Paraolimpiada 2012. Partyka: Walczymy dla Polski, nie jesteśmy doceniani

- Szkoda, że Polsce ciągle mówi się o nas tak mało. Krótkie wzmianki o tym, że zdobywamy medale nas nie satysfakcjonują - mówi Natalia Partyka, gwiazda polskiej reprezentacji na paraolimpiadzie w Londynie. Mistrzyni tenisa stołowego po zdobyciu złotego krążka w turnieju indywidualnym w czwartek wraz z koleżankami rozpocznie walkę o medal w drużynie. Partyka żałuje, że tego i innych występów naszych paraolimpijczyków nie transmituje polska telewizja. - Przez tych, którzy o różnych sprawach decydują jesteśmy traktowani z przymrużeniem oka - twierdzi zawodniczka.

Łukasz Jachimiak: Brytyjczycy wasze zmagania reklamują jako igrzyska superludzi, a w Polsce są tacy, którzy twierdzą, że trudno byłoby transmitować paraolimpiadę, bo ona nie jest estetyczna. Takie opinie mocno was dotykają?

- Przykro nam, że nasz kraj jest jednym z niewielu mających swoją reprezentacją, ale nie pokazującym jej startów. Przecież przyjechaliśmy tu, żeby walczyć o medale dla Polski. Nie twierdzę, że oglądałby nas cały naród, ale na pewno coraz więcej osób interesuje się paraolimpiadą i znaleźliby się tacy, którzy chcieliby śledzić nasze występy. Szkoda, że przez tych, którzy o różnych sprawach decydują jesteśmy traktowani z przymrużeniem oka.

Widzisz jakąś szansę, żeby to się zmieniło czy myślisz, że wasze starty Polacy mogliby oglądać dopiero po ewentualnym połączeniu igrzysk i paraolimpiady? To w ogóle możliwe, żebyście kiedyś zdobywali medale wspólnie ze sportowcami pełnosprawnymi?

- Nie mam pojęcia, ale chciałabym, żeby kiedyś tak się stało. Organizacyjnie chyba dałoby się to zrobić, choć od razu powiem, że przy równoległych startach sportowców pełnosprawnych i niepełnosprawnych ciężko byłoby mi obskoczyć dwa turnieje (śmiech). Mówiąc serio myślę, że tak się nie stanie, że igrzyska nie zostaną połączone. Pewnie zawsze będzie między nimi przerwa.

Może warto byłoby chociaż zrobić jedną klasyfikację medalową i zamykać ją dopiero po paraolimpiadzie?

- Dla sportowców niepełnosprawnych byłoby to docenienie medali, które oni zdobywają. Ale zostawmy to, bo temat jest ciężki, drażliwy. Tu nic nie zależy od nas.

Ciężko pewnie jest też wam zrozumieć, dlaczego emeryturę za zdobycie medalu paraolimpijczycy otrzymują po skończeniu 40 lat, a olimpijczycy pięć lat wcześniej?

- Nie mam pojęcia dlaczego tak jest, nikt nam takiej decyzji nie tłumaczył. Wydaje mi się, że tej różnicy nie powinno być. Z drugiej strony fajnie, że w ogóle taka emerytura za medal paraolimpijski jest. Do niedawna jej nie było, więc dobrze, że coś się w tej kwestii ruszyło.

A jak jest z waszymi przygotowaniami do paraolimpiady? Dużo brakuje, żebyście mogli powiedzieć, że trenujecie w dobrych warunkach?

- Nie wiem czy powinnam się wypowiadać w imieniu wszystkich paraolimpijczyków, bo jestem w innej sytuacji. Przygotowywałam się przede wszystkim do igrzysk olimpijskich, więc szłam tokiem olimpijskim, miałem inne warunki. Ale na pewno w sporcie niepełnosprawnych kokosów nie ma. Jakieś obozy i turnieje są, ale pieniędzy brakuje. Większe nakłady finansowe pozwoliłyby wszystkim sportowcom optymalnie się przygotować. Wtedy radzilibyśmy sobie jeszcze lepiej. Po medalach, które zdobywamy w Londynie chyba widać, że warto w nas zainwestować.

Na paraolimpiadach w Atenach i w Pekinie indywidualnie zdobywałaś złoto, a w drużynie srebro. W Londynie złoto w singlu już wywalczyłaś, jest szansa, że najlepsza będziesz także wspólnie z koleżankami z zespołu?

Natalia Partyka: Na pewno powalczymy o zwycięstwo. Fajnie byłoby wreszcie ograć w finale Chinki. Będzie bardzo ciężko, ale myślę, że przy naszej bardzo dobrej grze jest to możliwe. Walkę w turnieju zaczynamy pamiętając o powiedzeniu "do trzech razy sztuka".

