Reprezentacja MLS? Amerykanie nie mają czego się wstydzić

Może i Niemcy sprowadzili entuzjastycznie nastawionych kibiców USA na ziemię, ale i tak w Stanach będą świętować awans. Zwłaszcza ci, którzy zarządzają tamtejszą ligą, bo mundial miał być testem dla drużyny w połowie zbudowanej na piłkarzach MLS. I wyniki pokazały, że to coraz lepsze rozgrywki.

Mike D'Amisco miał pomysł. Zgolił długą brodę, kostium zamówił przez internet, a resztę zaoszczędzonych pieniędzy przeznaczył na wyjazd do Brazylii. Gdy Jemaine Jones strzelił wyrównującego gola w meczu z Portugalią w Manaus, kamery telewizyjne wyłapały na trybunach przebranego Mike'a, szaleńczo krzyczącego z radości. Tak "Teddy Goalsevelt" (zbieżność nazwisk z byłym prezydentem USA nieprzypadkowa) stał się sławny. Przed kolejnym spotkaniem amerykańska federacja sprowadziła go do Recife wyczarterowanym samolotem, a na specjalnej imprezie dla kibiców wystąpił z popularnym komikiem Willem Ferrellem. Stany pokochały Mike'a, czy też "Prezydenta Teddy'ego" - swoją nową piłkarską maskotkę.

Uwierz w Stany

Może dlatego z takim trudem przychodzi nam zaakceptować to, że Ameryka nie tyle w piłce nożnej się zakochała, co ją chociaż zrozumiała. Co z tego, że Seattle Sounders biją wiele europejskich klubów pod względem średniej kibiców na każdym ich meczu - 44,000! - gdy nadal kojarzy się ich ligę i soccera jako wielki i naciągany marketingowy show. Po każdym golu piłkarza Portland Timbers, za bramką drwal tnie kawał drzewa. Większość spotkań Los Angeles Galaxy kończy się popisem fajerwerków. Z ich ligi nie można spaść, ale klub można sobie kupić.

Mniejsza o show, przecież ci ludzie chodzą na mecze także dla piłki nożnej. I chociaż trudno w to uwierzyć, czy zaakceptować, ale Major League Soccer nie tylko staje się coraz popularniejsza - ona jest już dużo lepsza niż większości się wydaje. I kolejnym zasadnym argumentem to potwierdzającym jest reprezentacja prowadzona przez Juergena Klinsmanna.

Czy to jeszcze piłkarskie anonimy?

Szerszej publiczności Omar Gonzalez jest znany pewnie tylko z nieudanego, zakończonego pechową kontuzją wypożyczenia do Norymbergi. Jest też najlepiej opłacanym obrońcą w MLS i jeśli ktoś jeszcze zastanawia się dlaczego, to pewnie nie oglądał meczu z Niemcami. 25-latek zagrał świetnie, zablokował kilka groźnych strzałów i dośrodkowań, dobrze kierując obroną Amerykanów.

Jednak w wyjściowym składzie na mecz z Niemcami było aż siedmiu piłkarzy z Major League Soccer, a DaMarcus Beasley gra w lidze "sąsiadów" Amerykanów. Drugi gol w meczu z Portugalią, po pięknej wymianie podań na prawym skrzydle i w samym polu karnym, był stworzony wyłącznie przez piłkarzy z MLS. Przeciwko Niemcom dobrze zagrali Kyle Beckerman, Clint Dempsey i Graham Zusi. Przyzwoicie i na swoim poziomie zaprezentowali się Brad Davis i Matt Besler. Klinsmann na mistrzostwa zabrał dziesięciu piłkarzy z ligi krajowej.

W tym Dempseya i Bradleya, którzy stosunkowo niedawno wrócili do MLS. To jednocześnie liderzy reprezentacji Klinsmanna, odpowiedzialni za to, jak wygląda gra ofensywna Amerykanów. Z Ghaną skutecznie kontrowali, przeciwko Portugalii stawiali na atak pozycyjny z wyraźnymi przyspieszeniami, które gubiły bardziej uznanych rywali. W meczu z Niemcami zadanie było najtrudniejsze, a różnica w jakości największa - oczywiście zrozumiała, bo gdzie Bayern Monachium i gdzie na przykład Sporting Kansas City?

Klinsmann oczywiście chciałby widzieć swoich piłkarzy w najlepszych ligach europejskich, a gdy Demspey i Bradley wracali do kraju, nie mógł powstrzymać się od komentarzy na ten temat. Jednak dzięki oparciu kadry na zawodnikach z MLS mógł on lepiej przygotować zespół - reprezentacja w 2013 roku zagrała 23 razy. Selekcjoner sprawdzał różne warianty taktyczne i w tym roku, choć jakościowo jest to drużyna od tej z mistrzostw w RPA, to bardziej dojrzała i pewniej grająca piłką.

Lepsi od Holendrów

- Żeby było jasne, amerykańska liga poprawia się, powoli staje się coraz bardziej popularna, przyciąga nawet zawodników z nazwiskami i zasługuje, by traktować ją poważnie - pisze dziennikarz Tom Dart w czasopiśmie "Kopalnia". Ich ostatnie wyniki potwierdzają tę teorię - od podstawowej reprezentacji Niemiec dziś Amerykanie sporo odstawali, ale już wyglądali lepiej od Portugalii, grając też mądrzej od silniejszej personalnie Ghany. Rok temu pokonali w emocjonującym meczu rezerwowy skład drużyny Joachima Loewa 4-3. Ameryka, zbudowana na bazie MLS, się zbliża.

Nic dziwnego. Za oceanem stawiają na systemowe szkolenie, inwestują pieniądze, ale też wiedzą, jaki to ma być styl gry - oparty na posiadaniu piłki, komforcie w rozegraniu, wysokiej technice użytkowej i inteligencji taktycznej. Brakuje im jeszcze tempa porównywalnego do najlepszych lig w Europie - pod tym względem bliżej im nawet do dużo bardziej chaotycznej Ekstraklasy - ale mają coraz więcej dobrych piłkarzy, którzy wcale nie wybierają MLS dla pieniędzy. Nie, kwestie finansowe są wciąż przedmiotem sporu między ligą i piłkarzami, ale też sędziami.

Na mundialu jest więcej piłkarzy z MLS (dwudziestu dwóch) niż z ligi holenderskiej, do niedawna przecież "przedsionka" dla najlepszych klubów na świecie. Otwartość tej ligi, dostępność transmisji oraz skrótów pozwalają tym rozgrywkom na zdobywanie kolejnych kibiców nie tylko na terenie Stanów. Nawet jeśli ktoś nie chce uwierzyć w ten scenariusz, nie widzi tego progresu, to fakty są jasne. Dobre mistrzostwa Amerykanów tylko je podkreślają.

Największe firmy oszalały na punkcie Suareza! Może reklamowac wszystko co ma związek z zębami!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.