Mundial 2014. Czego jeszcze nie wiemy?

Następujące po sobie dni brazylijskiego turnieju sprawiają, że mundialowych znaków zapytania jest coraz mniej. Ciągle jednak nie wiadomo, czy Brazylia podoła presji, która Holandia jest prawdziwa i wreszcie czy Argentyna jest w stanie wygrać bez Leo Messiego. Odkrywanie kart trwa.

Nadal nie wiemy, czy Brazylia podoła presji i wywiąże się z roli murowanego kandydata do złota. W meczu otwarcia "Canarinhos" pokonali Chorwację 3:1, ale nie zachwycili, a ponadto wydatnie pomógł im japoński sędzia. Podopieczni Luiza Felipe Scolariego kibicowskich serc nie podbili również drugim występem. Co prawda, z Meksykiem nie przegrali, ale znów zagrali schematycznie, wolno i nieskładnie. Scolari kontuzjowanego Hulka zastąpił Ramiresem, ale już po pierwszej połowie musiał wycofywać się z nietrafionego pomysłu. Bernard Brazylii nie zbawił i pozostawił sporo wątpliwości odnośnie siły ofensywnej gospodarzy. Bo ta nie może polegać jedynie na pojedynczych zrywach Neymara i skromnych podlotach Oscara, który na inaugurację zagrał doskonale, aby kilka dni później zawieść na całej linii.

"Canarinhos" mocno postraszyły reprezentacje Chorwacji i Meksyku. Aż żal, że któraś z nich wróci do domu już po trzech meczach fazy grupowej. Podobny smutek dopada kibica na myśl o rozstaniu z Hiszpanią. Piłkarze "La Roja" są jedną z niewielu reprezentacji (jedyną?), które odpowiedziały już na wszystkie pytania. Wołanie o konieczne zmiany w armii del Bosque nie napotyka już na choćby znikomy napór. Sprawdziły się wszystkie obawy kibiców aktualnych mistrzów świata - że wygrani, zmęczeni, rozpracowani przez przeciwników. Złote pokolenie "La Roja" odchodzi z nisko opuszczoną głową i pokaźnym grymasem na twarzy.

Która Holandia prawdziwa?

Chile prezentuje jak dotąd spodziewany poziom. Zgodnie z przypuszczeniami drużyna Jorge Sampaoliego mocno namieszała w najtrudniejszej grupie mundialu. Nadal nie wiadomo jednak, na jak długo Chilijczykom wystarczy paliwa, które napędza ich intensywny pressing i pełną pasji ofensywę. Póki co, rozprawili się z Australią i najsłabszą od lat Hiszpanią.

Pod znakiem zapytania stoi również realna siła Holandii. Przeciwko Hiszpanii "Oranje" zachwycili, choć głównie w drugiej połowie. Gdyby przy stanie 1:0 dla "La Roja" Diego Costa wykorzystał dogodną okazję strzelecką, chłopcy Louisa van Gaala schodziliby do szatni z bagażem dwóch bramek do odrobienia. Podopiecznym del Bosque można zarzucić wiele, ale wynik kontrolują jak mało kto. Oczywiście, utrzymując się przy piłce.

Wygłodniała banda van Gaala miała olbrzymie problemy z Australią. Rywalizacja Holendrów z "Socceroos" była jedną z najbardziej ekscytujących batalii tego mundialu. "Oranje" zaczęli słabo, ale to oni wszyli na prowadzenie. Zanim oswoili się z myślą, że od tej pory mogą grać spokojniej, na tablicy świetlnej widniał już wynik 1:1. Po zmianie stron ekipa Angelosa Postecoglou wbiła gola na 2:1 i zasłużenie prowadziła. Ba, miała świetną okazję, aby zdobyć trzecią bramkę, ale jej piłkarzom zabrakło cwaniactwa i chłodnej głowy, czyli przymiotów klasowych drużyn. Taką jest Holandia, więc skończyło się na 3:2. Awans jest, ale wątpliwości nie zniknęły. Wręcz przeciwnie.

Zamieszanie w fascynującej grupie D zaczęło się od sensacyjnej porażki Urugwaju z Kostaryką. Drużyna Jorge Luisa Pinto miała być outsiderem i dostarczycielem punktów. Tymczasem jako pierwsza w grupie D zapewniła sobie awans do 1/8 finału i zachwyciła piłkarski świat. Jednocześnie zawstydziła Włochów, którzy po inauguracyjnym, raczej spodziewanym, triumfie nad Anglikami mieli pokonać Kostarykę i pewnie awansować do dalszych gier. Tymczasem "Squadra Azzura" zagra z Urugwajem o życie. W meczu z Anglią Italia dostarczyła nam niesamowitych, optycznych wrażeń, jakby potwierdzając kierunek zmian obrany kilka lat temu. Drużyna Cesare Prandellego nie ma obecnie nic wspólnego z osławionym catenaccio. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wywrotowa akcja Kostaryki.

Zagadki wielkich

Anglicy nie pozostawili żadnych wątpliwości. Tradycyjnie o ich medalowych szansach mówili tylko oni sami. Bez niespodzianek obyło się także w grupie E. Zastanawiać mogą jedynie pęd Francuzów (czy nie za wcześnie, nie za łatwo?) oraz rozmiary porażki Szwajcarii w meczu z "Trójkolorowymi".

Od zagadek roi się w przypadku Argentyny. Wygrała zarówno z Bośnią i Hercegowiną, jak i Iranem, ale w obu meczach nie zachwyciła i musiała odwoływać się do swojej najświętszej instancji. Leo Messi strzelił dwa gole, ale wrażenie, jakie po sobie pozostawił, jest zbliżone do całej drużyny. As Barcelony jest wolny, apatyczny i łatwy do zatrzymania, ale także genialny, co pozwala mu na dokonywanie niemożliwego. Jedno jest pewne - w takiej formie "Albicelestes" na pewno nie wygrają mundialu. Ba, nie wdrapią się nawet na podium.

Nadal nie wiemy, czy Niemcy znów zagrają ładnie, ale pozostaną z niczym, czy może jednak stać ich wreszcie na zwycięstwo w wielkim turnieju. Po pierwszym meczu (4:0 z Portugalią) zachwytom nie było końca, ale wątpliwości zasiało spotkanie z Ghaną. Piłkarze Kwesiego Appiaha zaskakująco łatwo wbili Niemcom dwa gole, a mieli także szanse na kolejne. Ostatecznie skończyło się na remisie, ale o słabości drużyny Joachima Loewa w tym spotkaniu niech świadczy fakt, że skórę uratował jej rutyniarz, Miroslav Klose. To wielki piłkarz, ale nie bez przyczyny pełniący jedynie rolę dżokera zdolnego do odwracania losów meczu w chwilach beznadziejnych. A taka dopadła Niemców po golu Asamoaha Gyana.

Coraz mniej pytań pozostawia Portugalia. W pierwszym meczu doznała klęski, w drugim uratowała się rzutem na taśmę. W meczu z USA bramka na 2:2 padła w 95. minucie. W "Seleccaco" panuje chaos spowodowany kontuzjami, zawieszeniem Pepe i słabą dyspozycją Cristiano Ronaldo, także związaną z niezaleczonym urazem. To miał być mundial asa Realu Madryt. Nie jest i już raczej nie będzie. Portugalia potrzebuje gruntownych zmian i rezygnacji z takich piłkarzy jak Ricardo Costa, Bruno Alves, Raul Meireles, Hugo Almeida czy Helder Postiga. Problem w tym, że "Seleccao" nie ma odpowiednich następców.

I wreszcie Belgia. Miała być rewelacyjnym "czarnym koniem" i powiewem świeżości na futbolowym szczycie. Tymczasem poza dwoma zwycięstwami i pewnym awansem do 1/8 finału nadal nie wiemy, czy uniosą na swoich młodych barkach olbrzymi ciężar odpowiedzialności. Doskonałe wejścia zmienników sprawiły, że Marc Wilmots może planować stosowne zmiany już na fazę pucharową, ale Belgia rozczarowuje i równie dobrze, przy odrobinie pecha, mogła być właśnie w trakcie pakowania walizek.

Ostatnia kolejka fazy grupowej rozwieje wiele wątpliwości. Ale nie wszystkie. Przed nami wiele niewiadomych, których rozmiar niepokoi, ale i fascynuje. W końcu mamy do czynienia z najlepszym mundialem od lat.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.