MŚ 2014. A na końcu winny jest bramkarz

Na mundialu nadchodzi czas bramkarzy. Mecze kończone dogrywkami. Serie rzutów karnych. Oczy całego świata zwrócone tylko na nich. Jeśli obronią, zostaną bohaterami. Choć na chwilę. Do kolejnego błędu - pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Los bramkarza. W trakcie wczorajszego spotkania Ghany z Portugalią Dauda pewnie broni kolejne strzały. Zostaje wprawdzie pokonany po kuriozalnej bramce samobójczej, ale potem wyrównuje Asamoah Gyan - Ghana walczy o zwycięstwo, aż do 80. minuty, kiedy po jednej z kontr bramkarz afrykańskiej drużyny wykłada piłkę pod nogi Cristiano Ronaldo.

Światło na numer jeden

Te największe błędy, w meczu z Koreą Południową i Algierią, popełnia jednak bramkarz Rosjan, jak to zwykle bywa w takich historiach - uważany za jeden z najmocniejszych punktów drużyny, Igor Akinfiejew. I jak to również często się zdarza: człowiek, którego świetnie zapowiadającą się przed laty karierę przerwały dwie ciężkie kontuzje i który ostatnimi czasy nie gra tak dobrze, jak się zapowiadało. Wczoraj w meczu z Algierią Akinfiejew źle ocenia tor lotu piłki bitej z rzutu rożnego - i nigdy się nie dowiemy, jak wielki wpływ na jego fatalną interwencję miało światło laserowego wskaźnika, które w momencie interwencji ktoś z kibiców skierował na jego twarz. Podczas spotkania z Koreą Rosjanin przepuszcza między rękami niegroźny, wydawałoby się, strzał Lee Keoun-ho; uderzenie, które każdy bramkarz broni niemal odruchowo.

Kolejnym winowajcą jest Iker Casillas: w meczu z Holendrami podarowuje rywalom czwartą bramkę, źle przyjmując piłkę i tracąc ją na rzecz van Persiego (wcześniej kapitan Hiszpanów źle wychodzi do rzutu wolnego, bitego przez Sneijdera i trzecią bramkę zdobywa de Vrij; przy piątej Casillasa z łatwością objeżdża Robben). Podczas spotkania z Chile Casillas odbija przed siebie strzał Sancheza z wolnego, umożliwiając dobitkę Aranguizowi. W trzecim meczu kapitan i legenda Hiszpanów już nie gra: w związku z kontuzją Davida de Gei, przez wielu widzianego już w roli hiszpańskiego numeru jeden, między słupkami staje Pepe Reina.

Do niszczonego przez światowe media i kibiców Casillasa pisze po tym wszystkim słynny bramkarz Paragwaju, Jose Luis Chilavert. "Uważam Cię za przyjaciela, ale przede wszystkim za numer jeden w naszym bramkarskim fachu. Nie zapominaj o radości, którą dałeś nam przez wszystkie lata i pamiętaj, że świat futbolu bywa niewdzięczny" - czytamy w liście opublikowanym przez "Marcę". Chilavert przypomina, że Casillas na poprzednim mundialu obronił karnego w ćwierćfinałowym meczu z Paragwajczykami, i że właściwie to jego interwencjom po strzałach Robbena Hiszpanie zawdzięczają triumf na mistrzostwach świata w 2010 r.

Ale Chilavert mógłby napisać dużo więcej. Na przykład o niewiarygodnej interwencji Casillasa w meczu z Sevillą, w październiku 2009 roku. Albo o rzutach karnych Włochów, które bronił podczas Euro 2008. A przede wszystkim o nierówno rozłożonej odpowiedzialności: wszyscy pamiętamy błędy Akinfiejewa, Casillasa i Daudy, zapominając o pudłach Kokorina, fatalnym występie Diego Costy, kłótniach w reprezentacji Ghany. Ile by się niedobrego wydarzyło przed jego polem karnym albo w szatni, ostatecznie winny okazuje się bramkarz.

Bramkarz jako Hiob

Jonathan Wilson, autor wydanej właśnie po polsku książki "Bramkarz, czyli outsider", opisuje sytuację bardzo podobną do tej, którą przeżył Akinfiejew w meczu z Koreą. W sezonie 1990/91 bramkarz Crvenej Zvezdy Belgrad Stevan Stojanović wypuścił piłkę po rzucie wolnym Klausa Augenthalera w meczu półfinałowym o Puchar Europy z Bayernem. Futbolówka prześlizgnęła mu się między nogami i wpadła do bramki. Stojanović był dobrze ustawiony, Niemiec w gruncie rzeczy strzelał prosto w niego. Wcześniej nie popełnił ani jednego błędu. Gdy zobaczył piłkę, zdążył pomyśleć: "wspaniale", pewien, że popisze się świetną interwencją. "Myślałem, że już ją mam, i być może to kosztowało mnie milisekundę utraty koncentracji".

