Porsche śrubuje rekord zwycięstw, dramat Toyoty, szalone 24 godziny w Le Mans

Porsche z numerem 2 prowadzone przez Timo Bernharda, Brandona Hartley'a i Earla Bambera zwycięskie w 24h Le Mans. To trzecie z rzędu i 19. w historii zwycięstwo niemieckiego producenta w legendarnym wyścigu.

To były naprawdę szalone 24 godziny w Le Mans. Wszystkie pięć aut hybrydowych z klasy LMP1 - zarówno te od Toyoty jak i Porsche - miały poważne awarie. Do mety dojechały tylko dwa - Porsche z numerem 2, które podium podzieliło z dwoma prototypami LMP2 oraz Toyota z numerem 8, która była dopiero 10.

Japończycy byli tegorocznymi faworytami wyścigu. W Le Mans wystawili trzy samochody (Porsche tylko dwa), zainwestowali potężne środki w to, by ulepszyć samochód w każdym calu i by nie doprowadzić do powtórki z ubiegłego roku, gdy wyścig przegrali po awarii w ostatnich minutach ścigania.

Wydawało się, że w tym roku wszystko jest na dobrej drodze. Toyoty były najszybsze w dwóch pierwszych wyścigach sezonu mistrzostw świata w wyścigach długodystansowych, wykręciły też podczas sesji kwalifikacyjnej najlepszy czas w historii toru w Le Mans i prowadziły od startu tegorocznej edycji. Ale Toyota nie uwolniła się od swojego już tradycyjnego pecha.

-To nie ty wygrywasz w Le Mans, to Le Mans pozwala tobie wygrać - mówił Sport.pl Rob Leupen, szef zespołu przed tegoroczną edycją francuskiego klasyku. I miał rację. Po raz kolejny „bogowie Le Mans” Toyocie wygrać nie pozwolili.

W dziewiątej godzinie wyścigu awarii uległ samochód z numerem 7, który miał ponad minutę przewagi nad drugim wtedy na torze Porsche. W prowadzonym przez Kamui Kobayashiego aucie nawaliło sprzęgło, zespół nie był w stanie go naprawić. Godzinę później z gry wypadła Toyota z numerem 9, która miała awarie skrzyni biegów i zniszczyła układ kierowniczy. Problemy nie ominęły też samochodu z numerem 8, w którym zepsuł się układ hybrydowy, którego wymiana kosztowała stratę aż 30 okrążeń. Ostatecznie ten samochód, prowadzony przez trio Kazuki Nakajima, Sebastien Buemi, Anthony Davidson, dojechał na dziewiątym miejscu ze stratą dziewięciu okrążeń.

Problemy nie ominęły też Porsche. Wydawało się, że zwycięstwo dowiezie samochód z numerem 1, ale na cztery godziny przed metą wyścigu, w aucie, które miało aż 13 okrążeń przewagi nad drugim samochodem, były problemy z ciśnieniem oleju. Zespół nakazał prowadzącemu wtedy Andre Lottererowi wyłączyć samochód, co oznaczało koniec wyścigu.

Niemieckiej marce zwycięstwo zapewniło auto numer 2 prowadzone przez Timo Bernharda, Brandona Hartley’a i Earla Bambera. Ich też kłopoty nie ominęły. Już w czwartej godzinie wyścigu awarii uległ napęd kół przednich, zespół na długie minuty zniknął w garażu, na tor powrócił ze stratą 18 okrążeń do ówczesnego lidera. I zaczęła się niesamowita pogoń.

Po awarii Porsche z numerem 1 prowadzenie w całym wyścigu objął prototyp z niższej klasy LMP2. Auto numer 38 zespołu Jackie Chan DC Racing Oreca nie było w stanie jednak dotrzymać tempa szybszej hybrydzie Porsche. Na godzinę przed metą Timo Bernhard wyszedł na prowadzenie, którego już nie oddał do samej mety.

Dla Porsche to trzecie zwycięstwo z rzędu w Le Mans i 19. w historii. Żaden inny producent nie może pochwalić się choćby zbliżoną liczbą triumfów w tym legendarnym wyścigu. Drugie pod tym względem Audi - 13 zwycięstw - wycofało się w zeszłym roku z rywalizacji. Toyota Le Mans jeszcze nigdy nie wygrała.

Podium wyścigu było o tyle niespodziewane, że aż dwa miejsca zajęli przedstawiciele kategorii LMP2. Na drugim miejscu wyścig ukończył zespół Jackie Chan DC Racing Oreca w składzie Oliver Jarvis, Ho-Pin Tung i Thomas Laurent (wygrał też oczywiście klasę LMP2), a na trzecim miejscu dojechali przedstawiciele auta numer 13 zespołu Rebellion Oreca prowadzonego na zmiany przez Nelsona Piqueta Jr., Davida Heinemeiera Hanssona oraz Mathiasa Beche’a.

Wielkie emocje do ostatniego okrążenia były w klasie GTE Pro, gdzie ostatecznie triumfował Aston Martin z numerem 97 (Jonny Adam, Daniel Serra, Darren Turner), który o półtorej minuty wygrał z Fordem GT numer 67 (Harry Tincknell, Andy Priaulx, Pipo Derani), a na trzecim miejscu wyścig ukończył Chevrolet Corvette z numerem 63 (Jordan Taylor, Antonio Garcia, Jan Magnussen), który jeszcze dwa okrążenia przed metą prowadził, ale po błędzie na jednym z zakrętów i uszkodzeniu ogumienia, musiał bronić miejsca na podium.

Klasę GTE Am wygrało Ferrari 488 GTE z numerem 84 prowadzone przez Willa Stevensa, Roba Smitha i Driesa Vanthoora, które prowadziło przez większość wyścigu.

Copyright © Agora SA