Paraolimpiada 2012. Sycz: Paraolimpijczycy wypadli fantastycznie

- Znałem kiedyś medalistę paraolimpiady. Swoimi opowieściami o igrzyskach inspirował mnie do pracy - mówi Robert Sycz, dwukrotny mistrz olimpijski w wioślarstwie. - Gdyby wśród sportowców przeprowadzono referendum w sprawie połączenia igrzysk olimpijskich i paraolimpijskich, byłbym ?za? - dodaje Sycz, który jest pod wrażeniem sukcesów, jakie na paraolimpiadzie w Londynie osiągnęli Polacy. Biało-czerwoni zajęli dziewiąte miejsce w klasyfikacji medalowej, zdobywając ich 36, w tym aż 14 złotych.

Łukasz Jachimiak: 36 krążków, w tym 14 złotych, dodatkowo okraszonych kilkoma rekordami świata i ostatecznie dziewiąte miejsce w klasyfikacji medalowej - jak pan, jeden z najbardziej utytułowanych polskich olimpijczyków w historii, odbiera wymienione sukcesy naszych sportowców na paraolimpiadzie?

Robert Sycz: Z dnia na dzień dowiadywałem się, jak szybko rośnie liczba naszych medali, a kiedy słyszałem o każdym kolejnym, byłem coraz bardziej zadowolony i dumny. Szkoda tylko, że częściej o tych sukcesach informowało radio niż telewizja. To naprawdę przykre, że zawody nie były transmitowane, że pokazywano nam zaledwie migawki z Londynu. Przecież w świetle wyników, jakie niedawno osiągali na igrzyskach zawodnicy sprawni, paraolimpijczycy wypadli fantastycznie.

Podobno ktoś, kto decyduje o tym, co pokazywać w telewizji uznał, że sportowa rywalizacja ludzi niepełnosprawnych nie jest estetyczna.

- Kiedyś znałem medalistę paraolimpiady z igrzysk w Seulu. Nazywał się Jacek Kowalik, startował w pchnięciu kulą. Niestety już nie żyje. Ale jako młody zawodnik wielokrotnie z nim rozmawiałem. Wtedy jeszcze sukcesy osiągałem tylko w zawodach krajowych, a nie w międzynarodowych. Swoimi opowieściami o igrzyskach ten człowiek inspirował mnie do pracy. Według mnie każdy powinien mieć szansę zobaczenia paraolimpiady, bo to daje szansę do refleksji. Często nie znając tematu mówimy, że zdobycie medalu paraolimpiady jest łatwe. Nic bardziej mylnego. Tam też startują tylko najlepsi, a żeby jechać na takie zawody trzeba wykonać olbrzymią pracę. Niepełnosprawny sportowiec cały czas musi przełamywać się fizycznie, żeby znosić obciążenia treningowe, ale najpierw musi zrobić coś jeszcze trudniejszego - przełamać swoją niepełnosprawność psychicznie. Ludziom się wydaje, że niepełnosprawni przez sport tylko się rehabilitują, że poziom ich rywalizacji jest niższy niż wśród zawodników pełnosprawnych. To nieprawda. Niepełnosprawni też osiągają wyniki na granicy swoich możliwości, a w najlepszych startach tę granicę pokonują. Te chwile są piękne, pokazują, że ludzie niepełnosprawni są tacy sami jak my, że też walczą i osiągają sukcesy. Paraolimpiadę warto pokazywać z jeszcze jednego względu. Często ludzie tracą sprawność w wypadkach. Wtedy się załamują, próbują odebrać sobie życie. Oni bardzo potrzebują pozytywnych przykładów.

Na ludzi niepełnosprawnych wciąż dziwnie patrzą niektórzy pełnosprawni. Janusz Korwin-Mikke stwierdził niedawno, że organizowanie paraolimpiady ma taki sam sens, jak tworzenie turnieju szachowego dla debili.

- Cóż, można tylko powiedzieć, że niektórzy politycy powinni zastanowić się nad swoją kondycją intelektualną. Jeżeli ktoś uważa, że ludzie niepełnosprawni nie są pełnowartościowymi członkami społeczeństwa, to ma duży problem z głową.

A co pan powie tym, którzy uważają, że niepełnosprawni sportowcy za swoje sukcesy słusznie dostają dużo mniejsze nagrody od tych, jakie otrzymują ich pełnosprawni koledzy? Argument jest taki, że zawody pełnosprawnych cieszą się dużo większą popularnością.

- Moim zdaniem to niesprawiedliwe. Paraolimpijczycy to normalni sportowcy, którzy uprawiają sport profesjonalnie, którzy na igrzyska jadą, żeby reprezentować swój kraj, którzy robią wszystko, żeby wypaść jak najlepiej, a jeśli im się udaje, rozsławiają Polskę. Im się należy taki sam szacunek, jak sportowcom sprawnym, zwłaszcza, że na co dzień nie mają tak dobrych warunków, żeby się przygotować. Oczywiście nie z ich winy, bo przecież popularność kreują media. Jeśli one na serio zainteresują się sportem niepełnosprawnych, to on się rozwinie.

Żeby tak się stało, trzeba by pewnie stworzyć jedne igrzyska, w których wspólnie medale zdobywaliby pełnosprawni i niepełnosprawni?

- W wioślarstwie na mistrzostwach świata biegi niepełnosprawnych odbywają się w tym samym miejscu i czasie, co wyścigi pełnosprawnych. W większości dyscyplin pewnie problemów technicznych by nie było, a nawet gdyby jakieś obiekty trzeba było zbudować z myślą o startach obu grup sportowców, to chyba i to dałoby się zrobić. Większym problemem mogłoby być zakwaterowanie tak wielkiej grupy sportowców, trenerów, działaczy. Wiem, że na igrzyskach bywają nieprzyjemne sytuacje związane z pobytem w wioskach olimpijskich. Zdarza się, że kiedy sportowiec ma już swój start za sobą, to sugeruje mu się, że powinien wyjechać, żeby nie blokować miejsca komuś, kto dopiero przyleci na igrzyska. Ale przecież kiedyś wioski olimpijskie były dużo mniejsze, one - jak całe igrzyska - cały czas się rozwijają, wszystko z biegiem lat nabiera tempa, w grę wchodzą już niesamowicie duże pieniądze, więc z nimi na pewno dałoby się stworzyć jedne, wielkie igrzyska. Gdyby wśród sportowców przeprowadzono w tej sprawie referendum, na pewno byłbym za tym, żeby wszystko odbywało się razem, bo sport ma jednoczyć ludzi. Szczególnie ten olimpijski.

Więcej o:
Copyright © Agora SA