Najpoważniejsze wypadki w F1 z ostatnich 20 lat: Senna, Kubica, Massa, Bianchi

Po śmiertelnym wypadku Ayrtona Senny organizatorzy mistrzostw świata zrewolucjonizowali przepisy bezpieczeństwa. Przez ostatnie 20 lat wiele się zmieniło, zdrowie i życie kierowców jest na pierwszym miejscu, ale poważne wypadki nadal się zdarzają.

Czarny weekend na Imoli - 1994

Po 12 latach bez ofiar śmiertelnych na torach Formuły 1 wydarzył się "Czarny Weekend". W kwietniowo-majowy weekend na torze Imola w San Marino zginęło dwóch kierowców: Austriak Roland Ratzenberger i trzykrotny mistrz świata Brazylijczyk Ayrton Senna. W trakcie zawodów rannych zostało siedmiu kibiców, jeden policjant i trzech mechaników.

Pierwszy wypadek na torze Imola miał miejsce na treningu w piątek. Jadąc z prędkością 270 km/h 21-letni Brazylijczyk Rubens Barrichello stracił panowanie nad swym jordanem. Samochód przeleciał nad barierą ochronną i trafił w ogrodzenie. Dwie godziny po wypadku lekarze orzekli, że Barichello odniósł drobne obrażenia wewnętrzne i będzie mógł przystąpić do sobotniego treningu. Wieczorem Barichello zapowiedział, że jednak nie wystartuje. - Przypominam sobie moment tuż przed uderzeniem w barierkę. Potem zapadła ciemność. Kiedy w szpitalu odzyskałem przytomność i obudziłem się, pamiętam że pierwszą postacią, którą ujrzałem był Senna obok mojego łóżka - powiedział Barrichello.

Podczas sobotnich kwalifikacji wypadkowi uległ 31-letni Austriak Roland Ratzenberger. Zmarł dwie godziny po odwiezieniu do szpitala. Obrażenia mózgu były zbyt ciężkie, by uratować życie Austriaka. W tym roku Ratzenberger debiutował w startach Formuły 1. W  czasówce pole position wywalczył Ayrton Senna. Na starcie Grand Prix San Marino, startujący na Lotusie Portugalczyk Pedro Lamy najechał na Bennettona Fina J.J. Lehto. Kierowcy nie doznali obrażeń. Rozbite części z ich samochodów spadły na widownię. Rannych zostało siedmioro kibiców - w tym trzech ciężko - oraz jeden policjant.

18 minut po starcie do niedzielnego Grand Prix, przy prędkości 300 km/h williams-renault Ayrtona Senny źle wszedł w zakręt. Następnie uderzył w barierę ochronną. Alain Prost twierdzi, że w samochodzie Senny urwało się zawieszenie. Wyścig przerwano na godzinę. Senna został odtransportowany do szpitala w Bolonii w stanie śpiączki. 4 godziny 40 minut po wypadku oficjalnie poinformowano o jego śmierci. Wtedy odłączono aparaturę. Wcześniej przez dwie godziny sztucznie podtrzymywano bicie serca. Wymaga tego włoskie prawo. Wyścig wznowiono po godzinie. W historii Formuły 1 nie zdarzyło się, by po śmierci kierowcy na torze nie kontynuowano zawodów. 11 okrążeń przed metą z ferrari Włocha Michele Alboreto wyjeżdżającego z boksu odpadło koło. Trzech mechaników zostało rannych.

Zwycięzcą Grand Prix San Marino został Niemiec Michael Schumacher.

Monza Monza YouTube

Dramat w GP Włoch - 2000

W 2000 roku 33-letni strażak Paolo Ghislimberti zmarł w wyniku obrażeń jakich doznał po uderzeniu kołem oderwanym od jednego z bolidów. Na szykanie Roggia na torze Monza już na pierwszym okrążeniu wyścigu o GP Włoch doszło do zderzenia trzech bolidów - Heinza-Haralda Frentzena i Jarno Trullego (obaj Jordan) oraz Rubensa Barrichello (Ferrari). A dalej był prawdziwy karambol. Arrows Pedro de la Rosy najechał na tył Jaguara Johnny;ego Herberta, wystrzelił w górę i wykręcił kilka salt. W kolizji uczestniczył też Ricardo Zonta.

Melbourne Melbourne YouTube

Zabójcze koło w Melbourne - 2001

Kolejny wypadek z udziałem osoby z obsługi technicznej toru. W 2001 roku Graham Beveridge został uderzony kołem, które odpadło od bolidu Jacquesa Villeneuve'a w wyniku kolizji z Ralfem Schumacherem. Bolid Villeneuve'a wystrzelił wysoko w górę, zatrzymał się dopiero na betonowej barierze. Koło z jego auta minęło płot i uderzyło Beveridge?a w klatkę piersiową. Mężczyzna został przewieziony do szpitala, gdzie zmarł w wyniku ran odniesionych po uderzeniu kołem.

Straszny wypadek Roberta Kubicy - 2007

Wyglądało to strasznie, ale Robert Kubica uszedł z życiem z wypadku na 27. okrążeniu Grand Prix Kanady. Gdy uderzył w betonową ścianę, prawdopodobnie jechał niemal 300 km/godz.

