Formuła 1 nie zapomina o Robecie Kubicy. "To ewenement. Wiele osób chciałoby, by wrócił do F1"

Jeśli prześledzić wypowiedzi wszystkich kierowców, to nie ma nikogo, kto twierdzi, że jest mocny, ma dobry samochód i będzie zwyciężał. Nawet Lewis Hamilton komplementował Ferrari, próbując odwracać uwagę od Mercedesów. Marko mówi, że Ferrari się ukrywa, inni mówią, że to Red Bull się ukrywa. Wygląda na to, że wszyscy się ukrywają - mówi Mikołaj Sokół, dziennikarz i komentator F1.

Niedzielny wyścig o Grand Prix Australii zainauguruje 68. sezon mistrzostw świata w Formule 1. W 2017 roku zabraknie ostatniego zdobywcy tytułu Niemca Nico Rosberga, który zakończył karierę. W kalendarzu znalazło się 20 wyścigów, nie będzie imprezy w Niemczech.

Michał Owczarek: Robert Kubica od sześciu lat nie jeździ w Formule 1. Czy w padoku wciąż się o nim pamięta?

Mikołaj Sokół: To jest ewenement w świecie Formuły 1, by o kierowcy, który "wypadł z gry" wiele lat temu, wciąż tak ciepło pamiętano. To jest to bardzo wyjątkowa sprawa, że ludzie nie tylko go wspominają, ale i śledzą jego poczynania w rajdach czy teraz interesują się jego startami w wyścigach długodystansowych. Żałują, że już nie ma go w padoku F1.

Kubica w środowisku jest szanowany nie tylko dlatego, że wciąż jest wybitnym kierowcą i słynął ze świetnej etyki pracy i profesjonalizmu, ale był też wyjątkową postacią, która nie do końca przystawała do świata F1. Był konkretnym, twardo stąpającym po ziemi gościem, który nie bawił się w różne zakulisowe gierki. Interesowała go tylko szybka jazda, trochę jak jest w przypadku Kimiego Raikkonena. Cała otoczka była tylko złem koniecznym. A ponieważ takie podejście jest dość wyjątkowe u kierowców, przykuwało to uwagę i zjednywało mu sympatię innych kierowców, członków zespołów czy dziennikarzy. Jakkolwiek głupio to nie brzmi, pamięć o Kubicy w F1 ciągle jest żywa. Wiele osób chciałoby, by wrócił do F1.

Szef Mercedesa Toto Wolff po raz kolejny wspomniał, że jest szansa na miejsce dla Kubicy w F1. Mówi prawdę czy to PR-owa zagrywka?

- Samo sformułowanie, że jest to miejsce w Formule 1, daje pole do różnych interpretacji. Nie chcę wnikać w motywy Toto Wolffa oraz innych osób, które do tej pory bardzo ciepło wypowiadają się o Robercie. Wszystko zależy od okoliczności. Jeśli Kubica nadal będzie wyrażał gotowość i chęć sprawdzenia się za kierownicą, będzie odpowiednio przygotowany, to na pewno znajdzie się zespół, który będzie chciał zorganizować choćby testy. Nawet jeśli nie miałoby to sportowych następstw, byłoby wciąż dużym wydarzeniem. To miałoby taki symboliczny wymiar, jak to było w przypadku Alexa Zanardiego, który po swoim koszmarnym wypadku na Lausitzringu w 2001 roku w ten właśnie sposób dokończył start, przejechał dwa lata później te brakujące 13 okrążeń za kierownicą samochodu dostosowanego do jego niepełnosprawności. Nawet jeśli stan fizyczny Roberta nie będzie na to pozwalał, to nawet taka symboliczna sesja testowa byłaby ciekawym wydarzeniem. Wielcy sportowcy potrafią zaskakiwać, więc tego nie należy wykluczać.

Symboliczna sesja testowa i Robert Kubica? Coś takiego trudno sobie wyobrazić znając charakter Polaka.

