Los bramkarza. W trakcie wczorajszego spotkania Ghany z Portugalią Dauda pewnie broni kolejne strzały. Zostaje wprawdzie pokonany po kuriozalnej bramce samobójczej, ale potem wyrównuje Asamoah Gyan - Ghana walczy o zwycięstwo, aż do 80. minuty, kiedy po jednej z kontr bramkarz afrykańskiej drużyny wykłada piłkę pod nogi Cristiano Ronaldo.
Te największe błędy, w meczu z Koreą Południową i Algierią, popełnia jednak bramkarz Rosjan, jak to zwykle bywa w takich historiach - uważany za jeden z najmocniejszych punktów drużyny, Igor Akinfiejew. I jak to również często się zdarza: człowiek, którego świetnie zapowiadającą się przed laty karierę przerwały dwie ciężkie kontuzje i który ostatnimi czasy nie gra tak dobrze, jak się zapowiadało. Wczoraj w meczu z Algierią Akinfiejew źle ocenia tor lotu piłki bitej z rzutu rożnego - i nigdy się nie dowiemy, jak wielki wpływ na jego fatalną interwencję miało światło laserowego wskaźnika, które w momencie interwencji ktoś z kibiców skierował na jego twarz. Podczas spotkania z Koreą Rosjanin przepuszcza między rękami niegroźny, wydawałoby się, strzał Lee Keoun-ho; uderzenie, które każdy bramkarz broni niemal odruchowo.
Kolejnym winowajcą jest Iker Casillas: w meczu z Holendrami podarowuje rywalom czwartą bramkę, źle przyjmując piłkę i tracąc ją na rzecz van Persiego (wcześniej kapitan Hiszpanów źle wychodzi do rzutu wolnego, bitego przez Sneijdera i trzecią bramkę zdobywa de Vrij; przy piątej Casillasa z łatwością objeżdża Robben). Podczas spotkania z Chile Casillas odbija przed siebie strzał Sancheza z wolnego, umożliwiając dobitkę Aranguizowi. W trzecim meczu kapitan i legenda Hiszpanów już nie gra: w związku z kontuzją Davida de Gei, przez wielu widzianego już w roli hiszpańskiego numeru jeden, między słupkami staje Pepe Reina.
Do niszczonego przez światowe media i kibiców Casillasa pisze po tym wszystkim słynny bramkarz Paragwaju, Jose Luis Chilavert. "Uważam Cię za przyjaciela, ale przede wszystkim za numer jeden w naszym bramkarskim fachu. Nie zapominaj o radości, którą dałeś nam przez wszystkie lata i pamiętaj, że świat futbolu bywa niewdzięczny" - czytamy w liście opublikowanym przez "Marcę". Chilavert przypomina, że Casillas na poprzednim mundialu obronił karnego w ćwierćfinałowym meczu z Paragwajczykami, i że właściwie to jego interwencjom po strzałach Robbena Hiszpanie zawdzięczają triumf na mistrzostwach świata w 2010 r.
Ale Chilavert mógłby napisać dużo więcej. Na przykład o niewiarygodnej interwencji Casillasa w meczu z Sevillą, w październiku 2009 roku. Albo o rzutach karnych Włochów, które bronił podczas Euro 2008. A przede wszystkim o nierówno rozłożonej odpowiedzialności: wszyscy pamiętamy błędy Akinfiejewa, Casillasa i Daudy, zapominając o pudłach Kokorina, fatalnym występie Diego Costy, kłótniach w reprezentacji Ghany. Ile by się niedobrego wydarzyło przed jego polem karnym albo w szatni, ostatecznie winny okazuje się bramkarz.
Jonathan Wilson, autor wydanej właśnie po polsku książki "Bramkarz, czyli outsider", opisuje sytuację bardzo podobną do tej, którą przeżył Akinfiejew w meczu z Koreą. W sezonie 1990/91 bramkarz Crvenej Zvezdy Belgrad Stevan Stojanović wypuścił piłkę po rzucie wolnym Klausa Augenthalera w meczu półfinałowym o Puchar Europy z Bayernem. Futbolówka prześlizgnęła mu się między nogami i wpadła do bramki. Stojanović był dobrze ustawiony, Niemiec w gruncie rzeczy strzelał prosto w niego. Wcześniej nie popełnił ani jednego błędu. Gdy zobaczył piłkę, zdążył pomyśleć: "wspaniale", pewien, że popisze się świetną interwencją. "Myślałem, że już ją mam, i być może to kosztowało mnie milisekundę utraty koncentracji".
