Londyn 2012. Trzy tygodnie temu finał Wimbledonu, na igrzyskach porażka w I rundzie

Nie wytrzymała ciśnienia? Przytłoczył ją serwis rywalki? Wolniejsza trawa? Julia Goerges w I rundzie wyrzuciła z singlowego turnieju finalistkę Wimbledonu. Agnieszka znów stała się tą dawną, negatywną wersją siebie. Nie wiadomo do końca dlaczego, i czy tylko na chwilę

Goerges po ponad dwóch godzinach pokonała na korcie centralnym Wimbledonu Radwańską 7:5, 6:7 (5-7), 6:4. Niemka to 24. rakieta świata, odnosiła już sukcesy, wygrywała z zawodniczkami z Top 10, ale niedzielne zwycięstwo było jednym z największych w jej karierze. - Ludzie, ja nigdy wcześniej nie grałam na korcie centralnym! To było coś wielkiego - mówiła Julia mijając niemieckich dziennikarzy uśmiechnięta od ucha do ucha.

Polacy byli załamani. Na mecz naszej największej obok siatkarzy gwiazdy na igrzyskach, drugiej rakiety świata, wybrał się potężny kontyngent działaczy i sportowców - stawili się nawet łucznicy i Irena Szewińska z rodziną. Co jakiś czas, gdzieś z górnych rzędów trybun, ktoś krzyczał " Dawaj, Agnieszka!".

Nic to jednak nie dało, bo Radwańska nie była od początku sobą - popełniła aż 21 niewymuszonych błędów. Nie wychodziły jej skróty, nie trafiała wzdłuż linii. Coś nie pasowało jej z nawierzchnią, kilka razy nerwowo kopała butem o trawę, jakby dając do zrozumienia, że to nie jest ta sama zieleń, co na Wimbledonie (niektórzy tenisiści skarżyli się, że trawa jest wolniejsza).

Dla kogoś, kto opiera swój tenis na żelaznej defensywie, regularności, 21 niewymuszonych błędów to fatalna statystyka. To statystyka przegranego meczu. Polka, która od zeszłego roku wzniosła się na wyższy poziom - nabrała pewności siebie, wzmocniła fizycznie, odważyła częściej atakować, nagle zanurkowała znów tam, skąd się wydobyła - do krainy niepewności, braku pomysłu na akcje, niestabilności.

Radwańska zbyt często poddawała się mocnym, płaskim uderzeniem Goerges. Trzeba jednak oddać Niemce, że tego dnia nacierała niezwykle skutecznie, przede wszystkim świetnie serwowała - posłała aż 20 asów (Radwańska - 8) i aż 56 tzw. winnerów.

Walka trwała długo, ale w decydującym momencie trzeciego seta, Niemka okazała się mocniejsza psychicznie. Jej woleje cięły jak brzytwa. Polka miała szansę, bo prowadziła 3:1, ale powoli gasła. Goerges pokazała pozytywną energię, której Radwańska nie umiała z siebie wykrzesać.

Szok i niedowierzanie

- Szok, nie mogę w to ciągle uwierzyć - mówił Wojciech Fibak, który przed meczem stawiał na pewną wygraną Radwańskiej, bo w poprzednich konfrontacjach z Niemką, w styczniu w Australian Open i potem w lutym w Dubaju, Agnieszka kontrolowała mecze i zwyciężała w dwóch setach. Jej tenis jest bogatszy, a Niemka tylko mocno strzela.

Robert Radwański po meczu nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, pod ziemię zapadł się też Tomasz Wiktorowski, drugi z trenerów Agnieszki, choć wiadomo pewnie, co by mówili. Problemem Agnieszki w meczach z agresywnymi tenisistkami jest czasem brak podejmowania większego ryzyka. Taka wpadka przytrafiła się ostatnio Polce w III rundzie Rolanda Garrosa ze Swietłaną Kuzniecową.

O Radwańskiej często mówi się też, że jest odporna psychicznie, świetnie znosi presję, ale to też prawda tylko częściowa. Polka jednak bardzo nie lubi sytuacji, gdy jest murowaną faworytką, a mecz ma jakieś szczególne znaczenie. Zdarzały jej się już takie porażki w Wielkich Szlemach - Cetkovska (Wimbledon), Kirilenko, Peng, Kerber (US Open). Ta ostatnia już w czasach " nowej Agnieszki". Wtedy sytuacja była bliźniacza - duża presja i niżej klasyfikowana rywalka, choć potencjalnie bardzo groźna.

W Londynie presja na Radwańskiej była gigantyczna. Oblegali ją dziennikarze, od początku kreowano ją jako kandydatkę do medalu, niemal murowaną. Być może ciśnienia nie wytrzymała. - Dopóki nie przyjechaliśmy do Londynu, nie czuliśmy presji - mówił sam Wiktorowski.

Tenis Radwańskiej przypomina trochę cienką czerwoną linię - Polka ma genialną defensywę, technikę, czucie piłki, ale jest od większości rywalek słabsza fizycznie. Jeśli na raz złoży się kilka czynników jej niesprzyjających, a silna fizycznie rywalka ma swój dzień, robią się horrory, jak ten niedzielny i Radwańska może przegrać. Taka nieobliczalność to też jeden z głównych atrybutów tenisa Polki. Ostatnio był przyczajony, na igrzyskach znów się ujawnił. Radwańska przypomniała o nim w najmniej spodziewanym momencie.

- Wspomniania nie grają, co z tego, że trzy tygodnie temu grałam tu w finale? Julia zagrała świetnie, ja może trochę gorzej niż zwykle, to po prostu nie był mój dzień - powiedziała na konferecji wyjątkowo smutna Agnieszka. Jej mecz deblowy w parze z siostrą Urszulą przełożono na poniedziałek z powodu deszczu. Agnieszka powalczy też jeszcze o medal w mikście - w parze z Marcinem Matkowskim.

Zobacz wideo
Radwańska przegrała bo:
Więcej o:
Copyright © Agora SA