Mistrzostwa Świata w piłce nożnej 2014. Samba, tango i walc

Odpadnięcie Ekwadoru nie zmienia bolesnego dla Europy faktu, że mundial ciąży ku Copa América. A gwiazdorskiego pojedynku z Leo Messim nie toczy Cristiano Ronaldo, ale Neymar

Wszystkie oczy na Belo Horizonte. Trudno przewidzieć, co się stanie, jeśli w sobotę najzdolniejsze pokolenie w historii chilijskiej piłki dokona wyłomu w tradycji. Chilijczycy grali z Brazylią na mundialach trzy razy i trzy razy przegrali. Czy Alexis Sánchez, Arturo Vidal i ich koledzy mają dość klasy, by odmienić bieg historii? Mundial mundiali, który zaczynał się od wielkich obaw wykraczających daleko poza boisko, skupił uwagę Brazylijczyków na ich ukochanym sporcie. Drużyna Luiza Felipe Scolariego wykonała plan w fazie grupowej, ale nie rozwiała wątpliwości co do swojego chropowatego stylu wzbogacanego przez Neymara wtrętami joga bonito. Rozwiał je za to sam 22-letni lider, stając się gwiazdą pierwszej wielkości. To wręcz niewiarygodne, że zarówno on, jak i świetny w tym turnieju Alexis Sánchez w Barcelonie skazani są na role drugoplanowe.

Jeśli chodzi o wątek gwiazdorski, to brazylijski mundial nie jest kontynuacją pojedynku Leo Messiego z Cristiano Ronaldo. Przez ostatnich sześć lat ci dwaj wzięli komplet Złotych Piłek. Jednak w Brazylii wszystko, co ma znamiona europejskie, napotyka kłopoty. Po wygraniu Ligi Mistrzów Ronaldo wypruwał z siebie żyły także dla reprezentacji Portugalii, ale jego występ był klapą.

***

Już 21 lat temu na Copa América zaproszono najlepsze drużyny strefy CONCACAF: Meksyk i USA. Ranga mistrzostw Ameryki spadała, próbowano ratować najstarsze kontynentalne rozgrywki wszystkimi sposobami. Wielkie gwiazdy latynoamerykańskie wyemigrowały do lig europejskich, oddalając się od korzeni. Rozkochani w piłce fani w Ameryce Łacińskiej poczuli się opuszczeni jak sieroty. Futbol przez dekady bronił ich wątłego poczucia własnej wartości, potem został im skradziony przez bogatszych.

Trudno się dziwić radości Latynosów, że brazylijski mundial coraz bardziej zmienia się w wewnętrzną rywalizację drużyn amerykańskich. Z dziesiątki, która przyjechała na mistrzostwa, do fazy pucharowej stanie aż osiem (odpadły tylko Honduras i Ekwador). Europa zabrała im wiele, ale nie wszystko, a teraz biorą rewanż.

Dla kochających sensacyjne rozstrzygnięcia mistrzostwa są bajką. Gdyby ktoś przed startem turnieju obstawił, że jedną z par bijących się o ćwierćfinał utworzą Kostaryka i Grecja, w dodatku zwycięzcy dwóch poprzednich mundiali Hiszpanie i Włosi zobaczą zmagania tej dwójki w telewizji, byłby dziś milionerem. Gracze drugiej kategorii Kostarykańczyk Brian Ruiz, Kolumbijczyk Jackson Martinez, Grek Jorgos Samaras, a nawet Ekwadorczyk Enner Valencia potraktowali mundial jako szansę swojego życia. I otrzymali nagrodę.

Europa przeżywa trudne chwile. Jej nadzieje wiążą się z Niemcami, Francją, Holandią i być może jeszcze z Belgią, czyli krajami, którym nieobcy jest futbol kombinacyjny. Arjen Robben rozgrywa turniej życia. Wokół niego kręci się gra Holandii, wreszcie jest postacią numer 1, czego zbyt często odmawiano w klubach (w Chelsea, Realu i Bayernie). Od lat nie widziałem Robbena w takiej ekstazie jak po meczu z Chile. Trener pokonanych Jorge Sampaoli narzekał naiwnie, że pomarańczowi w ogóle nie myśleli o ataku. Louis van Gaal ustawił drużynę na miarę możliwości, a nie na miarę marzeń. Naraził się Johanowi Cruyffowi, ale na razie wychodzi na swoje.

***

Największą siłą mundialu są jednak kibice. Śpią na dworcach, w autobusach, koczują w okolicach stadionów. Nie piją, nie obrażają się, są do rany przyłóż. W modzie są gesty przyjaźni, jak wśród dalekich krewnych, którzy po czterech latach niewidzenia się spotykali się na balu, by dać z siebie to, co najlepsze. Podróżowanie wśród tego kolorowego tłumu przywraca wiarę w kibica, choćby FIFA robiła wszystko, by od futbolu odstraszać. Tym ludziom zostaną po turnieju przyjaźnie i wspomnienia, piłkarskim urzędnikom - kasa. Niech każdy oceni, co ma większą wartość.

Co by się stało z atmosferą fiesty, gdyby Chile lub kolejny z rywali wyrzuciły z turnieju drużynę Scolariego? Większość sąsiadów Brazylii ma wobec niej głęboki futbolowy kompleks. Brazylijczyków może niepokoić rozkręcająca się Argentyna z nadludzko skutecznym Messim. Tyle że drużyna Sabelli, tak mocna w ataku, stoi na fundamentach kruchej defensywy. Zespół Scolariego uwielbia grać z kontry. Jeśli rywal jej na to pozwala, Brazylijczycy przestają sprawiać wrażenie drużyny przeciętnej. Dla nich Argentyna, Kolumbia, Chile czy nawet Niemcy będą wygodniejsze niż Holandia, Meksyk lub Urugwaj, choć ten ostatni złamany stratą Luisa Suáreza stanie się zapewne łupem łatwiejszym.

Na razie mundial tańczy w rytmach latynoskich, ale mieszanych. Za dwa tygodnie musi się z tego wyłonić zwycięska samba, tango, a może jednak walc?

Wiele lat temu pisarz, filozof, polityk meksykański José Vasconcelos Calderón ukuł teorię rasy kosmicznej. Nazwał tak Metysów, którzy mieli skupiać w sobie najlepsze cechy pochodzące od ras, z których powstali. Na mundialu w Brazylii znalazłby wiele dowodów na swoje racje. Czy Europa przypuści kontratak i sprawi, że romantyczna, ale ryzykowna koncepcja legnie w gruzach?

Więcej o:
Copyright © Agora SA