Moto GP. Cały świat wstrzymał oddech i czeka na szaleńczą pogoń Rossiego

W niedzielę na torze Circuit Ricardo Tormo w Walencji rozegra się walka o Motocyklowe Mistrzostwo Świata. Dawno tak wielu kibiców na całym świecie nie wyczekiwało na motoryzacyjny wyścig. Wszystko za sprawą legendy Moto GP, Valentino Rossiego i obecnego mistrza świata, Marca Marqueza. Początek wyścigu o godz. 14.

Niezwykła historia z tegorocznego Moto GP przypomina lata 70., kiedy Brytyjczyk James Hunt i Austriak Niki Lauda toczyli niebezpieczną rozgrywkę o tytuł mistrza świata w Formule 1, z tą różnicą, że wśród motocyklistów do walki "na noże" doszło pomiędzy liderem i trzecim zawodnikiem w klasyfikacji generalnej.

Wszystko zaczęło się podczas Grand Prix Australii. Marquez, który prowadził w wyścigu w pewnym momencie przepuścił jadącego za nim Jorge Lorenzo i zaczął utrudniać Rossiemu walkę z Andreą Iannone. Ostatecznie Valentino rodaka wyprzedzić nie zdołał i ukończył rywalizację na czwartym miejscu. Mając na uwadze wydarzenia z Australii, Rossi przed rozpoczęciem wyścigowego weekendu w Malezji zarzucił aktualnemu mistrzowi świata, że ten pomaga w wywalczeniu tytułu Lorenzo.

Na Sepang sytuacja się powtórzyła. Prowadzący Marquez przestrzelił jeden z zakrętów, przez co wyprzedził go Lorenzo. Rossiemu ta sztuka już się nie udała. Gdy Włoch próbował powtórzyć manewr poprzednika Marquez robił wszystko, aby mu to uniemożliwić. Przestał nawet zwracać uwagę na to, że w wyniku walki z Rossim lider wyścigu nieustannie się oddala. W pewnym momencie 9-krotny mistrz świata nie wytrzymał. Na zakręcie nr 11 wyprzedził Marqueza i pokonując zakręt zbyt szeroko przyczynił się do jego wywrotki.

 

Rossi nie kopnął Marqueza

Rossi, po upadku Marqueza, do mety dojechał na trzecim miejscu. Lorenzo był drugi, więc przewaga Włocha w klasyfikacji generalnej spadła do 7 punktów (Hunta i Laudę dzieliły 3). Po wyścigu na torze Sepang zaczęło iskrzyć na dobre. Marquez zarzucał Rossiemu, że ten go kopnął. Z kolei Włoch tłumaczył się tym, że Hiszpan celowo go spowalniał i tym samym pomagał rodakowi w powiększaniu przewagi. Wnikliwa analiza powtórek przez Dyrekcję Wyścigową wykluczyła uderzenie nogą, ale ukarała Rossiego trzema punktami karnymi - w sumie Włoch ma ich cztery, co oznacza, że podczas ostatniego w sezonie wyścigu w Walencji wystartuje z ostatniego pola. Jeśli Lorenzo wygra, Rossi będzie musiał wyprzedzić cały peleton i na metę wpaść drugi. Nie oszukując się, jego szansę na tytuł drastycznie spadły.

Marquez kary uniknął, choć jeden z przedstawicieli Dyrekcji Wyścigowej przyznał, że według ich opinii Hiszpan celowo spowalniał Rossiego. Podstaw do ukarania jednak nie było, bo jego manewry regulaminu nie złamały, a "jedynie się ocierały się o jego granice".

Kara utrzymana

Popularny "Doktor" szansy na mistrzostwo tracić nie zamierza. Na tydzień przed wyścigiem skorzystał z ostatniego koła ratunkowego - odwołał się od decyzji dyrekcji do najwyższej instancji w świecie Moto GP, Sportowego Sądu Arbitrażowego. Rossi liczył na to, że punkty karne otrzymane za kolizję z udziałem Marqueza zostaną zniesione. Innymi słowy: Rossi chciał walczyć w kwalifikacjach o pole position. W ostateczności Włoch chciał nakłonić CAS do odroczenia decyzji. Średnio na rozpatrzenie jednego wniosku Sportowy Sąd Arbitrażowy potrzebuje przynajmniej trzech miesięcy. Gdyby tak się stało Rossi uniknąłby kary w Walencji, a martwiłby się nią dopiero w następnym sezonie. CAS, na który patrzyły oczy całego świata pozostał nieugięty. W czwartek ogłosił utrzymanie kary. - Żałuję, że pojechałem tak szeroko - przyznał po ogłoszeniu decyzji przez CAS Rossi. - Start z końca stawki utrudni mi wyścig. Będzie bardzo ciężko, ale dam z siebie wszystko. Chcę być w niedzielę jak najszybszy. Zobaczymy jak to się ułoży - dodał.

