MŚ w piłce nożnej 2014. Czerwony diabeł na czarnym koniu

Na Estadio Mineirao rusza rywalizacja w ostatniej mundialowej grupie, a wraz z nią pierwsza od 12 lat przygoda Belgów na wielkim turnieju. W Belo Horizonte możliwości "Czerwonych diabłów? zapewne nie zweryfikują Algierczycy, ale czy ekipa Marca Vilmotsa będzie dobrze czuła się w roli czarnego konia, na którego wielu wsadziło ją już wiele miesięcy przed mistrzostwami?

Data 4 czerwca 2002 roku polskim kibicom może kojarzyć się ze słynną porażką 0:2 z Koreą, prowadzoną przez Guusa Hiddinka. Warto jednak przypomnieć, że tamtego dnia na stadionie w Saitamie padł jeden z piękniejszych goli azjatyckiego turnieju, którego kilka godzin przed kołysanką Edyty Górniak fantastycznym uderzeniem z przewrotki w meczu z Rosją zdobył Marc Vilmots, obecny selekcjoner reprezentacji Belgii.

Jedna z legend tamtejszej piłki była też główną twarzą tamtej reprezentacji. Ostatniej, która posmakowała naprawdę wielkiego futbolu. Później nie tylko zabrakło dopływu świeżej krwi, posiadającej wpisanego sukcesu w DNA, ale i skutecznej myśli szkoleniowej. Ani słynny Rene Vandereycen, ani George Leekens, ani nawet Dick Advocaat (pracował pół roku i przeniósł się do Rosji) nie tchnęli nowego ducha w tamtejszą kadrę.

Już niemal na pamięć znamy historię renesansu belgijskiego futbolu. Lata 70. i 80. to złoty okres. Sukcesy odnosił Anderlecht, Standard Liege FC Brugge, a nawet KV Mechelen. Obrazu szczęścia dopełniała postawa reprezentacji, która pod wodzą słynnego Guya Thysa sięgnęła po srebro Euro 80, a w Meksyku 6 lat później zajęła 4. miejsce. Koniec passy był początkiem kryzysu. W parze z nią nie poszedł rozwój szkolenia. Świat odjechał.

Po klęsce na współorganizowanym z Holandią Euro 2000 nastał czas zmian, których ojcem jest Michel Sablon. Owszem, proces procesem, ale dziś raczej mamy do czynienia ze złotym pokoleniem. Takiemu stawianiu sprawy Sablon jest absolutnie przeciwny. Prawdopodobnie najmądrzejsze zdanie dotyczące obecnej postawy Belgów możemy znaleźć w "Kopalni", gdzie w tekście Marka Wawrzynowskiego "Futbol przemysłowy" Francky Vercauteren, były reprezentant i selekcjoner, mówi o dziele planu i przypadku.

Planem było ujednolicenie systemów pracy i gry, wprowadzenie współpracy akademii z lokalnymi szkołami. Przypadkiem było, że do tego systemu trafili tacy chłopcy jak Courtois czy Mertens - wielkie talenty. Przypadkiem jest też dojście na piłkarskie szczyty w jednym momencie tylu zawodników piłkarsko wychowanych za granicą (choćby Hazard czy Verthongen), ale także będącymi potomkami emigrantów (Chadli, Dembele czy Fellaini).

To złote pokolenie prowadzone przez Vilmotsa nie przeszło jeszcze prawdziwej próby. Do takiego stanu rzeczy na pewno przyczynili się mało wymagający rywale w eliminacjach. Serbia, Szkocja, Walia i Chorwacja - te nazwy mogły i mogą budzić respekt, ale to nie miało miejsca w kwalifikacjach. Walia z Garethem Balem była jedną z pierwszych drużyn, które pożegnały się z marzeniami o awansie, Serbia i Szkocja, nasz rywal w nadchodzących eliminacjach Euro 2016, grały znacznie poniżej możliwości, a Chorwacja w drugiej części kwalifikacji popadła w taki kryzys, że władze federacji nie wahały się zwolnić przed barażami trenera Igora Stimaca. W konsekwencji Belgowie wygrali grupę z przewagą aż 9 punktów nad drugą Chorwacją.

W wątpliwość siłę Belgów podają też jesienne sparingi, oba rozegrane w listopadzie na stadionie Króla Baudouina. Najpierw ich braki obnażyli Kolumbijczycy. Dzięki mądrej defensywie i szybkim kontratakom zwyciężyli 2:0. Kilka dni później równie skuteczni okazali się Japończycy. Dodając do tego głupio stracone zwycięstwo w kolejnym meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej, trener Vilmots mógł się poczuć zaniepokojony. Ostatnie przedmundialowe sparingi wygrane z Luksemburgiem, Szwecją i Tunezją, jak to sparingi, odpowiedzi co do dyspozycji drużyny nie dają. Portugalia ostatni sparing wygrała 5:1...