- Rzeczywiście, Robert nie jest raczej sentymentalną osobą, przynajmniej nie okazuje tego na zewnątrz. Trzeba by z nim o tym porozmawiać, bo tylko on wie, co siedzi w jego głowie. Wszyscy życzymy mu jak najlepiej, żeby spełniał swoje sportowe ambicje i marzenia na tyle, na ile jest to w stanie realnie robić. Jeżeli tylko poczuje, że coś takiego byłoby dla niego dobre, to by coś takiego doszło do skutku.

Ostatnie sezony w F1 wielkich emocji były pozbawione. Zdecydowano się na drastyczną zmianę przepisów dotyczących samochodów. Nowe auta swoim wyglądem wywołują ogromną ekscytację wśród fanów. Byłeś na testach w Barcelonie. Na żywo te samochody też są tak efektowne?

- Tak. Udało się sprawić, żeby te samochody wyglądały na szybkie także wtedy, kiedy nie jadą po torze. Wyglądają agresywniej, mają szersze opony, choć nadal są elementy, które psują wizualny odbiór jak choćby płetwy na pokrywie silnika czy przypominające wieszaki na ubrania skrzydełka przyczepione do tej pokrywy. Kierowcy są zadowoleni, bo przed nimi większe wyzwanie. Samochody są szybsze, jest więcej docisku, opony pozwalają na jazdę lepszym tempem niż do tej pory. Zobaczymy, jak to się przełoży na walkę na torze.

Są jednak duże obawy o to, że nie będzie zbyt dużo wyprzedzania, ale z tego elementu w F1 nigdy nie słynęła. Czekaliśmy raczej na fantastyczny manewr, o którym potem długo się pamiętało, jak choćby walka Schumachera z Hakkinenem w Spa w 2000 roku. Wyprzedzanie nie jest elementem świadczącym o jakości widowiska. Więcej emocji dostarczyłby wyrównany poziom zespołów, wtedy i walka w kwalifikacjach byłaby bardziej ekscytująca i na starcie by się dużo działo. Od tego sezonu zmianą uległa też procedura startowa, więc jest szansa, że będzie ciekawiej. Wrażenia kierowców są pozytywne, a wiadomo, że jeśli kierowcy dobrze się wypowiadają o tym, co robią, to i kibice lepiej do tego pochodzą.

Mercedes zdominował ostatnie lata, Ferrari było najszybsze na testach na torze Catalunya. Te dwa zespoły będą się bić o mistrzostwo?

- Wszyscy liczą, że Red Bull też się włączy do walki o tytuł, bo na razie ukrywał się w trakcie zimowych testów. Po pierwsze, ich samochód wygląda trochę niepozornie w porównaniu z Mercedesem czy Ferrari, które mają rozbudowaną aerodynamikę, ale może taki był ich cel. Chcą sobie najpierw poradzić z prostym samochodem, by potem wprowadzać dodatki. Zimowe testy są zawsze dziwnym okresem, bo nie wszyscy odkrywają swoje karty, nie wiemy, kto jaki plan realizuje. Analizując poprzednie sezony i to jak poszczególne zespoły podchodzą do testów, to zazwyczaj Mercedes jeździł z większym zapasem paliwa niż Ferrari i jeśli teraz też tak było, to nadal mistrzowskie auto będzie najszybsze.

Helmut Marko z Red Bulla mówi, że Ferrari ukrywa to, jak jest szybkie. Czy tak jest rzeczywiście czy próbuje odwrócić uwagę od swojego zespołu?

-Jeśli prześledzić wypowiedzi wszystkich kierowców, to nie ma nikogo, kto twierdzi, że jest mocny, ma dobry samochód i będzie zwyciężał. Nawet Lewis Hamilton komplementował Ferrari, próbując odwracać uwagę od Mercedesów. Marko mówi, że Ferrari się ukrywa, inni mówią, że to Red Bull się ukrywa. Wygląda na to, że wszyscy się ukrywają. Dopiero czasy okrążeń w kwalifikacjach w Melbourne pokażą, na co kogo stać i jaki jest rzeczywiście układ w stawce. Pewni możemy być tylko tego, że McLaren jest w czarnej dziurze.

