Kubica: To nie jest wyścig uliczny

- Nowy asfalt, żadnych wybojów, prawie na każdym zakręcie wielkie strefy bezpieczeństwa, a przy kołach praktycznie nie poczujemy barier. Szkoda - mówi Robert Kubica przed pierwszym w historii wyścigiem Formuły 1 na ulicach Walencji

Upał i żałoba, czyli czwartek w Walencji ?

Łukasz Cegliński: Traci Pan 13 punktów do lidera Lewisa Hamiltona z McLarena. To dużo czy mało?

- Jeśli przeanalizujemy cały sezon i możliwości McLarena zestawimy z naszymi, to 13 punktów nie jest dużą stratą.

Więc ma Pan jeszcze szansę na mistrzostwo?

- Gdybym miał najszybszy samochód w stawce, to powiedziałbym, że tak. Ale sądzę, że cudów nie będzie. Do walki z mclarenami i ferrari potrzebuję czegoś więcej niż samego siebie. A biorąc pod uwagę nasze ostatnie występy, to o taką walkę będzie trudno. Ale będziemy próbować dopóki będzie szansa. Jeśli nie będę zdobywał wielu punktów, ale zrobię wszystko, na co mnie stać, to będę zadowolony. Najważniejsze to osiągnąć limit możliwości własnych i samochodu.

W ostatnich wyścigach samochody BMW Sauber nie spisywały się jednak dobrze. Dlaczego?

- Na Węgrzech popełniliśmy poważne błędy, jeśli chodzi o dobór ciśnienia w oponach i to w każdym z trzech zestawów. Wcześniej, w Hockenheim, mogliśmy walczyć o dobre miejsca, ale plany pokrzyżował nam wyjazd samochodu bezpieczeństwa. Do tego momentu byłem na czwartym miejscu i jechałem takim samym tempem jak Heikki Kovalainen czy Kimi Raikkonen. Na Węgrzech nie było aż tak dobrze, ale nie było też tak źle, jak to wyglądało. W kwalifikacjach miałem tylko 0,1 sekundy straty do Felipe Massy z Ferrari przy takim samym obciążeniu paliwem. Nie można więc mówić, że nasz samochód jest wolniejszy niż inni. Chodzi o to, że my popełniamy więcej błędów niż na początku sezonu, a inni rozwijają się szybciej.

Skąd biorą się te problemy z doborem ciśnienia?

- Powiem szczerze, że nie wiem. Węgry były dużem zawodem, bo te problemy dużo nas kosztowały. Takie błędy nie powinny się zdarzać w zespołach Formuły 1.

Raikkonen napisał na swojej stronie internetowej, że o mistrzostwo walczy już tylko trzech kierowców. Co Pan na to?

- Nic szczególnego. Ja staram się zawsze wypaść jak najlepiej. Ostatnio oczywiście jesteśmy trochę dalej za McLarenem i Ferrari niż było to na początku sezonu, więc ta moja praca jest coraz trudniejsza. Także dlatego, że ostatnio Toyota i Renault są tuż przy nas, a czasem nawet przed nami. Jest ciężko, ale wszystko się może jeszcze odmienić.

Weekend w Walencji pokrywa się z końcówką igrzysk. Będzie Pan ją oglądał?

- Jesteśmy bardzo zajęci, więc będzie trudno. Ale w przerwie między wyścigami oglądałem trochę igrzyska. Widziałem kilka dobrych finałów.

Pewnie sprint na 100 metrów.

- Był dobry. Ale na 200 metrów też było ciekawie. Bardzo zainteresował mnie tenis stołowy, ale było jeszcze parę innych dyscyplin, które z chęcią oglądałem.

Jest Pan zadowolony z wyników Polaków?

- Zawsze może być lepiej, ale może być i gorzej. W niektórych dyscyplinach nie osiągnęliśmy tego, co zakładaliśmy, ale sukces na igrzyskach to trudna sprawa. Trzeba być w 100 proc. dyspozycji fizycznej i dobrej formie w konkretnym dniu. Jeśli tego nie ma, to nie ma i sukcesu.

Który z polskich medali zrobił na Panu największe wrażenie?

- Każdy, ale z reguły jest tak, że bardziej pamięta się porażki. A największe wrażenie? Ja wiem...

Złota Tomasza Majewskiego i wioślarzy, srebro Szymona Kołeckiego?

- Wioślarze zrobili fantastyczną robotę. Wygrali z największą przewagą i byli klasą sami dla siebie. To im należą się największe brawa, jeśli chodzi o styl.

W przyszłym sezonie w kalendarzu nie będzie trzytygodniowej przerwy letniej. A oddech między wyścigami się chyba przydaje?

