Drift. Ostałowski: Jazda w poślizgu zawsze sprawiała mi przyjemność

Odczuwam to, że jestem jedną z twarzy driftu w Polsce. Fajnie, że możemy większej ilości osób przybliżyć temat trochę innego kierowcy niż pozostali - mówi Bartosz Ostałowski, prawdopodobnie jedyny zawodnik na świecie, który samochód prowadzi nogami.

Bartosz Ostałowski obie ręce stracił w wypadku na motorze w 2006 roku. Dzięki olbrzymiemu samozaparciu nauczył się kierować lewą stopą i zrobił międzynarodową licencję FIA. Startował w Mistrzostwach Polski Rally Cross i Wyścigowym Pucharze Polski. Dziś trenuje drift i rywalizuje na równych zasadach z najlepszymi polskimi zawodnikami.

Od wypadku minęło 9 lat. Przez ten czas został Pan jednym z najlepiej rozpoznawalnych zawodników w Polsce. Odczuwa Pan to?

Przy odpowiedzi na to pytanie muszę być trochę nieskromny, ale tak - odczuwam to. Ostatnie imprezy to potwierdzają. Na targach w Krakowie, pokazach, imprezach typu Moto Show wielu kibiców podchodzi, rozmawia, nasz namiot jest oblegany. Fajnie, że możemy większej liczbie osób przybliżyć temat trochę innego kierowcy niż pozostali.

Jest pan synomimem siły woli, samozaparcia i tego, że nie ma rzeczy niemożliwych. Który moment w powrocie do sportu był kluczowy?

Motoryzacja zawsze była dla mnie głównym celem w życiu, ale przez wypadek wszystko się zachwiało, stanęło pod znakiem zapytania. Nie wiedziałem czy uda się to kontynuować, prowadzić na takim poziomie. Był takim moment, kiedy szukałem rozwiązań jak poprawić swoją samodzielność, ale także nauczyć się od nowa prowadzić samochód. Odczuwałem wtedy dużą potrzebę powrotu do sportu. Sam musiałem poszukać w sobie motywacji, by rozpocząć treningi, później zrobić międzynarodową licencję kierowcy wyścigowego...

No właśnie. Były problemy ze zdobyciem licencji FIA? Jak to wyglądało?

Technicznych problemów nie było, ale były pewne warunki do spełnienia. Tak jak pozostali kierowcy musiałem wysiadać z samochodu w 8 sekund. Trzeba po prostu szybko wypinać się z pasów, co było bardzo trudne. Nie mieliśmy gotowego wzorca, ponieważ jako jedyny taki kierowca na świecie przecierałem szlaki. Jeśli nie wymyśliłbym, co z tym zrobić, nie mógłbym tego robić na profesjonalnym poziomie. Na szczęście udało się wymyślić taki system i przygotować samochód, żeby był bezpieczny. Polega to na kopnięciu w specjalny pedał, który wypina pasy. Wszystkie elementy uzyskały homologację. FIA przyznała mi międzynarodową licencję, w której oczywiście jest zaznaczone, że jestem osobą niepełnosprawną. Takich licencji na świecie jest bardzo mało.

Zawsze na pierwszym miejscu był drift, czy po prostu najbardziej odpowiadał panu ten specyficzny styl jazdy?

Chodzi o styl jazdy. Kiedy byłem sprawny i zaczynałem przygodę z motorsportem, nie było jeszcze takiego pojęcia jak drift. To był czasy Kuzaja i Kuliga, więc interesowały mnie rajdy i wyścigi. Brałem udział w superoesach, ale największą frajdę już wtedy sprawiała mi jazda w kontrolowanym poślizgu i zawsze starałem się to robić. Później okazało się, że drift jest bardzo medialnym sportem, łatwym w odbiorze. Na pokazy przychodziło wiele osób, pojawili się pierwsi sponsorzy. Choć muszę przyznać, że nie jest to dla mnie najłatwiejszy sport.

Po wypadku próbował Pan także sił w innych sportach.

W 2010 roku pojechałem większą część sezonu w wyścigowym Pucharze Polski i szło mi dobrze. W wyścigach jedzie się na wprost, trzeba pilnować wyścigowej linii przejazdu, przybijać biegi do góry i najważniejsza jest szybka jazda i wykorzystywanie limitu przyczepności. W drifcie dochodzi zaciągnie hamulca ręcznego, zaciąganie sprzęgła, redukcja biegów, więc jest więcej roboty. Jest to bardziej wymagające niż szybka jazda w wyścigach. Jednak ten i poprzedni sezon pokazują, że da się rywalizować z zawodnikami na najwyższym poziomie. Oczywiście nie mam żadnego handicapu.

Jak wygląda przygotowanie samochodu?