Dlaczego z McLarenem jest aż tak źle?

- Wiele wskazuje na to, że Honda znów przespała przygotowania. Dla nich wielką szansą było otwarcie możliwości wprowadzania większych poprawek, jeśli chodzi o jednostki napędowe. Zmienili kompletnie architekturę jednostki, wzorując się na tym, co robi Mercedes, ale przepaść wydaje się nie do odrobienia. Problemy w czasie testów były kuriozalne, bo jeśli kłopoty sprawiał zbiornik oleju czy były kłopoty z wibracjami, to świadczy to bardzo źle o producencie silnika. To są takie rzeczy, które trzeba przewidzieć. Może kooperacja pomiędzy zespołem a producentem silnika nie sprawdza się najlepiej. Nie ma tak ścisłej współpracy jak w Mercedesie czy Ferrari.

Jeżeli zespół chce na poważnie walczyć z czołowymi markami, to na poziomie proceduralnym i organizacyjnym też powinien do nich równać, być odpowiednio przygotowanym. Można z pewnymi rozwiązaniami technicznymi nie trafić, ale problemy, które przytrafiły się Hondzie i McLarenowi źle świadczą o samym przygotowaniu. Szkoda, bo zespół i kierowcy zasługują na coś więcej. Wiele wskazuje na to, że trzeba się będzie przemęczyć do końca sezonu.

Ekspresowy rozwód Hondy z McLarenem pomiędzy wyścigami jest w ogóle możliwy?

- W trakcie sezonu byłoby to bardzo trudno przeprowadzić nie tylko ze względu na kontrakty i podpisane umowy, ale wymiana silnika jednego producenta na jednostkę napędową innego producenta w obecnych samochodach nie jest prostą sprawą. To są bardzo skomplikowane konstrukcje, dochodzą do tego systemy hybrydowe, wszystko musi być ze sobą połączone, chłodzone, musi współdziałać. Zmiana silnika wymagałaby prawdopodobnie przeprojektowania całego tyłu samochodu. To ogromne wyzwanie w trakcie sezonu. Plotki o rozmowach z Mercedesem traktowałbym na tym etapie jako próbę zmotywowania Hondy do lepszej pracy, choć po testach oni więcej motywacji chyba już nie potrzebują.

W tej chwili McLaren jest skazany na Hondę. Zespół wciąż nie ma sponsora tytularnego, który był od tylu lat zapowiadany przez Rona Dennisa. Jego w zespole już nie ma, sponsora też. To Honda pokrywa znaczną część budżetu zespołu. Dostarcza nie tylko silniki, ale płaci też częściowo pensje kierowcom, zapewnia finansowanie prac nad rozwojem samochodu. Rozwód z Hondą spowodowałby ogromną dziurę w budżecie, z którą nawet tak wielki geniusz marketingu jak Zak Brown nie byłby w stanie sobie poradzić.

Na starcie zabraknie mistrza świata Nico Rosberga. To duża strata?

- Na odejście Rosberga na pewno nie narzekają Valtteri Bottas, bo przeniósł się do Mercedesa i Felipe Massa, bo nadal może się ścigać w F1. Jedynym kierowcą, dla którego to ma tak naprawdę wielkie znaczenie jest Lewis Hamilton, bo nie będzie mógł się zrewanżować za przegrany tytuł w poprzednim roku. Ale z drugiej strony ma obok siebie świeżego kierowcę i może czuć się, że to on jest największą gwiazdą Mercedesa.

Bottas to idealny partner dla Hamiltona?

- To jest wciąż wielka niewiadoma. Bottas przejeździł całą karierę w jednym zespole, zawsze był szybszy od swojego partnera z teamu, ale nie byli to kierowcy, którzy stawiali poprzeczkę szczególnie wysoko. Nawet na tle Felipe Massy, który najlepsze lata ma już za sobą, Bottas nie wypadał jakoś oszałamiająco. Z drugiej strony w seriach juniorskich był uważany za bardzo szybkiego i konkurencyjnego zawodnika. Wszyscy czekali, kiedy dostanie szansę w czołowym zespole. Wydawało się, że ten pociąg odjechał, jak w przypadku Nico Hulkenberga, który zawsze miał wysokie notowania w seriach juniorskich, ale w F1 zatrzymał się na pewnym poziomie, wciąż czeka na finisz na podium.