Na miejscu wypadku błyskawicznie zjawiły się służby medyczne, po kilku minutach Kubica był już w centrum lekarskim toru im. Gillesa Villeneuve'a. Pobiegł tam m.in. jego agent Daniele Morelli. - Jest przytomny, rozmawiałem z nim. Moim zdaniem czuje się nieźle. Wszystko będzie dobrze - głos Włocha uspokoił wszystkich. Kubica skarżył się lekarzom na ból nóg. Po przewiezieniu do szpitala w Montrealu i wstępnych badań wynikało, że polski kierowca ma złamaną nogę. - To nieprawda. Nic mu nie jest, już w poniedziałek opuści szpital - mówił po kilku godzinach szef zespołu BMW Sauber, Mario Theissen. O tym, czy Polak wystąpi w niedzielnym Grand Prix USA w Indianapolis, zadecydują testy medyczne.

Na 27. okrążeniu, po wyjściu z zakrętu nr 9, jadący w połowie drugiej dziesiątki Kubica walczył o miejsce z Jarno Trullim. Polak atakował po zewnętrznej - jego bolid zetknął się z jadącą obok toyotą, został minimalnie zepchnięty na tarkę, która oddziela asfalt od pobocza.

Kubica nie wrócił jednak na tor, bo przód bolidu nieco się uniósł i samochód nie reagował na próby skręcania. Polak wypadł z trasy w miejscu, gdzie kierowcy jadą często z prędkością 300 km/godz.! Już na trawie przednie koła uniosły się do góry, więc Kubica nie miał żadnego wpływu na tor jazdy bolidu. Uderzył w betonowy mur i odbił się od niego z impetem w kierunku toru. Kubica koziołkował w rozbitym podłużnym kokpicie.

Szczątki bolidu zasypały tor, trzy koła potoczyły się każde w swoją stronę, a resztki samochodu z Polakiem w środku zatrzymały się na przeciwległej ścianie kilkadziesiąt metrów dalej.

Ale to nie koniec dramatu. Tkwiący w kokpicie Kubica nie ruszał się, choć wydawało się, że tuż po zatrzymaniu się przy ścianie rozprostował palce ręki. Ale w ciągu kolejnych kilkunastu sekund Kubica nie poruszył głową ani ręką. Leżał bezwładnie w przechylonych na prawy bok resztkach samochodu.

Inżynierowie BMW Sauber złapali się za głowy, na twarzach pojawił się strach. Przez kilkanaście minut nie podano żadnych wieści. Kiedy ogłoszono, że Kubica jest przytomny, rozmawia z lekarzami, ulga była ogromna. Wypadek Polaka przypominał kraksę Ayrtona Senny, który w 1994 roku zginął na torze Imola w San Marino. Polak przeżył, bo po śmiertelnym wypadku Senny (ostatniej ofiary Formuły 1) organizatorzy mistrzostw świata zrewolucjonizowali przepisy bezpieczeństwa. Kubicę uratował niezniszczalny kokpit zbudowany z włókna węglowego i system chroniący głowę i szyję przed uderzeniami i przemieszczeniem.

Kilka cm niżej i Massa by nie żył - 2009

2009 rok. Początkowo w ogóle nie było wiadomo, co się stało. W końcówce drugiej części sobotnich kwalifikacji ferrari Felipe Massy nagle, zamiast skręcić lekko w prawo, a potem ostro w lewo, ścięło pierwszy mały łuk, następnie tor, po czym z impetem wbiło się w trójwarstwową ścianę opon.

W powtórce widać było, jak w pewnym momencie Massa traci przytomność, jego głowa w kasku opada bezwładnie w przód na tyle, na ile pozwala system HANS chroniący głowę przed przeciążeniami. Słychać było, że Massa zdjął nogę z gazu i być może bez udziału świadomości ostro hamował - o czym świadczyły ślady opon na asfalcie proste jak strzała.

Brazylijczyk długo nie wychodził z samochodu. Przyjechał samochód medyczny, potem drugi, następnie ambulanse. Wstrzymano początek trzeciej części kwalifikacji. Massę wyciągnięto z samochodu, a na torze szperały szeregi członków obsługi toru w poszukiwaniu nie wiedzieć czego. W garażu ekipy Brawn GP najpierw przy samochodzie zjawił się Ross Brawn, a potem delegat bezpieczeństwa FIA.

Groza pojawiła się, gdy można było zobaczyć superwolne ujęcie z kamery znad głowy Brazylijczyka. Widać na nim sprężynę, która urwała się z tylnego zawieszenia samochodu Rubensa Barrichello z zespołu Brawn GP. Odbiła się kilkakrotnie od asfaltu i właśnie w nią trafił głową pędzący z prędkością 200 km na godz. Massa. Najpierw uderzyła w kokpit przed kierowcą, następnie odbiła się od ochronnego kołnierza obok głowy pilota i wbiła się w kask tuż nad plastikową osłoną oczu.

Kilka centymetrów niżej, i Massa by nie żył.

Dramat Bianchiego - 2014

GP Japonii na torze Suzuka toczyło się piekielnie trudnych warunkach. Na dziesięć okrążeń przed metą nad obiektem znów pojawiły się deszczowe chmury. Kierowcy zaczęli zjeżdżać do boksu, a na torze zapanował bałagan. W tym czasie z trasy wypadł Adrian Sutil. Niemiec stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w bandę. Jego pojazd zaczął usuwać dźwig, w który wpadł bolid Julesa Bianchiego. Kierowca stracił przytomność i karetką został zabrany do szpitala.

Bianchi doznał poważnego urazu głowy i przeszedł operację usunięcia krwiaka mózgu. Kierowca obecnie przebywa na oddziale intensywnej terapii, ponieważ jego stan wciąż jest poważny. Na szczęście, jak informuje francuski dziennik "L' Equipe" zawodnik zespołu Marussia Ferrari oddycha samodzielnie. Lekarze zdecydowali, że w najbliższych godzinach nie wydadzą żadnego oficjalnego komunikatu o stanie zdrowia kierowcy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.