KONKURS! Pokaż swoją radość zwycięstwa i wygraj 7 tys. złotych!
W poniedziałek, walcząc o finał, nasza czwórka pokonała dystans 500 metrów w najlepszym czasie w historii. W środę Polki miały walczyć o złoto z utytułowanymi osadami z Węgier i Niemiec. Wymienione czwórki zajęły dwie pierwsze pozycje, a nasze panie przegrały jeszcze z Białorusinkami, które fantastycznie wystartowały, a na finiszu obroniły się przed atakiem Polek.
- Trudno mi o tym mówić. Różnica była minimalna, największy wpływ na wynik walki między nami i Białorusią miało chyba szczęście - analizuje na gorąco Kotowicz.
Mimo że Białorusinki odpłynęły Polkom na starcie medalista olimpijski w dwójce i czwórce uważa, że nasze zawodniczki nie popełniły błędu w pierwszej fazie wyścigu.
- Może dziewczyny mogły trochę mocniej pojechać pierwszą połowę dystansu. Ale to tylko gdybanie. Tak naprawdę one ją płynęły ładnie, w rytmie, z oddechem. Trudno na gorąco wyciągać wnioski, trzeba zrobić pełną analizę. Przy takich minimalnych różnicach na pewno potrzebne było szczęście - twierdzi Kotowicz.
Wiceprezes Polskiego Związku Kajakowego przypomina, że po porażce czwórki trzy zawodniczki z osady maja przed sobą jeszcze ważne starty.
- Z dziewczynami dopiero będą rozmawiał, ale one na pewno mocno przeżywają porażkę, więc na razie nie będę się wdawał w omawianie z nimi szczegółów tego finału. Wielka szkoda, ale w czwartek bardzo ważny start ma dwójka, tam jest szansa medalowa, więc Karolina i Beata muszą się szybko pozbierać. To samo dotyczy Marty, która ma jeszcze przed sobą starty na 200 metrów - mówi Kotowicz.
Czy Polki pozbierają się po straconej szansie na medal? - Stało się, trzeba o tym zapomnieć i myśleć o tym, co jeszcze zostało. Mam nadzieję, że na dziewczyny ta porażka wpłynie mobilizująco, że teraz jeszcze bardziej będą chciały pokazać, co potrafią - kończy Kotowicz.