Na waszej drodze do finału i ponownego spotkania z Chinkami jest jakaś poważna przeszkoda?

- W czwartek gramy najpierw ćwierćfinał z Brazylią, z którą nie powinnyśmy mieć problemów. Ale wszystko wskazuje na to, że później zmierzymy się z Turczynkami, które spisują się naprawdę dobrze. To nie będzie łatwy mecz. Ale finał to nasz cel i bardzo liczymy na to, że się w nim znajdziemy.

Wasza rywalizacja toczy się w klasie 6-10. Te liczby określają stopień niepełnosprawności i oznaczają, że w drużynie muszą znaleźć się zawodniczki o jej różnym stopniu?

- Indywidualnie każda klasa gra osobno. Drużyny są łączone, ale wcale nie jest tak, że muszą w nich być dziewczyny i z klasy szóstej, i z dziesiątej. Nie oszukujmy się, te zawodniczki, które grają w klasie szóstej z tymi z dziesiątej nie mają żadnych szans. My jesteśmy dużo sprawniejsze, zawodniczki z klasy szóstej za słabo się ruszają, żeby z nami walczyć. Dlatego drużyna jest tym mocniejsza, im więcej ma zawodniczek z najwyższej klasy.

Jak to wygląda w waszym zespole?

- My na szczęście mamy zawodniczki tylko z klas dziewiątej i dziesiątej. Dlatego z powodzeniem walczymy o medale.

Chinki są w podobnej sytuacji?

- Dwie z nich są z klasy dziewiątej i dwie z dziesiątej. Wszystkie cztery są bardzo mocne, zresztą tam naprawdę jest z czego wybierać. Nie wiem nawet czy do gry wyjdzie dziewczyna, z którą wygrałam 3:2 finał singla.

To podobno wyjątkowy talent, 16-latka, która w ping-ponga gra dopiero od trzech lat?

- Podobno. Ale nie wiadomo, ile w tym prawdy. Na to, co mówią Chińczycy trzeba brać poprawkę. Chociaż faktem jest, że tę zawodniczkę widziałam pierwszy raz. Gra naprawdę fajnie, jest bardzo młoda, z czasem będzie jeszcze lepsza. Cóż, rywalek przybywa.

Poziom podnosi się chyba nie tylko w twojej konkurencji? Na paraolimpiadzie codziennie bite są rekordy świata w wielu dyscyplinach.

- To prawda, z każdą kolejną paraolimpiadą wyniki są dużo lepsze. W tenisie stołowym poziom jest dużo wyższy niż cztery lata temu, ale najwyraźniej różnice widać w konkurencjach, w których da się zmierzyć czas czy odległość. Dużo większe jest też zainteresowanie naszymi igrzyskami. Szkoda tylko, że w Polsce ciągle mówi się o nas tak mało. Krótkie wzmianki o tym, że zdobywamy medale nas nie satysfakcjonują. Oczywiście pamiętamy, że do niedawna nie mówiono o nas wcale, ale chciałabym, żeby nam tak kibicowano jak sportowcom z wielu innych krajów. Idealnie byłoby, gdybyśmy byli traktowani jak Brytyjczycy. Tu naprawdę wszyscy kibicują tak samo jak podczas igrzysk olimpijskich. Atmosfera jest kapitalna.

Oglądałaś zawody z trybun choćby Stadionu Olimpijskiego, który codziennie wypełnia komplet 80 tys. widzów?

- W środę wybrałam się na stadion, fajnie było ten klimat poczuć. Na poprzednich paraolimpiadach takiego zainteresowania nie było. W Pekinie jeszcze wyglądało to nieźle, ale w Sydney i w Atenach na zawodach były pustki. Pamiętam, że w Atenach w sali, w której grałam, na trybunach zawsze znajdowało się maksymalnie 10 osób. Tutaj jest świetnie. Nie dość, że trybuny są wypełnione, to jeszcze ci ludzie nas dopingują. Najmocniej oczywiście kibicują Brytyjczykom. I dobrze, jest tak samo jak na niedawnych igrzyskach sportowców pełnosprawnych. Szczerze mówiąc pierwszy raz nie czuję wielkiej różnicy między igrzyskami i paraolimpiadą. Brytyjczycy nie bez powodu mówili, że prawdziwe igrzyska odbędą się u nich na przełomie sierpnia i września. Tu się czuje, że i jedne, i drugie igrzyska gospodarze traktują tak samo. Inni powinni brać z nich przykład.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.