzom, których powołał na turniej.

Holandia odniosła kontrolowane zwycięstwo, Brazylia zaszokowała przeciętnością. Poza zbyt mało grającym w tym turnieju Willianem i najlepszym w drużynie Oscarem, jeden przez drugiego pozostali gracze drugiej linii - Paulinho, Luiz Gustavo, Fernandinho, Ramires, Hernanes - byli bladzi, jakby klęska z Niemcami przyprawiła ich o bezsenność. Jakość akcji i strzałów Jo czy Hulka zasługuje na dyskretne przemilczenie, Fred w ogóle nie pojawił się na boisku. O tym, żeby wybuczany na zakończenie Luis Felipe Scolari pozostał na stanowisku, nie może być mowy - fakt, że cały kraj mógł się o tym przekonać na własne oczy, był chyba jedynym powodem, dla których z brazylijskiej perspektywy dzisiejszy wieczór nie okazał się kompletnie zmarnowany.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.