To ważny rok dla Bottasa. Hamilton mówi, ze nigdy nie miał tak dobrej współpracy z kolegą z zespołu, co świadczy, że czuje się swobodnie i pewnie. Hamilton jest też zadomowiony w zespole, wie jak to wszystko działa, Bottas musi się do tego dostosować. Fin mówił, że nie spodziewał się, jak wielkim wyzwaniem będzie przejście do nowej ekipy.

Nikt nie liczy, że Bottas będzie z Hamiltonem wygrywał od pierwszego wyścigu sezonu, ale taki moment powinien nadjeść. Fin ma mistrzowskie ambicje, a w takim zespole ma ku temu warunki, choć wyzwanie jest ogromne. Hamilton jest jednym z najszybszych kierowców w aktualnej stawce, jednym z najbardziej utalentowanych w historii.

Po zimowych testach jesteś w stanie wskazać zespół ze środka stawki, który może napsuć krwi faworytom?

- Williams bardzo dobrze przepracował zimę, choć w Barcelonie jeździł z małym zapasem paliwa, więc stąd miał dobre czasy okrążeń. Force India jeździło z większymi obciążeniami, więc ciężko ich wyniki porównać. Obie ekipy korzystają z jednostek Mercedesa, więc to też powinien być ich atut. Ferrari również poprawiło swój silnik i współpracujący z nimi Haas może to wykorzystać. Dla amerykańskiego zespołu jest to drugi sezon w F1, który często bywa trudniejszy niż debiutancki. Zwłaszcza po tak dużych zmianach technicznych. Właściciel zespołu Gene Haas też wypowiada się dość ostrożnie, jego zadowoli awans o jedną pozycję w stawce, bo wie jakie to trudne zadanie. Renault jest dużą niewiadomą, Toro Rosso ma ciekawy samochód z kilkoma rozwiązaniami takimi jak w Mercedesie, ale korzystają z francuskiej jednostki napędowej, więc ciężko określić na co ich stać.

Samochody są szybsze, ale też bardziej wymagające w prowadzeniu. Kierowcy dobrze przygotowali się do tych zmian np. pod względem kondycyjnym?

- W Barcelonie rozmawiałem z wieloma kierowcami i w zasadzie każdy podkreślał to, że musiał zmienić swój program przygotowań i treningów fizycznych. Mówili, że trzeba było więcej "wrzucić na szyję", bo ta część ciała będzie najbardziej odczuwała większe przeciążenia. Nico Rosberg podczas wizyty na testach przyznał, że zmęczenie kierowcy może odgrywać rolę w trakcie wyścigów. Kierowcy F1 są wielkimi profesjonalistami. Jeśli ktoś na testach zorientował się, że jego przygotowania nie były najlepsze, to jeszcze ma czas, żeby to nadrobić.

W kalendarzu jest kilka torów, gdzie jazda nowym samochodem będzie ogromnym wyzwaniem pod względem kondycyjnym i złe przygotowanie może wtedy być decydujące. Ze względu na konfigurację toru łatwo nie będzie choćby w Singapurze, upał i duchota dadzą się we znaki też w Malezji, ale może dobrze, że te wyścigi są w drugiej części sezonu, bo jak ktoś ma jakieś braki w przygotowaniach, to do tego czasu powinien je nadrobić.

Dla samej F1 to dobrze, że samochody wymagają więcej od kierowców. Dla kibica nie jest dobrze, gdy widzi świeżutkiego sportowca po dwugodzinnym wyścigu. Ich zmęczenie i wyczerpanie doda kolorytu rywalizacji, może być przyczyną błędów, które są częścią widowiska.

