Puchar Konfederacji. Tahiti na Maracanie

Tragarz, księgowy, wspinacz-amator myjący okna na wysokości oraz kilku bezrobotnych zmierzą się z mistrzami Europy i świata, najlepszymi drużynami Afryki i Ameryki Południowej w Pucharze Konfederacji. Tahiti ostatni mecz z zespołem spoza Oceanii grało 33 lata temu.

- Jedziemy do Brazylii! Jedziemy do Brazylii! - wrzeszczał przed rokiem po ostatnim gwizdku meczu z Nową Kaledonią bramkarz Tahiti Mickael Roche. Trener Eddy Etaeta popłakał się, udzielając wywiadu po meczu. Jego drużyna wygrała finał Pucharu Narodów Oceanii (1:0) i miejsce w Pucharze Konfederacji. W grupie zmierzy się z Nigerią, Hiszpanią i Urugwajem. - Co tydzień w weekend włączam telewizję i oglądam tych wszystkich piłkarzy z Realu i Barcelony. Teraz przeciwko nim zagram - nie może uwierzyć Roche.

- Jesteśmy pewnie pierwszymi amatorami na światowej imprezie piłkarskiej - mówi Etaeta. - Reprezentujemy więc 99 proc. ludzi grających w piłkę - śmieje się. Tytuł w regionie Pacyfiku zawsze zdobywały Australia lub Nowa Zelandia, ale kilka lat temu Australijczycy przenieśli się do konfederacji azjatyckiej, a Nowa Zelandia poległa w półfinale z Nową Kaledonią, którą potem ograli Tahitańczycy.

Tahiti jest co prawda trzykrotnym wicemistrzem Oceanii, ale jej ostatnim rywalem spoza regionu był Meksyk w 1980 r. Federacja zarządza dwiema amatorskimi ligami i ma program szkolenia młodzieży. Cztery lata temu kadra U-20 zakwalifikowała się na młodzieżowe MŚ w Egipcie. W trzech meczach straciła 21 goli, nie strzelając żadnego. Trener Etaeta kadrę oparł na tamtej drużynie. - Cel na turniej w Brazylii? Na każdą połowę meczu wychodzić z zamiarem niestracenia gola. Jak coś strzelimy, będzie pięknie - mówi z optymizmem, choć dziesięć dni temu jego zespół przegrał w sparingu z Chile U-20 0:7.

Ulubieńcami kibiców są bracia Tehau - 24-letni bliźniacy Lorenzo i Alvin, rok starszy Jonathan i ich 20-letni kuzyn Teaonui. Gwiazdą zespołu będzie 33-letni debiutant Marama Vahirua, który jako nastolatek wpadł w oko byłemu trenerowi Auxerre Guy Roux, gdy ten był na wakacjach na Tahiti. Ofensywny pomocnik zagrał prawie trzysta spotkań w barwach Nantes, Nice, Lorient i Nancy, a ostatnio strzelał gole dla greckiego Panthrakikosu. Etaeta zachęcił go możliwością gry przeciw najlepszym piłkarzom świata.

Jego 22 kolegów z reprezentacji gra weekendami w lokalnej lidze. Napastnik Samuel Hnanyine jest tragarzem, obrońca Teheivarii Ludivion wspinaczem myjącym okna na wysokościach, jeden z bramkarzy Gilbert Meriel jest audytorem w firmie konsultingowej. Trzech członków ekipy to bezrobotni, co dość częste w Polinezji mocno dotkniętej kryzysem ekonomicznym. Pozostali mogli wziąć w pracy urlop, bo federacja przez dwa letnie miesiące przy okazji Pucharu Konfederacji wypłaci im stypendium. Ma z czego, bo na udziale w turnieju zarobi minimum 1,7 mln dol.

W czwartek Tahiti zagra z mistrzami świata i Europy Hiszpanią na 80-tysięcznej Maracanie, która zmieściłaby jedną trzecią mieszkańców kraju. By przyzwyczaić piłkarzy do atmosfery, na zgrupowaniu przed wyjazdem do Brazylii zatrudniono ludzi, którzy krzyczeli i gwizdali w czasie treningów, grając kibiców. Na takim stadionie jak Maracana nigdy nie grali - mistrzostwo Oceanii zdobyli w Honiarze na Wyspach Salomona. "Pojemność" tamtejszego stadionu ocenia się na 22 tys. Tylu mniej więcej kibiców mieści się na trawie porastającej zbocze góry, przy której zrobiono boisko.

Kilka dni temu w Belo Horizonte, gdzie w poniedziałek Tahiti zagra pierwszy mecz przeciw Nigerii, Etaeta wciąż nie mógł wyjść z podziwu. - Wczoraj na lotnisku czekali na nas dziennikarze. Chciałbym im podziękować, bo to dla nas niesamowite. Wszystko jest nowe. Na Tahiti nie mamy konferencji prasowych. No, ale teraz gramy przeciw "dużym chłopcom".

U brytyjskiego bukmachera Williama Hilla za funta postawionego na zwycięstwo Tahiti w Pucharze Konfederacji można wygrać 4000. Dziesięć razy mniej zarobimy, jeśli przewidzimy, że kolejnym prezydentem USA będzie aktor Alec Baldwin. A cztery razy mniej, jeśli spodziewana córka brytyjskiej pary książęcej dostanie na imię "Banan".

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS i na Androida

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.