- Przykro nam, że nasz kraj jest jednym z niewielu mających swoją reprezentacją, ale nie pokazującym jej startów. Przecież przyjechaliśmy tu, żeby walczyć o medale dla Polski. Nie twierdzę, że oglądałby nas cały naród, ale na pewno coraz więcej osób interesuje się paraolimpiadą i znaleźliby się tacy, którzy chcieliby śledzić nasze występy. Szkoda, że przez tych, którzy o różnych sprawach decydują jesteśmy traktowani z przymrużeniem oka.
- Nie mam pojęcia, ale chciałabym, żeby kiedyś tak się stało. Organizacyjnie chyba dałoby się to zrobić, choć od razu powiem, że przy równoległych startach sportowców pełnosprawnych i niepełnosprawnych ciężko byłoby mi obskoczyć dwa turnieje (śmiech). Mówiąc serio myślę, że tak się nie stanie, że igrzyska nie zostaną połączone. Pewnie zawsze będzie między nimi przerwa.
- Dla sportowców niepełnosprawnych byłoby to docenienie medali, które oni zdobywają. Ale zostawmy to, bo temat jest ciężki, drażliwy. Tu nic nie zależy od nas.
- Nie mam pojęcia dlaczego tak jest, nikt nam takiej decyzji nie tłumaczył. Wydaje mi się, że tej różnicy nie powinno być. Z drugiej strony fajnie, że w ogóle taka emerytura za medal paraolimpijski jest. Do niedawna jej nie było, więc dobrze, że coś się w tej kwestii ruszyło.
- Nie wiem czy powinnam się wypowiadać w imieniu wszystkich paraolimpijczyków, bo jestem w innej sytuacji. Przygotowywałam się przede wszystkim do igrzysk olimpijskich, więc szłam tokiem olimpijskim, miałem inne warunki. Ale na pewno w sporcie niepełnosprawnych kokosów nie ma. Jakieś obozy i turnieje są, ale pieniędzy brakuje. Większe nakłady finansowe pozwoliłyby wszystkim sportowcom optymalnie się przygotować. Wtedy radzilibyśmy sobie jeszcze lepiej. Po medalach, które zdobywamy w Londynie chyba widać, że warto w nas zainwestować.
Natalia Partyka: Na pewno powalczymy o zwycięstwo. Fajnie byłoby wreszcie ograć w finale Chinki. Będzie bardzo ciężko, ale myślę, że przy naszej bardzo dobrej grze jest to możliwe. Walkę w turnieju zaczynamy pamiętając o powiedzeniu "do trzech razy sztuka".
- W czwartek gramy najpierw ćwierćfinał z Brazylią, z którą nie powinnyśmy mieć problemów. Ale wszystko wskazuje na to, że później zmierzymy się z Turczynkami, które spisują się naprawdę dobrze. To nie będzie łatwy mecz. Ale finał to nasz cel i bardzo liczymy na to, że się w nim znajdziemy.
- Indywidualnie każda klasa gra osobno. Drużyny są łączone, ale wcale nie jest tak, że muszą w nich być dziewczyny i z klasy szóstej, i z dziesiątej. Nie oszukujmy się, te zawodniczki, które grają w klasie szóstej z tymi z dziesiątej nie mają żadnych szans. My jesteśmy dużo sprawniejsze, zawodniczki z klasy szóstej za słabo się ruszają, żeby z nami walczyć. Dlatego drużyna jest tym mocniejsza, im więcej ma zawodniczek z najwyższej klasy.
- My na szczęście mamy zawodniczki tylko z klas dziewiątej i dziesiątej. Dlatego z powodzeniem walczymy o medale.
- Dwie z nich są z klasy dziewiątej i dwie z dziesiątej. Wszystkie cztery są bardzo mocne, zresztą tam naprawdę jest z czego wybierać. Nie wiem nawet czy do gry wyjdzie dziewczyna, z którą wygrałam 3:2 finał singla.
- Podobno. Ale nie wiadomo, ile w tym prawdy. Na to, co mówią Chińczycy trzeba brać poprawkę. Chociaż faktem jest, że tę zawodniczkę widziałam pierwszy raz. Gra naprawdę fajnie, jest bardzo młoda, z czasem będzie jeszcze lepsza. Cóż, rywalek przybywa.
- To prawda, z każdą kolejną paraolimpiadą wyniki są dużo lepsze. W tenisie stołowym poziom jest dużo wyższy niż cztery lata temu, ale najwyraźniej różnice widać w konkurencjach, w których da się zmierzyć czas czy odległość. Dużo większe jest też zainteresowanie naszymi igrzyskami. Szkoda tylko, że w Polsce ciągle mówi się o nas tak mało. Krótkie wzmianki o tym, że zdobywamy medale nas nie satysfakcjonują. Oczywiście pamiętamy, że do niedawna nie mówiono o nas wcale, ale chciałabym, żeby nam tak kibicowano jak sportowcom z wielu innych krajów. Idealnie byłoby, gdybyśmy byli traktowani jak Brytyjczycy. Tu naprawdę wszyscy kibicują tak samo jak podczas igrzysk olimpijskich. Atmosfera jest kapitalna.
- W środę wybrałam się na stadion, fajnie było ten klimat poczuć. Na poprzednich paraolimpiadach takiego zainteresowania nie było. W Pekinie jeszcze wyglądało to nieźle, ale w Sydney i w Atenach na zawodach były pustki. Pamiętam, że w Atenach w sali, w której grałam, na trybunach zawsze znajdowało się maksymalnie 10 osób. Tutaj jest świetnie. Nie dość, że trybuny są wypełnione, to jeszcze ci ludzie nas dopingują. Najmocniej oczywiście kibicują Brytyjczykom. I dobrze, jest tak samo jak na niedawnych igrzyskach sportowców pełnosprawnych. Szczerze mówiąc pierwszy raz nie czuję wielkiej różnicy między igrzyskami i paraolimpiadą. Brytyjczycy nie bez powodu mówili, że prawdziwe igrzyska odbędą się u nich na przełomie sierpnia i września. Tu się czuje, że i jedne, i drugie igrzyska gospodarze traktują tak samo. Inni powinni brać z nich przykład.