Mimo tego błędu piłkarze z Belgradu awansowali do finału: w innej krytycznej sytuacji, po strzale Rolanda Wohlfahrta, był słupek. Tym razem Stojanović miał szczęście: po odbiciu się od ziemi piłka nabrała dziwnej rotacji: zamiast wpaść do bramki, zmieniła tor lotu, a potem zmieniła go po raz kolejny, tak że minął się z nią wbiegający w pole karne Stefan Effenberg. W finale, z Olympique Marsylia, podczas serii rzutów karnych golkiper z Belgradu domyślił się, w którą stronę uderzy Manuel Amoros. Obronił, został bohaterem, choć przecież po meczu półfinałowym był o włos od zostania kozłem ofiarnym.

"Dobrzy bramkarze rujnują swoją reputację pojedynczymi, nieszczęśliwymi wpadkami, inni zaś stają w blasku chwały dzięki jednej czy dwóm obronom" - pisze Wilson, popadając w tony jawnie biblijne: "Złe rzeczy dzieją się dobrym ludziom i niekoniecznie każdy dostaje to, na co zasługuje - taka jest smutna prawda, dla której Biblia szuka usprawiedliwienia w historii Hioba".

Idzie sam

Laureat literackiego Nobla Albert Camus był, jak wiadomo, bramkarzem. "Szybko nauczyłem się, że piłka nigdy nie zmierza tam, gdzie byś się jej spodziewał" - mówił o swoich doświadczeniach piłkarskich (życiowych?) w głośnym wywiadzie dla "France Football". A namierzony przez dziennikarzy podczas jednego z meczów paryskiego Racingu, już po Noblu, gorąco bronił popełniającego błędy bramkarza gospodarzy. "Nie powinniśmy go obwiniać - mówił autor "Dżumy". - Dopiero gdy sam staniesz pośrodku lasu, uświadamiasz sobie, jakie to trudne".

Być może stąd właśnie bierze się znana solidarność bramkarzy i wynikający z niej list Chilaverta do Casillasa. Każdy z nich wie, co to znaczy stać samemu au milieu de bois, w środku lasu, będąc wystawionym na ataki drapieżników z każdej właściwie strony. "Z pewnością żaden sportowiec z taką regularnością nie mierzy się z arbitralnością losu, co bramkarz. Rykoszet, kozioł, powiew wiatru, zła ocena sytuacji i wszystko inne, z czym musi się zmagać, a czego nie doświadczają inni gracze" - pisze Wilson. A dawny bramkarz hokejowy Ken Dryden dodaje w głośnej książce "The Game" zarówno przejmujący opis lęku przed krążkiem, jak bolesną refleksję na temat tego, że każda obrona jest ulotna, podlega zapomnieniu, a każdą bramkę, nawet zdobytą w meczu przegranym, zapisuje się w oficjalnych statystykach.

Wszyscy bramkarze wiedzą, że kiedy wreszcie przydarzy im się błąd, zostaną ośmieszeni, stracą miejsce w wyjściowej jedenastce, a dotychczas uwielbiający ich tłum odwróci się. Przypadki takie, jak ten z Liverpoolu, gdzie Jerzy Dudek po serii błędów został przywitany przez kolegów T-shirtami z jego podobizną i hasłem "You'll never walk alone", pozostają odosobnione. Bramkarskie depresje - z tą najgłośniejszą, zakończoną samobójstwem Roberta Enkego - zasługują na osobną opowieść.

Jedenaście metrów

Najlepsi na tegorocznym mundialu? Statystyki z pewnością są mylące: najczęściej interweniowali Alexander Dominguez z Kostaryki, Vincent Enyama, Charles Itandje i Diego Benaglio, ale oznacza to tylko tyle, że ich koledzy najczęściej dopuszczali rywali do strzałów. Hugo Lloris i Manuel Neuer, ciekawi ze względu na grę w roli piątego obrońcy (często wychodzący z linii bramkowej przed własne pole karne), nie zostali porządnie przetestowani. Tych, których w trakcie ostatniej dekady uważaliśmy za najlepszych - Casillasa, Buffona - już na tych mistrzostwach nie ma.

Jest w tym zresztą pewien paradoks. Bo wiecie: gdyby nie przedramię Buffona - nawet nie dłoń w rękawicy, przedramię po prostu - Luis Suarez zdobyłby bramkę w meczu z Włochami. Zaspokojony, rozluźniony i szczęśliwy, nie ugryzłby Chielliniego. Historia tego turnieju potoczyłaby się inaczej.

Ale nazwiska Buffon nie będzie w jego kronikach. Podobnie jak nazwiska Dauda czy Casillas. O Akinfiejewie pamiętać będziemy przez chwilę, z powodu pomeczowej awantury o laserowe światełko. Ci, którzy mają zostać bohaterami, czekają na rzuty karne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.