Idol Marqueza? Rossi!

Jeszcze większego smaczku historii dodaje fakt, że Valentino Rossi zawsze był wzorem dla Hiszpana. Kilka lat temu Rossi spełnił jedno z jego wielkich marzeń robiąc z nim zdjęcie. Właśnie tę fotografię odgrzebał hiszpański dziennik "Marca", który zaatakował Włocha na okładce po wyścigu w Malezji. "Włoch splamił swą legendę. Ale otrzymał śmieszną karę i w Walencji może sięgnąć po tytuł". Okładkę zdobi wcześniej wspomniane zdjęcie młodego Rossiego, dziś legendy motocyklowych wyścigów oraz Marqueza, który wówczas był chłopcem podziwiającym swego idola.

Marquez: To najtrudniejszy tydzień w moim życiu

Włoskie media posunęły się o krok dalej. Na okładkach dowodziły niewinności Rossiego, a w ostatnim tygodniu października grupka dziennikarzy na czele ze Stefano Cortim i Alessandro Onnisem, próbowała sprowokować Marqueza pod jego rodzinnym domem. Według relacji byłego mistrza świata Emilio Alzamory osoby zgromadzone pod domem Marqueza wykrzykiwały pod jego adresem bardzo agresywne słowa, które atakowały nawet rodzinę zawodnika. Na koniec doszło do rękoczynów. - Próbowali dostać się do domostwa. Nie powinno do tej sytuacji dojść. To wychodzi daleko poza sport - powiedział Alzamora. - To jeden z najtrudniejszych tygodni w moim życiu - wtórował mu Maruqez.

Dziennikarze w odpowiedzi na zarzuty przedstawiciela Marqueza wydali oświadczenie. "Przyjechaliśmy w pobliże domu Marqueza, gdzie spotkaliśmy Marca, jego ojca, brata i przyjaciela. Zostaliśmy zaatakowani. Zniszczona nam kamerę i skradziono kartę graficzną. Nikogo nie obraziliśmy" - napisali dziennikarze, załączając do oświadczenia zdjęcie rozbitej kamery. Reporterzy zapowiedzieli, że oskarżą hiszpańską rodzinę za napaść, oszczerstwa i kradzież.

Atmosfera przed decydującym wyścigiem jest, delikatnie pisząc, napięta. Z tego powodu odwołano czwartkową konferencję prasową. To sytuacja niespotykana, ale z uwagi na ostatnie wydarzenia konieczna. Dyrekcja wyścigu obawiała się kolejnych spięć pomiędzy zawodnikami z udziałem włoskich i hiszpańskich dziennikarzy. Konferencję zastąpiło spotkanie z prezydentem Międzynarodowej Federacji Motocyklowej Vito Ippolito i dyrektorem zarządzającym Dorna, Carmelo Ezpeletą. - W ciągu ostatnim kilku dni doszło do kontrowersji, które nie miały nic wspólnego ze sportową rywalizacją - grzmiał jeszcze przed zebraniem Vito Ippolito. - Mając miliony kibiców na całym świecie, oglądających i podziwiających twoje osiągnięcia wszystko co mówisz i robisz ma swoje konsekwencje. Ostatnie wydarzenia nie są zgodne ze szlachetnymi wartościami tego sportu.

Dyrekcja doskonale zapanowała nad otoczką wyścigu tuż przed jego rozpoczęciem "kneblując" usta zawodnikom. Na torze takich ograniczeń już nie będzie. Przemówią kierowcy i ich maszyny, więc wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w niedzielę czeka nas widowisko o podniesionym ryzyku. Początek wyścigu o godz. 14. Transmisja w Polsat Sport News.

Obserwuj autora na Twitterze

Kto zostanie mistrzem świata?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.