Martin Kaczmarski: Nienawidzę wydm, ale kiedyś je pokocham

- W zespole X-raid wszystko jest dla mnie ?naj? - najlepszy zespół, najlepszy samochód, najlepsi kierowcy wokół mnie i jestem najsłabszy w teamie - mówi Sport.pl 23-letni Martin Kaczmarski, najmłodszy kierowca najbliższego Rajdu Dakar.

Na Twitterze nie tylko o rajdach pisze @kgirgiel

Martin Kaczmarski to jeden z najbardziej utalentowanych młodych kierowców w rajdach terenowych. Jest zawodnikiem zespołu X-raid, w którym jeżdżą m.in. Stephane Peterhansel (5-krotny zwycięzca Rajdu Dakar), Nani Roma (w 2004 wygrał Dakar na motocyklu, w 2012 był drugi wśród aut), Orlando Terranova (piąty w Dakarze 2013) czy Krzysztof Hołowczyc. Z tym ostatnim kierowcą Kaczmarski współpracuje też w Lotto Team, w ramach programu Uczeń - Mistrz. W tym roku 23-letni kierowca jeździł w rundach Pucharu Świata FIM, zajmując m.in. piąte miejsce w Baja Espana Aragon. W ostatnim starcie przed styczniowym Rajdem Dakar zajął drugie miejsce w rajdzie Baja Portalegre. W Dakarze wystartuje autem MINI All4Racing.

- Dakar już śni ci się po nocach?

- Od dłuższego czasu. Start był moim marzeniem, które teraz się spełnia. Czuję już wielkie emocje i sam się zastanawiam, jak to będzie wyglądało.

- Takie marzenie potrafi zamienić się w koszmar, zwłaszcza dla tych kierowców, którzy debiutują w Dakarze.

- Rozmawiałem z wieloma kierowcami, którzy mają doświadczenie w Dakarze. Każdemu trudności sprawiało coś innego. Nie ma jednego kluczowego elementu, który trzeba szczególnie wytrenować. Dlatego postawiłem na wszechstronne przygotowanie. Staram się ulepszać każdy element jazdy.

- Byłeś na ostatnim Rajdzie Dakar jako obserwator. Co cię najbardziej zaskoczyło?

- Potęga tego przedsięwzięcia, liczba osób zaangażowanych w organizację. Same zespoły muszą zatrudniać całą armię ludzi, by przetransportować sprzęt i zajmować się autami w Ameryce Południowej.

Dla kierowców przerażający jest sam dystans. Z drogami dojazdowymi to ponad osiem tysięcy kilometrów. Trzeba je pokonać w samochodzie rajdowym, który nie należy ani do wygodnych, ani do przyjemnych, ani do pachnących. Już samo przejechanie rajdu jest trudne.

- Da się przygotować na tak ekstremalny wysiłek?

- To jest maraton i patrzę na to jak ludzie, którzy startują w maratonie. Trening musi wykraczać poza samą jazdę. Staram się wybierać wszystko co najlepsze z różnych dziedzin sportu, także z treningów na siłowni i zajęć fitness.

- Ile kilometrów przejeżdżasz w ciągu sezonu?

- Trudno to nawet policzyć. W ciągu dwóch tygodni przejechałem prawie tysiąc kilometrów. Na testach w Maroku zrobiliśmy 700 km, a jak tylko wróciłem do Polski, pojechałem trenować na Mazury, gdzie udało się zrobić 250 km. Te kilometry są bardzo potrzebne, trzeba jeździć jak najwięcej.

- Miałeś w jakimś momencie dość rajdów?

- Dobrze pamiętam dwie takie chwile. Pierwsza w Abu Zabi, gdy zakopałem się na wydmach. Temperatura była okropnie wysoka, aż parzyło. Miałem wrażenie, że wyjście z auta grozi śmiercią. Do tego doszło ogromne zmęczenie. Miałem kilkaset kilometrów za sobą i jeszcze kilkaset przed sobą. Maksymalny kryzys. Gdybym zobaczył wtedy gdzieś na horyzoncie piękny hotel i basen, z którego mógłbym skorzystać, to pewnie bym skorzystał. Ale musiałem się jakoś wydobyć i przeżyć ten rajd.

Drugi kryzys przyszedł na rajdzie Baja Poland. Zależało nam na tym starcie, widzieliśmy mnóstwo kibiców. Mieliśmy nowy samochód i wielkie nadzieje na dobry wynik. Ale nic nie potoczyło się tak, jak bym chciał. Wyszedł brak doświadczenia z autem i silnikiem diesla. To się złożyło na kiepskie, dziewiąte miejsce. Wydawało mi się, że jechałem odcinek niemal bezbłędnie, a na mecie nie było dobrego czasu.

- Teraz czujesz się już pewnie w Mini?

- Już wiem, co z czym się je. To może brzmi banalnie, bo ktoś może pomyśleć: Co to za różnica - diesel czy silnik benzynowy? Ale to są zupełnie inne rozwiązania - dwa zupełnie inne samochody, inne checklisty, które trzeba wykonać przed startem. Podczas jazdy na odcinku najważniejsza jest automatyka. Kiedy coś się dzieje, muszę nacisnąć odpowiedni guzik w czasie setnych części sekundy. Tego trzeba się nauczyć, wypracować. Jeśli chodzi o skrzynię biegów, trzeba się wbijać idealnie w obroty. To auto o bardzo zaawansowanej technologii. Ona pomaga, ale trzeba umieć ją wykorzystać, wyczuwać idealny moment na każdą czynność. Nie ma do tego instrukcji obsługi, to się dzieje intuicyjnie, w aucie pędzącym z dużą prędkością po wertepach, po fatalnej nawierzchni. Trzeba przy tym słuchać informacji od pilota i jeszcze walczy się o wynik.

Dlatego jestem zadowolony z testów w Maroku. Te treningi popchnęły mnie w dobrym kierunku.

- Trenowałeś tam jazdę na wydmach. Sprawia ci to jeszcze trudność?

- Nienawidzę wydm i tego typu tras. Nienawiść bierze się stąd, że nie umiem sobie z nimi radzić. Jak nauczę się je pokonywać bez dużych błędów, to prawdopodobnie to pokocham, bo to niepowtarzalne wrażenia. Gdy jeździłem po wydmach ze Stephane'em Peterhanselem, to była czysta przyjemność. Nie widziałem u niego ani problemów, ani stresu. Jechał jak po płaskim. Chciałbym dojść kiedyś do takiej perfekcji, ale wiem, że dzielą mnie od tego tysiące kilometrów oesowych. Jednak da się to zrobić i chcę to zrobić.

- Na rajdach rozpędzasz się z odcinka na odcinek. Potrafisz już znaleźć swój limit?

- To jest trudne nawet dla najbardziej doświadczonych kierowców. Nawet Sebastien Loeb, legenda rajdów płaskich, popełnił błąd na rajdzie, który świetnie znał. Rozbił się na prostym zakręcie, który wszyscy pokonali bez problemów. To jest część tej gry.

Limity same się przesuwają. Podczas startów podnosimy prędkość, podnosimy sobie poprzeczkę. Jeśli zdarzy się kraksa, obniżamy wszystkie parametry. Im więcej przygód na drodze, tym bardziej jesteśmy w stanie wyczuć, że jedziemy jednak za szybko.

W moich wynikach robiłem spore skoki. Miałem potężne podstawowe wady, które dzięki pomocy Krzysztofa Hołowczyca eliminowałem. Stąd tak duży nagły postęp. Teraz mogę robić już tylko małe kroczki do przodu. Gdy wchodzi się na profesjonalny poziom, to trudno już stawać się wyraźnie lepszym z każdym kilometrem i każdym rajdem. Gdyby tak było, to za dwa lata wygrałbym Dakar i wszystko dookoła. Od ludzi z zespołu słyszę, że prezentuję już wysoki poziom. Przegrywam przede wszystkim przez brak doświadczenia, które w rajdach jest bardzo ważne.

- W rajdzie Baja Espana Aragon potrafiłeś już rywalizować z czołówką.

- To był świetny start. Takie występy mnie niosą. Po porażkach, jak w Baja Poland, przypominam sobie start w Hiszpanii. Wiem, co potrafię i gdzie jest moje miejsce w szeregu. To bardzo mi pomaga. W tym roku zmieniłem zespół, auto i pilota. Presja rośnie, a ja nawet nie miałem czasu się przyzwyczaić do jednego mechanika.

- A gdzie jest twoje miejsce w szeregu?

- Jeśli chodzi o team X-raid, to wszystko dla mnie jest "naj" - najlepszy zespół, najlepszy samochód, najlepsi kierowcy wokół mnie i jestem najsłabszy w teamie. Tak wygląda moje miejsce w szeregu w zespole X-raid.

Jeżeli chodzi o międzynarodową stawkę kierowców rajdowych, to będę wiedział, gdy się z nimi zmierzę. Rajd Baja Poland nie był dla mnie miarodajny ze względu na nowy samochód.

- Rajd Baja Portalegre był pierwszym startem z nowym pilotem Filipe Palmeiro. Skąd taka decyzja?

- To nie był mój wybór, tylko decyzja zespołu X-raid i Svena Quandta, któremu zależy na tym, by mieć nade mną pełną kontrolę. Jadę w końcu jego samochodem w swoim dakarowym debiucie. Reprezentuję jego zespół. Wywarł na mnie presję, bym jechał z doświadczonym pilotem i członkiem zespołu X-raid.

To dla mnie był cios, bo świetnie się dogadywałem z Bartkiem Bobą. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś razem wystartujemy, ale jestem za małym graczem, żeby dyskutować z Quandtem i zespołem.

- Jak układa się Twoja współpraca z nowym pilotem?

- Wynik w Portugalii udowodnił, że ta współpraca rokuje naprawdę dobrze. Rozumiemy się z Filipe Palmeiro doskonale i pomimo tego, że on jest Portugalczykiem, a ja Polakiem, język nie stanowi tu żadnej przeszkody. Mamy obaj nadzieję, że nasza współpraca podczas Rajdu Dakar będzie równie efektywna jak ta.

- Co Ci dał start i dobry wynik w Portugalii?

- Start w Portugalii to przede wszystkim kolejna lekcja przed Dakarem, ważne doświadczenie i ogromna wiedza na przyszłość. Cieszę się bardzo z wyniku, bo udowodniłem przede wszystkim sobie, że przyjęta taktyka i zaplanowana pieczołowicie strategia pozwoliły osiągnąć oczekiwany efekty. Wygrana ostatniego Odcinka Specjalnego i finalnie drugie miejsce w klasyfikacji generalnej to dla mnie spełnienie kolejnego z marzeń. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego sukcesu.

- Debiutant w Dakarze może stawiać sobie inny cel niż po prostu dojechanie do mety?

- To będzie bardzo trudne, ale chciałbym wygrać klasyfikację debiutantów. Stworzono mi warunki, by o ten cel powalczyć, teraz wszystko zależy od mojej jazdy.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA