El. M¦ 2014. Polacy zremisowali z Mołdawi±. Mundial się oddala

Rok po fatalnym występie Euro reprezentacja Polski zremisowała z Mołdawi±, 134. drużyn± rankingu FIFA i szanse na awans do przyszłorocznego mundialu s± tylko matematyczne. Nie wiadomo, czy w następnym meczu Waldemar Fornalik wci±ż będzie selekcjonerem

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS i na Androida

Pierwsza połowa była niezła w wykonaniu Polaków, pełna ofensywnych akcji, strzałów i szans na gole, ale obraz popsuły karygodne pomyłki w grze defensywnej. Sklecona naprędce formacja obronna, zestawiona po raz drugi i pewnie ostatni raz w życiu popełniała proste błędy. Jako pierwszy pojedynek indywidualny w bardzo łatwy sposób przegrał najlepszy obrońca ligi Artur Jędrzejczyk, za którego rosyjski Krasnodar zapłacił Legii ponad dwa miliony euro.

Ale wtedy Polacy prowadzili 1:0 - zaczęło się identycznie jak w pierwszym meczu eliminacji w Podgoricy. Tam w polu karnym Czarnogórców był faulowany Robert Lewandowski i Jakub Błaszczykowski wykorzystał rzut karny. W Kiszyniowie napastnik Borussii zagrał znakomicie koledze z niemieckiej drużyny i kapitan reprezentacji trafił do siatki.

Polacy grali dobrze, świadomi słabości w eksperymentalnej obronie - kontuzjowanych Piszczka, Glika i Perquisa zastąpili Jędrzejczyk, Salamon i Komorowski, którzy rozegrali w kadrze łącznie 15 meczów, z czego jeden o punkty (Salamon z San Marino) - nie dopuszczali Mołdawian pod bramkę Artura Boruca. W ofensywie udawało im się wiele. Po odbiorze piłki zespół Waldemara Fornalika wyprowadzał groźne i szybkie ataki, po których gole mogli zdobyć wszyscy ofensywni zawodnicy. Zawodziła jednak skuteczność, przede wszystkim Macieja Rybusa (co to za skrzydłowy z dwoma trafieniami w kadrze - przeciwko Kanadzie i Liechtensteinowi), który mylił się w najprostszych sytuacjach. Na przerwę mógł i powinien schodzić z golem i asystą, a miał opuszczoną głowę.

Pod nieobecność Ludovika Obraniaka stałe fragmenty wybijał Adrian Mierzejewski i Robert Lewandowski z Bartoszem Salamonem strzelali na mołdawską bramkę - niecelnie. Polacy dominowali, prowadzili grę, byli lepsi od chaotycznych Mołdawian, którzy nie mieli pomysłu. Chętnie jednak korzystali z uprzejmości Polaków, którzy mylili się w prostych sytuacjach.

Przez ponad pół godziny było widać różnicę umiejętności między piłkarzami obu zespołów, aż w 38. min wyrównał Sidorenko - po serii błędów obrońców strzelił z pola karnego. Chwilę później ambitni gospodarze mogli prowadzić - piłkę w prostej sytuacji, 20 m przed bramką stracił defensywny pomocnik Krychowiak. Naprawiając swój błąd, wydawało się, że popełnił faul w polu karnym, ale sędzia karnego nie podyktował. Niepewną interwencją po dalekim strzale popisał się też Boruc i sytuację rozpaczliwie ratował najmłodszy z obrońców Salamon, który - na tle pozostałych obrońców - grał przyzwoicie, czyli mylił się najmniej. Ale od momentu straty bramki Polacy grali coraz gorzej, cała ich koncepcja runęła. Zaczął rządzić tak dobrze znany w wykonaniu biało-czerwonych przypadek.

W drugiej połowie przewaga Polaków nie była już tak wyraźna. Częściej atakowali sercem niż rozumem. Fornalik robił, co mógł - wpuścił na boisko Zielińskiego z Udinese (za Mierzejewskiego) i szybkiego Koseckiego (za Rybusa), ale akcji ofensywnych nie kończyli strzałem. Z minuty na minutę drużyna Fornalika grała gorzej jak zbieranina z podwórka. Polacy sami sobie zgotowali nerwową końcówkę, ostatni kwadrans grali dwójką napastników - pomocnika Polańskiego zmienił Sobiech.

Efektów w postaci zwycięskiego gola nie było - pod koniec strzału z 30 m spróbował nawet stoper Salamon, ale był to raczej gest rozpaczy i symbol bezradności zespołu Fornalika, który grał coraz bardziej chaotycznie. Pod koniec obu zespołom skończyły się pomysły, zaczęła się kopanina, która zdecydowanie bardziej pasowała gospodarzom.

Z taką grą Polacy nie mają czego szukać między najlepszymi. W marcu wyraźnie przegrali z Ukrainą, teraz nie potrafili pokonać słabej Mołdawii. Kiedy drużyna nie robi postępów, winny najczęściej jest trener.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.