Mimo tego błędu piłkarze z Belgradu awansowali do finału: w innej krytycznej sytuacji, po strzale Rolanda Wohlfahrta, był słupek. Tym razem Stojanović miał szczęście: po odbiciu się od ziemi piłka nabrała dziwnej rotacji: zamiast wpaść do bramki, zmieniła tor lotu, a potem zmieniła go po raz kolejny, tak że minął się z nią wbiegający w pole karne Stefan Effenberg. W finale, z Olympique Marsylia, podczas serii rzutów karnych golkiper z Belgradu domyślił się, w którą stronę uderzy Manuel Amoros. Obronił, został bohaterem, choć przecież po meczu półfinałowym był o włos od zostania kozłem ofiarnym.
"Dobrzy bramkarze rujnują swoją reputację pojedynczymi, nieszczęśliwymi wpadkami, inni zaś stają w blasku chwały dzięki jednej czy dwóm obronom" - pisze Wilson, popadając w tony jawnie biblijne: "Złe rzeczy dzieją się dobrym ludziom i niekoniecznie każdy dostaje to, na co zasługuje - taka jest smutna prawda, dla której Biblia szuka usprawiedliwienia w historii Hioba".
Laureat literackiego Nobla Albert Camus był, jak wiadomo, bramkarzem. "Szybko nauczyłem się, że piłka nigdy nie zmierza tam, gdzie byś się jej spodziewał" - mówił o swoich doświadczeniach piłkarskich (życiowych?) w głośnym wywiadzie dla "France Football". A namierzony przez dziennikarzy podczas jednego z meczów paryskiego Racingu, już po Noblu, gorąco bronił popełniającego błędy bramkarza gospodarzy. "Nie powinniśmy go obwiniać - mówił autor "Dżumy". - Dopiero gdy sam staniesz pośrodku lasu, uświadamiasz sobie, jakie to trudne".
Być może stąd właśnie bierze się znana solidarność bramkarzy i wynikający z niej list Chilaverta do Casillasa. Każdy z nich wie, co to znaczy stać samemu au milieu de bois, w środku lasu, będąc wystawionym na ataki drapieżników z każdej właściwie strony. "Z pewnością żaden sportowiec z taką regularnością nie mierzy się z arbitralnością losu, co bramkarz. Rykoszet, kozioł, powiew wiatru, zła ocena sytuacji i wszystko inne, z czym musi się zmagać, a czego nie doświadczają inni gracze" - pisze Wilson. A dawny bramkarz hokejowy Ken Dryden dodaje w głośnej książce "The Game" zarówno przejmujący opis lęku przed krążkiem, jak bolesną refleksję na temat tego, że każda obrona jest ulotna, podlega zapomnieniu, a każdą bramkę, nawet zdobytą w meczu przegranym, zapisuje się w oficjalnych statystykach.
Wszyscy bramkarze wiedzą, że kiedy wreszcie przydarzy im się błąd, zostaną ośmieszeni, stracą miejsce w wyjściowej jedenastce, a dotychczas uwielbiający ich tłum odwróci się. Przypadki takie, jak ten z Liverpoolu, gdzie Jerzy Dudek po serii błędów został przywitany przez kolegów T-shirtami z jego podobizną i hasłem "You'll never walk alone", pozostają odosobnione. Bramkarskie depresje - z tą najgłośniejszą, zakończoną samobójstwem Roberta Enkego - zasługują na osobną opowieść.
Najlepsi na tegorocznym mundialu? Statystyki z pewnością są mylące: najczęściej interweniowali Alexander Dominguez z Kostaryki, Vincent Enyama, Charles Itandje i Diego Benaglio, ale oznacza to tylko tyle, że ich koledzy najczęściej dopuszczali rywali do strzałów. Hugo Lloris i Manuel Neuer, ciekawi ze względu na grę w roli piątego obrońcy (często wychodzący z linii bramkowej przed własne pole karne), nie zostali porządnie przetestowani. Tych, których w trakcie ostatniej dekady uważaliśmy za najlepszych - Casillasa, Buffona - już na tych mistrzostwach nie ma.
Jest w tym zresztą pewien paradoks. Bo wiecie: gdyby nie przedramię Buffona - nawet nie dłoń w rękawicy, przedramię po prostu - Luis Suarez zdobyłby bramkę w meczu z Włochami. Zaspokojony, rozluźniony i szczęśliwy, nie ugryzłby Chielliniego. Historia tego turnieju potoczyłaby się inaczej.
Ale nazwiska Buffon nie będzie w jego kronikach. Podobnie jak nazwiska Dauda czy Casillas. O Akinfiejewie pamiętać będziemy przez chwilę, z powodu pomeczowej awantury o laserowe światełko. Ci, którzy mają zostać bohaterami, czekają na rzuty karne.