Wypadek Michaela Schumachera. Dziennikarz przebrany za księdza próbował wejść do szpitalnej sali

Przebrany za księdza dziennikarz próbował wejść do pokoju Michaela Schumachera. Siedmiokrotny mistrz świata leży w śpiączce po niedzielnym wypadku na nartach w kurorcie Meribel. Po drugiej operacji i usunięciu krwiaka jego stan nieco się poprawił, ale były kierowca wciąż jest w stanie krytycznym.

Schumacher od niedzieli leży w szpitalu w Grenoble. Przeszedł tam dwie operacje głowy. Lekarze usunęli krwiak z mózgu, ale wciąż utrzymują kierowcę w stanie śpiączki farmakologicznej. W szpitalu czuwa jego rodzina, która prosiła media o wyrozumiałość i uszanowanie prywatności. Jednak nie do wszystkich dziennikarzy dotarł ten komunikat. - Był tu dziennikarz przebrany za księdza, który próbował dostać się do pokoju Michaela. Nie przyszło mi nawet do głowy, że coś takiego może się wydarzyć - powiedziała niemieckim mediom menedżerka Schumachera Sabine Kehm.

Gdy tylko oszustwo zostało wykryte, dziennikarza wyrzucono ze szpitala. To nie pierwszy przypadek, gdy jakiś dziennikarz używa takiego podstępu. W 1991 roku dwóch brytyjskich dziennikarzy w strojach księży próbowało wedrzeć się do pokoju znanego z serialu "Allo, Allo" aktora Gordona Kaye'a, leczącego obrażenia głowy po wypadku samochodowym. Sprawa wylądowała w sądzie.

Do wizyty nieproszonego gościa w pokoju Schumachera jeszcze podczas konferencji odniósł się Gerard Saillant, paryski neurochirurg i przyjaciel legendy F1. Zwrócił się do mediów z prośbą o nieutrudnianie pracy personelowi, który nie ma czasu na indywidualne wywiady. - W imieniu Corinny [żona Schumachera - red.] proszę was, byście nie naciskali lekarzy. Ani ich, ani rodziny Michaela. Jeśli chcecie pomóc Schumacherowi w wygraniu jego najtrudniejszej bitwy, zostawcie lekarzy w spokoju. Niczego przed wami nie ukrywamy - apelował.

Lekarze nie informują na bieżąco o stanie zdrowia Schumachera, ale zwołują konferencję, gdy pojawiają się zauważalne zmiany. We wtorek przekazali wreszcie dobre informacje. - W nocy przeprowadziliśmy zabieg, który pozwolił na usunięcie krwiaka. Stan pacjenta po zabiegu jest lepiej kontrolowany, ale zagrożenie nie minęło. Zyskaliśmy na czasie. Następne godziny będą kluczowe dla naszej strategii terapeutycznej - powiedzieli lekarze na konferencji dotyczącej stanu zdrowia Michaela Schumachera.

- Postanowiliśmy zlikwidować krwiaka, który był umiejscowiony po lewej stronie w mózgu. Później przeprowadziliśmy zabieg, który miał zmniejszyć ciśnienie wewnątrzczaszkowe. Rano zrobiliśmy zdjęcia, które wykazały, że zabiegł odbył się prawidłowo. Jest lepszy poziom ciśnienia, ale na zdjęciach widać także inne uszkodzenia mózgu, które teraz będziemy monitorować - poinformował doktor Emmanuel Gay, który przeprowadził zabieg. Operacja trwała dwie godziny.

Jak doszło do wypadku Schumachera?

Do wypadku doszło w niedzielę ok. godz. 11 we francuskich Alpach w kurorcie Méribel w popularnym rejonie Trzy Doliny, gdzie były siedmiokrotny mistrz świata F1 ma wakacyjny dom.

Schumacher razem z kilkoma przyjaciółmi oraz 14-letnim synem zjeżdżał szybko między drzewami ok. 20 metrów poza stokiem turystycznym, czyli w miejscu, gdzie nikt nie odpowiada za zabezpieczenie trasy. Widoczność była dobra, świeciło słońce, ale śniegu było mało, a w ostatnich dniach mocno wiało, dlatego w niektórych miejscach kryły się niebezpieczne skały i kamienie. W jeden z nich po wywrotce z ogromnym impetem prawą częścią głowy uderzył Schumacher.

Tuż po zderzeniu przez chwilę był jeszcze przytomny - stąd pierwsze doniesienia, że nic poważnego mu nie zagraża - ale wkrótce jego stan zaczął się gwałtownie pogarszać. Helikopterem przewieziono go do kliniki w Moutiers, a potem do dużego szpitala w Grenoble. Gdy półtorej godziny po upadku badano go w szpitalu, był już w śpiączce, a lekarze zdecydowali, że muszą natychmiast go operować, bo ma krwotok w mózgu, silny obrzęk i gwałtownie rosnące ciśnienie wewnątrzczaszkowe.

Lekarze twierdzą, że Schumacher nie przeżyłby wypadku, gdyby nie miał kasku. Ale nawet w nim siła uderzenia o skałę była potężna i niszcząca. Kask rozpadł się na trzy części.

Więcej o:
Copyright © Agora SA