Grand Prix USA. Mercedes i Hamilton, czyli trzeba być miękkim, a nie super-miękkim

Lewis Hamilton nie rezygnuje z walki o tytuł mistrza świata. Wreszcie, po trzech miesiącach porażek, awarii i frustracji wygrywa Grand Prix w Austin i odrabia straty do drugiego w niedzielę lidera klasyfikacji Nico Rosberga. Ale to nie wystarczy

Rosberg mówił niedawno dla Eleven Sports o swoich szansach na mistrzostwo: - To odległa perspektywa. Lepiej twardo stąpać po ziemi. I dodawał niczym Adam Małysz o dwóch dobrych skokach: - Muszę skupić się na każdym następnym wyścigu a nie myśleć, czy da mi to tytuł.

Skupienia chyba trochę zabrakło na starcie wyścigu na torze w Austin.

Hamilton ruszył z pole position dużo lepiej

i niezagrożony zaczął oddalać się od rywali. Tymczasem Rosberg na pierwszych łukach dał się jeszcze wyprzedzić Danielowi Ricciardo z Red Bulla. Ten scenariusz był idealny dla Brytyjczyka, który musiał w czterech ostatnich wyścigach sezonu odrobić 33 punkty straty w klasyfikacji generalnej mistrzostw F1 do rywala.

Mercedes, jak zapowiadał, dał swoim kierowcom wolną rękę. Mają się bić o mistrza bez żadnych "ustawek", czyli tzw. team orders. Tako rzecze szef Toto Wolff, chcąc przeciąć spekulacje, że w zespole faworyzują Rosberga, wciąż nie mającego w CV tytułu czempiona.

Czy można mu wierzyć? Jedną z przesłanek jest

taktyka Mercedesa na wyścig w USA.

Do tej pory Rosberg z Hamiltonem najczęściej jeździli jak przy linijce - te same scenariusze na rodzaj i czas wymiany opon. Tym razem już w pierwszym pit-stopie obaj założyli inne ogumienie, takie jakie najwyraźniej sami ustalili, po rozmowach ze swoimi inżynierami.

Gdy do wyboru mają trzy - super-miękkie, miękkie i średnie - mieszanki, możliwości taktyczne stają się wręcz niepoliczalne.

Z czterech najszybszych w kwalifikacjach kierowców tylko Ricciardo startował do wyścigu na szybszych, ale też drastycznie niszczących się oponach super-miękkich, bo na takich uzyskał czas w Q2. Inni tę fazę kwalifikacji pojechali na wolniejszych, ale bardziej trwałych "softach". Hamilton, Rosberg i Max Verstappen z Red Bulla mieli w scenariuszu przejechanie jeszcze co najmniej kilku okrążeń po tym, jak Australijczyk Ricciardo już musiał zjeżdżać do garażu.

Hamilton nie miał problemów z utrzymaniem prowadzenia.

Po 20 okrążeniach sytuacja się nie zmieniała, poza dystansem między bolidami. Ale Verstappen przy okazji rozmowy przez radio z inżynierem Red Bulla, który ostrzegał go, że "najważniejsze jest równe jechanie", stanowczo stwierdził: - Nie zamierzam tu kończyć czwarty. I podkręcił tempo łapiąc ogon wciąż trzeciego Rosberga. Pech uderzył w młodego Holendra już 10 okrążeń dalej. Najpierw zaspała ekipa w pi-lane, potem rzęzić zaczął silnik. Verstappen nie ukończył GP USA, zaś jego kolega z zespołu Ricciardo założył twardsze gumy, stawiając na mniejszą szybkość, ale też mniej wizyt w garażu. Spadł na trzecie miejsce, ale liczył, że dopadnie Mercedesy, gdy te zjawią się ponownie w garażu.

Tyle teorii. W praktyce po ostatnich wizytach w boksach

Hamilton i Rosberg niezagrożeni pomknęli do mety.

Obaj z zajętych miejsc mogą być zadowoleni, choć chyba bardziej... Niemiec. On nie musi już w tym roku wygrywać, wystarczy, że do końca sezonu będzie przyjeżdżał na metę tuż za Hamiltonem. Tak jak w Austin. Aktualny mistrz świata odrobił tylko 7 punktów i wciąż jest w "generalce" drugi, 26 punktów za Rosbergiem. Kierowcom pozostało jeszcze ściganie w Meksyku (już 30 października), Brazylii i na koniec w Abu Dhabi.

Wyniki GP USA

1. Hamilton,

2. Rosberg,

3. Ricciardo,

4. Sebastian Vettel (Ferrari),

5. Fernando Alonso (McLaren),

6. Carlos Sainz (Toro Rosso),

7. Felipe Massa (Williams),

8. Sergio Perez (Force India),

9. Jenson Button (McLaren),

10. Romain Grosjean (Haas).

Nie ukończyli m.in.: Kimi Raikonnen (Ferrari), Verstappen, Nico Hulkenberg (Force India).

Klasyfikacja generalna po 18 z 21 wyścigów

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.