- Taki relaks, jaki mieliśmy podczas ostatnich dwóch tygodni, pomaga. Trzeba było naładować baterie na końcówkę sezonu. Przyszły sezon będzie bardziej wyczerpujący, ale powiem szczerze, że ja nawet nie znam dat kolejnych wyścigów w tym roku. Na 2009 jeszcze nie patrzę.

Przespacerował się Pan już po torze w Walencji?

- Tak, byłem tu już półtora miesiąca temu i przeszedłem się trasą, ale wtedy nie wszystko było jeszcze przygotowane. Zresztą spacer przydaje się tylko po to, aby zrozumieć, w którym kierunku biegnie tor. Żeby poznać dobrą linię jazdy, punkty hamowania i granice osiągów, trzeba przejechać się tą trasą w bolidzie. Albo na bardzo dobrym symulatorze. My go nie mamy, ale postaramy się zrobić wszystko, aby poznać tor jak najlepiej w piątek rano.

Brakuje wam w BMW Sauber takiego symulatora?

- Trudno mi to oceniać, bo nigdy nie korzystałem z naprawdę dobrego. Nie wiem czy bardziej pomaga to kierowcy czy zespołowi. Słyszałem jednak, że większe korzyści mają z takich symulatorów inżynierowie. Ale sam tego nie doświadczyłem.

Ile okrążeń będzie Pan potrzebował na zapoznanie się z torem?

- Zależy od wyważenia samochodu i konfiguracji toru, ale myślę, że najważniejsze będzie pięć lub sześć pierwszych okrążeń w porannej sesji. Akurat ten tor nie jest skomplikowany i najważniejsze wydaje się znalezienie punktów hamowania po długich prostych. Zakręty są dość łatwe, nie tak, jak w np. Zakręt 8 w Turcji, który może sprawiać problemy. Tutaj zaskakujące będą dohamowania.

Stoimy blisko portu, jesteśmy w mieście. Ale chyba nie jest tak jak w Monako?

- Tor w Walencji z prawdziwymi ulicami łączy tylko część prostej, która jest zresztą używana tylko częściowo. Poza tym jest to normalny tor wyścigowy - jest wiele szerokich poboczy, barierki nie są blisko trasy. To nie jest prawdziwy tor uliczny. Szkoda, bo zwykle na takich obiektach wykonuję dobrą robotę. Walencja bardziej przypomina nowoczesne tory jak np. Sakhir w Bahrajnie, Istanbul Park w Turcji lub Sepang w Malezji. Ale i tak jest tu fajnie. Organizatorzy zrobili dobrą robotę i zbudowali bezpieczny obiekt.

Jak jest Pana cel w tym Grand Prix?

- Taki jak zawsze: zdobyć tyle punktów, ile się da.

Niektóre fragmenty toru w Walencji przypominają Montreal, gdzie odniósł Pan zwycięstwo. Czy to znaczy, że Walencja też będzie Panu pasować?

- Nie sądzę, że te obiekty są aż tak podobne. Największa różnica to fakt, że w Walencji nie jeździ się po ulicach - zbudowano kompletnie nową trasę, położono nowy asfalt, po którym nie jeżdżą normalne samochody.

Słychać głosy, że ten tor jest za szybki, zbyt niebezpieczny.

- Są cztery czy pięć prostych, gdzie można jechać ponad 300 km/h, ale moim zdaniem ten tor jest bezpieczny, nawet bardzo.

Czy będzie miał Pan frajdę z jazdy po tym torze?

- Tak, bo jest dużo ostrych dohamowań, a ja lubię rozwijanie dużych prędkości, a potem wjeżdżanie w wolne zakręty - tak jest np. w Montrealu lub na Monzy. Choć chciałbym mieć barierki tuż przy bolidzie.

Dlaczego tak Pan lubi te bliskie barierki?

- Niektórzy trzymają się od nich z dala, niektórzy lubią być blisko. W takich warunkach kierowca może osiągnąć więcej niż pozwala na to samochód.

To tylko zgadywanki, ale komu Pana zdaniem bardziej będzie pasował ten tor: Ferrari, McLarenowi czy może BMW Sauber?

- Mam nadzieję, że nam. Ale trudno to stwierdzić. Kluczowy będzie piątek, bo trzeba znaleźć optymalne wyważenie, ale nie będzie łatwo, bo tor może zaskakiwać zmieniając się z sesji na sesję. Trzeba wyczuć jak będzie zmieniała się przyczepność. Te warunki muszą spełnić wszyscy.

Zagadki Grand Prix Europy ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.