Zmieniły się też opony, które są zawsze palącą kwestią w F1. Pirelli jest gotowe na ten sezon?

- Pirelli jest w bardzo trudnym położeniu, bo ma ograniczone możliwości testowania nowego produktu, który musi spełniać najbardziej wyśrubowane wymagania w dyscyplinie, która jest na świeczniku. Zawsze podziwiałem Pirelli, że zgodzili się przyjąć filozofię F1, tzn. żeby opony ulegały szybkiej degradacji, żeby je zmieniano kilka razy w trakcie wyścigu. Bridgestone było temu przeciwne, bo jest to przecież sprzeczne z filozofią producenta opon. Ogumienie musi być trwałe i wytrzymałe. Jak potem reklamować produkt, który trzeba co chwilę wymieniać? Gdy Bridgestone było dostawcą opon dla F1, ich opony wystarczały niemal na cały wyścig. Z Pirelli tak nie jest.

Zeszłoroczny program przygotowań do sezonu 2017, z zupełnie nowymi, znacznie szerszymi oponami, był realizowany przy wykorzystaniu starych aut dostosowanych do obecnych przepisów, tak by symulowały obecne samochody o większym poziomie docisku, ale takie warunki trudno idealnie odwzorować. Wiele wskazuje na to, że Pirelli się z tego wywiązało. A w razie czego jest plan rezerwowy, czyli zastosowanie zeszłorocznych mieszanek na tegorocznych, szerszych oponach. Obawiam się jednak, że nowe opony, które mają być bardziej wytrzymałe, sprawią, że straci na tym widowisko. Wrócimy do wyścigów z jednym pit stopem, zabraknie tej rywalizacji taktycznej.

Od zimowej przerwy rządy w F1 należą już oficjalnie do amerykańskiej spółki Liberty Media. Czuć powiew świeżości?

- Tak. Już podczas testów zespoły mogły wreszcie pokazać kibicom więcej prac od kulis, to jak wyglądają testy. W internecie pojawiły się zdjęcia i filmy, co do tej pory było zakazane. Wśród fanów F1 jest entuzjazm, bo wreszcie mogą być bliżej F1. Mogą poczuć to, co się dzieje na torze, a nie tylko czytać o tym w prasie czy widzieć migawki w telewizji.

Bernie Ecclestone ma ogromne zasługi, to on zbudował całą potęgę Formuły 1, ale współczesność mu odjechała wiele lat temu. Być może sparzył się na telewizji cyfrowej na przełomie wieków, kiedy zainwestował ogromne pieniądze w nowoczesne transmisje, na które wtedy odbiorca nie był przygotowany. Ecclestone nie lubi tracić pieniędzy, dlatego do nowych technologii podchodził jak do jeża. Przestał chyba rozumieć to, jak teraz wszyscy chcą oglądać sport, do czego chcą mieć dostęp. Poza tym, w F1 chyba nie było zbyt dobrego pomysłu na to, jak można na internecie zarabiać takie same pieniądze jak na stacjach telewizyjnych.

Odsłonięcie kulis F1 było w sumie najłatwiejszą rzeczą do zrobienia. Wystarczyło zdjąć zakaz, ale jest cała masa kwestii, których nie da się naprawić od ręki jak np. cały system wprowadzania przepisów w F1 czy podziału zysków między zespołami, który daleki jest od sprawiedliwości. Wiele rzeczy wymaga dopracowania, żeby nie było tak, że mamy Formułę 1 dwóch prędkości. Bo nie może być tak, ze pięć największych zespołów decyduje o tym, jak wygląda ściganie w F1. To chyba ewenement w świcie sportu. W piłce nożnej Bayern i Real przecież nie decydują o tym, jakiej szerokości będą bramki w kolejnym sezonie.

Dobrze, że teraz w F1 są ludzie, którzy chcą się tym zająć i mają do tego rozsądne podejście. Zdają sobie sprawę ze skali wyzwania, wiedzą, że trzeba pracować długofalowo, spokojnie i systematycznie.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA