Podejrzanej grozi do 12 lat więzienia za to, że w piątek po południu nie opuściła szlabanu na strzeżonym przejeździe kolejowym. Rozpędzony skład zmiażdżył fiata stilo należącego do rajdowca Janusza Kuliga. 50-letnia dróżniczka Michalina K. była trzeźwa. - Nie przyznaje się do winy. Nie potrafi powiedzieć, czy odebrała telefoniczną wiadomość o przejeździe pociągu. Nie wie, dlaczego nie opuściła szlabanu - poinformowała "Gazetę" prokurator Bożena Owsiak. Sąd zastosował wobec kobiety trzymiesięczny areszt. Wstępnie ustalono, że musiała wiedzieć o nadjeżdżającym pociągu. Dyżurny ruchu z Bochni zeznał, że poinformował ją o tym telefonicznie. Głos podejrzanej w słuchawce słyszał również pracownik stacji w Krzeczowie, ostatniej przed przejazdem w Rzezawie.
Prokuratura zarzuciła Michalinie K. niedopełnienie obowiązków i doprowadzenie do katastrofy lądowej zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób. Według prokuratury Janusz Kulig miał na przejeździe ograniczoną widoczność z lewej strony, z której nadjechał pociąg. Maszynista widział wjeżdżające na tory auto, ale nie był już w stanie zatrzymać składu. Kierowca nie reagował na sygnały świetlne i dźwiękowe.
W miejscu tragedii fani Kuliga zapalają dziesiątki zniczy. Na ulicach Małopolski spotkać można samochody udekorowane czarną wstążką. Pogrzeb rajdowca odbędzie się w najbliższą środę w Łapanowie (Małopolska), gdzie mieszkał. Internauci obiecują, że w tym dniu światełka zapłoną w całym kraju.