Na pierwszy rzut oka nasze auto nie różni się od innych. Kierownica jest na tym samym poziomie, fotel jest mocniej cofnięty, ustawiony pod innym kątem. To kluczowe zagadnienie w moim przypadku - fotel musi być dobrze ustawiony. Równie ważna jest automatyczna skrzynia biegów. Mogę nią sterować za pomocą specjalnej łopatki, którą mam pod prawym barkiem i tą łopatką zmieniam biegi. Automat nie decyduje na jakim biegu jadę, sam manualnie zmieniam biegi w trybie sekwencyjnym. To największa różnica między mną a innymi kierowcami. Do tego dochodzi jeszcze system wypinania się z pasów, o którym mówiłem. Poza tym, wszystko jest jak w innych samochodach driftowych. Napęd na tył, duży skręt z przodu, zmodyfikowane zawieszenie i duży silnik V8, który generuje około 500 koni mocy. Na pewno w Polsce nie ma takiego drugiego Nissana Skyline'a jak mój.

Coraz częściej jeteście obecni w telewizji, na pokazy i zawody przychodzi mnóstwo kibiców. Nastały czasu driftu?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiście wszystko rozwija się z roku na rok. Jedziemy dosyć szybko, w powietrzu unoszą się kłęby dymu, silniki ryczą, opony piszczą... To wszystko się bardzo podoba, fani mogą całą rywalizację oglądać z jednego punktu na torze. Drift sprawdza się nie tylko na zawodach, gdzie rywalizujemy w specjalnych zonach i musimy trzymać odpowiednią linię przejazdu, ale także na pokazach. Tam jest czas, by o tym wszystkim opowiedzieć. Na Moto Show zawsze jest możliwość, żeby ułożyć trasę i wykonać przejazd. To zawsze się ludziom podoba.

Jest Pan zapraszany także na zawody i pokazy za granicą. Patrząc na wyniki Polaków, chyba nie mamy się czego wstydzić?

Ciężko ocenić, co spowodowało, że w Polsce jest tak wielu świetnych zawodników na światowym poziomie. Z roku na rok ten poziom rośnie, więc bez poprawek w samochodzie po prostu nie da się rywalizować. Dogoniliśmy bardzo szybko światową czołówkę. Polscy zawodnicy wygrywają w Europie. Zmienił się także styl driftu. Nie jest to tylko "smażenie opon", ale przede wszystkim właściwa linia przejazdu, szybka jazda w poślizgu. Często wydaje nam się, że bardziej dymiący zawodnik jedzie efektowniej i wygra, jest jednak odwrotnie - chodzi o zaliczenie zon, płynną jazdę i zdobywanie punktów. Czysty sport, który nie wybacza błędów - to właśnie pokazują Polacy na zawodach.

Częściej jest Pan na zawodach czy pokazach?

Moim celem są zawody, jestem zawodnikiem. W tym roku jedziemy cały cykl mistrzostw Polski, do tego dochodzą wybrane rundy Pucharu Polski, który jest bardzo medialny. Oprócz tego jest jeszcze Drift Masters Grand Prix. Są relacje w telewizji, wreszcie motorsport wyszedł do ludzi. Kolejnym celem jest nauka i ulepszenie stylu jazdy, tak aby móc walczyć o zwycięstwa.

Mówił Pan o tym, że coraz więcej ludzi interesuje się driftem, do tego dochodzi zainteresowanie mediów, sponsorów. Widział Pan film "Titanium Strong Virtual Drift"?

Oczywiście.

 

Co Pan myśli o takiej formie promocji driftu?

Na pewno jest to bardzo ciekawe. Sama technika, połączenie samochodu z wirtualną rzeczywistością i wykorzystanie tego, co oferuje nam technika. Film jest świetny, szczególnie te momenty, gdy samochód znika z toru i pojawia się w grze komputerowej i tam pokonuje trasę. Oprócz tego film otwiera możliwość wejścia w skórę kierowcy. Każdy może ubrać specjalne gogle, rozejrzeć się po wnętrzu samochodu i wyobrazić sobie, jak trudno jest szybko jechać bokiem, do tego przeskakiwać w wirtualną rzeczywistość. Takiej akcji na świecie jeszcze nie było i bardzo fajnie, że Castrol wziął w tym udział. Cieszę się, że to właśnie drift jest sportem, który wybrano do akcji.

Podjąłby się Pan takiego zadania?

Z jednej strony tak - to byłoby zupełnie nowe doświadczenie. Dla kierowcy, który jest profesjonalistą i czuje swój samochód to wielka frajda. Oczywiście to spore wyzwanie, ale myślę, że czerpie się z tego przyjemność. To bardziej atrakcja niż trudność.

Myśli Pan, że zorganizowanie zawodów w wirtualnej rzeczywistości to na razie abstrakcja?

Trudno spekulować. Chyba to zbyt odważny pomysł, żeby kierowca widział coś innego, jechał w kasku z goglami. Inną sprawą jest symulator, w którym mogliby siedzieć kierowcy i odczuwać przeciążenia. Wtedy taki kask można założyć i rywalizować z przeciwnikiem.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.