Wydaje się, że były piłkarz Schalke będzie musiał zmierzyć się wraz ze swoimi zawodnikami z jeszcze większym, prawdopodobnie najważniejszym problemem, a mianowicie presją. Jeśli mówi się o kimś od wielu miesięcy, że będzie rewelacją mundialu, to piłkarz może mieć problem z udźwignięciem ciężaru oczekiwań.

Belgowie mogą się też obawiać tego, co w głównej mierze przeszkodziło np. Polsce w 2002 roku, a więc braku doświadczenia, zrozumienia, co to jest mundial. Jedynymi, którzy mogą podzielić się wiedzą z innymi odnośnie do największej imprezy czterolecia, są trener Vilmots (obecny na 4 turniejach) i Daniel van Buyten, który we wszystkich 4 meczach 12 lat temu grał w pełnym wymiarze czasowym.

Kibice mogą się z kolei obawiać casusu francuskiego, a więc konfliktów wewnątrz zespołu w obliczu wielkiego wyzwania, powodowanego siłą charakterów zawodników. Taki Eden Hazard w trakcie meczu el. Euro 2012 z Turcją obraził się na selekcjonera Leekensa za to, że ten ściągnął go z boiska. Hazard kilkanaście minut później... zajadał się hamburgerem przy pobliskiej budce. W pamięci został także incydent z meczu Pucharu Ligi Angielskiej ze Swansea, kiedy Hazard kopnął chłopca od podawania piłek. Od pewnego czasu Belg nie zalicza takich wyskoków, ale demony lubią budzić się w najmniej spodziewanych momentach.

W końcu ekipie Vilmotsa może też przeszkodzić nadmiar liderów. W każdej formacji jest ktoś równie mocny mentalnie, co fizycznie. W bramce Courtois - potężny chłop, kandydat na najlepszego w swoim fachu. W obronie Vincent Kompany - kapitan mistrza Anglii, chcący w każdym meczu zaznaczyć swoją obecność zarówno pod bramką swoją, jak i rywala, prawdziwy lider i dyrygent. W linii pomocy Hazard - z tak samo nieszablonowym charakterem, jak stylem gry. I wreszcie w ataku Lukaku - nazywany "Czołgiem", łączący siłę z szybkością. Owszem, z drugiej strony im więcej, tym lepiej, ale śmiało możemy też pytać, czy to nie za dużo szczęścia naraz? Największym w świecie urodzaj czasem przeszkadzał.

Trzeba też poświęcić uwagę obecnej dyspozycji poszczególnych piłkarzy. Wyżej wymienieni (potencjalni liderzy) na brak formy nie narzekają, ale już u niektórych mamy do czynienia z jej deficytem. Słaby sezon ma za sobą Marouane Fellaini, za którego David Moyes ostro przepłacił, choć nie wyklucza to możliwości jego szybkiego odrodzenia. Axelowi Witselowi (temu od brutalnego złamania nogi Wasilewskiego), podobnie jak Hulkowi, pobyt w Sankt Petersburgu na pewno nie dostarcza nowych bodźców do pracy i rozwoju. Wobec tego gra na takiej imprezie może dodać mu skrzydeł. Thomasa Vermaelena na przestrzeni ostatnich miesięcy trapiły kontuzje, a z kolei Jan Vertonghen odgrywał główną rolę w tragifarsie, którą defensywa Tottenhamu z wielką regularnością odgrywała na White Hart Lane i innych stadionach Premier League. Jaka by jednak obecna dyspozycja Belgów nie była, jeśli nie da sukcesu teraz, to już zebrane w Brazylii doświadczenie powinno zaprocentować za dwa lata podczas mistrzostw Starego Kontynentu we Francji.

W razie planowanego zwycięstwa w grupie z Algierią, Rosją i Koreą Południową, na Belgów w 1/8 finału prawdopodobnie będzie czekał ktoś z trójki Ghana, Portugalia, USA. Ewentualna konfrontacja z Cristiano Ronaldo (nawet oszołomionym klęską z Niemcami) czy siłaczami z ekipy "Czarnych gwiazd" może być brutalnym zderzeniem. Kolejny sukces zaowocuje zapewne spotkaniem z Leo Messim i Argentyną. Do półfinału daleko...

Prędzej czy później Belgowie dzięki swojemu systemowi mogą zbierać obfite plony. Ale czy już w tym roku? Kto wie? Może już teraz suma planu i szczęścia przyniesie wynik w postaci medalu? A może tylko rozczarowanie i huk nadmuchanego do granic możliwości balonu? To są tylko domysły. Wszystko zweryfikuje boisko, ale ewentualna rychła porażka Belgów nie powinna być szokiem.

Dempsey strzelił gola w 29 sekundzie. Byli szybsi!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.