Holandia - Kostaryka. Mundial dla odważnych, czyli Pinto wizjoner

Cały blask pewnie spłynie na Louisa van Gaala i jego genialną zagrywkę sprzed serii rzutów karnych, ale niech nikt nie zapomni o Jorge Luisie Pinto i Kostaryce. Nawet jeśli przez kolejne lata będziecie kojarzyć ich zespół wyłącznie z pułapką ofsajdową.

Przedstawmy fakty - w pięciu spotkaniach mundialu Kostarykanie stracili ledwie dwa gole. Karnego zamienił na bramkę Edinson Cavani, a Grekom dogrywkę dał Sokratis. W regulaminowym czasie i trzydziestu doliczonych minutach drużyna z Ameryki Środkowej ani razu nie przegrała.

Owszem, to była głównie defensywa. W ćwierćfinale z Holandią Pinto nawet stosunkowo szybko wycofał Joela Campbella, by jego zespół lepiej bronił i mniej ryzykował. Czekali aż do drugiej części dogrywki, by w ogóle stworzyć sobie klarowną okazję. Tak naprawdę ich świetną dyspozycję w ataku widać było przeciwko Urugwajczykom, trochę częściej z Włochami, ledwie raz z Grecją. Strzałów w pięciu meczach naliczono im mniej niż Kameruńczykom w ich nędznym grupowym graniu.

Jednak jaka to była defensywa! Na mundialu, w którym zaskakująco ważną rolę odgrywał system 5-3-2, najlepszy zestaw trzech środkowych obrońców byłby właśnie wyjęty z Kostaryki - Umana, Gonzalez i Acosta współpracowali genialnie, rozumieli się bez jednego spojrzenia, stanowili podstawę niebywałego sukcesu osiągniętego przez ledwie pięciomilionowy naród.

Spalone to nowy pressing? Tak, jeśli jesteście Kostaryką. Nie było zespołu, który lepiej łapałby rywali w idealnie zorganizowane pułapki ofsajdowe - udało się to im aż trzydzieści siedem razy w pięciu spotkaniach. Holendrzy we wcześniejszych czterech meczach dali się łapać rzadziej niż w dwóch godzinach gry z Kostarykanami. To zaprzeczenie wszystkim trendom we współczesnym futbolu.

Bo przecież po istotnych zmianach w przepisach po mistrzostwach świata w 1990 roku, a także poprawkach wprowadzonych pięć i piętnaście lat później, liczba spalonych zdecydowanie spadała. Według danych dostarczanych przez firmę Opta (na podstawie Premier League) można prześledzić, że o ile pod koniec 1998 roku naliczano ich prawie osiem na mecz, w sezonie 2009-2010 w Anglii było ich ledwie... pięć. Bardziej szaleńczo od Kostaryki pułapką ofsajdową grał chyba tylko Milan Arrigo Sacchiego w połowie lat dziewięćdziesiątych.

To nie była tylko linia pięciu piłkarzy ustawiona we własnym polu karnym, to było zachowanie w pełni świadome, "proaktywne". Kostarykanie wychodzili nawet na trzydziesty metr, studiując zamiary rywala, stając trójką środkowych obrońców i wyciągając ręce w górę. Bezradność van Persiego - jego dzisiaj złapali pięć razy! - była bezcenna. Kto wie, może przełożyła się na jego pudła, gdy już w dogodnych pozycjach się znajdował? O skuteczności takiego funkcjonowania obrony świadczy nie tylko nikła liczba goli straconych przez Navasa, ale też strzałów rywali. Kostarykanie pozwolili ledwie na dziesięć uderzeń więcej od brazylijskiej obrony.

Geniusz Pinto? Jak najbardziej. Zrobił rzecz najbardziej nieoczekiwaną i nie mowa tu o wciągnięciu Kostaryki prawie do strefy medalowej. Przecież takiego stylu bronienia nie prezentuje żaden klub w czołowych europejskich ligach. Trenerzy najczęściej preferują kontrolę przez przyglądanie się podaniom przeciwnika, a nie tak śmiałe reagowanie na próby rozbicia ich defensywy. To była zagrywka taktyczna, której nie rozszyfrował żaden z selekcjonerów, nawet tacy stratedzy jak Louis van Gaal czy Cesare Prandelli.

Najpierw był to mundial futbolu radosnego i ofensywnego, ale to nie oznacza, że po bardziej defensywnej fazie pucharowej nic nie zostanie nam do zapamiętania. Ostatnio tak rzadko mamy do czynienia z taktycznymi nowinkami czy odchyłami od sztywnych reguł, że obraz Kostarykan łapiących van Persiego na kolejnym i kolejnym spalonym na długo powinien pozostać kibicom w głowach. Gdy inni ich skreślali, zanim nawet zdążyli zastawić pułapkę po raz pierwszy, ludzie Pinto pokazali, że mundial należy do odważnych - nawet jeśli chcą się głównie bronić.

Internauci śmieją się z Valbueny. FIFA też? [MEMY]

Korzystasz z Gmaila? Zobacz, co dla Ciebie przygotowaliśmy

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.