My też mamy zdanie! Dzielimy się nim na Facebook/Sportpl ?
Ryszard Soćko: O medale nie będzie łatwo, bo wiele drużyn walczy jeszcze o nominacje olimpijskie i tę imprezę traktuje priorytetowo. My swoje kwalifikacje już wywalczyliśmy, teraz kraje, które nie mają żadnej rywalizują zespołowo. Pięć najlepszych ekip uzyska po jednym miejscu w Londynie. Ci, którzy igrzysk jeszcze sobie nie zapewnili, muszą być w tym momencie w szczytowej formie. Dla nas to tylko etap przygotowań do igrzysk, na który nie szykowaliśmy optymalnej dyspozycji. Poziom mistrzostw będzie wysoki, a my wystartujemy z marszu. Ale to nie znaczy, że nie będziemy walczyli o medale. Na pewno w kategorii do 48 kg powalczy Marzena Karpińska, mimo że ma problemy z barkiem. W 58 kg mamy dwie mocne zawodniczki. W tej chwili lepsza jest chyba Aleksandra Klejnowska. W 69 kg liczymy na rekordy Polski Ewy Mizdal. Chcę, żeby dziewczyny uzyskały wyniki na poziomie rekordów życiowych czy zbliżone do nich. Jeśli to zrobią teraz, kiedy są w mozolnym treningu siłowym, bez bezpośredniego przygotowania do zawodów, będzie to znaczyło, że jesteśmy na dobrej drodze w szykowaniu formy na igrzyska.
- O igrzyska walczy sześć zawodniczek. Tyle zgłosiliśmy w określonych terminach do MKOl i do ministerstwa sportu. Mamy opracowany regulamin, sposób oceny, premiowania zawodniczek. Na pewno wybierzemy trzy najsilniejsze. W tej chwili żadna nie może być pewna wyjazdu.
- Sabina Bagińska w kategorii +75 kg.
- To nie jest przełomowy moment kwalifikacji. Ważniejsze będą czerwcowe mistrzostwa Polski. Oczywiście występ w mistrzostwach Europy będzie miał wpływ na decyzje, ale mistrzostwa będą miały większe znaczenie, bo odbędą się bliżej igrzysk.
- Na pewno jesteśmy w trudniejszej sytuacji niż mężczyźni, ale nie zamierzamy się poddawać. Też chcemy walczyć o medal. Największe szanse moim zdaniem ma Marzena Karpińska, która na ostatnich mistrzostwach świata była piąta, a że na igrzyskach nie występują pełne zespoły, jej szanse mogą wzrosnąć.
- Na mistrzostwach świata najsilniejsze reprezentacje mogą wystawić siedem zawodniczek, a na igrzyskach - tylko cztery. Chiny, Tajlandia, Rosja, obsadzając kategorie, będą musiały decydować, w której mają największe szanse na medale i chociaż miałyby w każdej, z trzech będą musiały zrezygnować. Gorzej, że w naszej dyscyplinie najmocniejsze są kraje azjatyckie, a one najwięcej dobrych zawodniczek mają akurat w tych niższych kategoriach wagowych. W kategorii Marzeny dużych ubytków na pewno nie będzie, ale może jakiejś mocnej zawodniczki zabraknie.
- Mamy ośrodek szkolenia olimpijskiego w Siedlcach, trenujemy tam cały rok, dziewczyny tam chodzą do szkoły, studiują. Wyjeżdżamy od czasu do czasu na zgrupowania, mamy zapewnione niezbędne warunki przygotowań do igrzysk.
- Z tym jest gorzej. W polskim sporcie przyjęto zasadę przyznawania stypendiów za miejsca w pierwszej ósemce na mistrzostwach świata i Europy. Ich wysokość jest zróżnicowana w zależności od miejsca. I to jest w porządku. Ale warunkiem przyznania stypendium jest uczestnictwo w mistrzostwach ośmiu krajów bądź 12 zawodniczek, co w mistrzostwach Europy nie zawsze jest spełnione. Teraz, w dobie internetu, kiedy listy startowe prezentowane są wcześniej, wiele zawodniczek rezygnuje ze startu, uznając, że nie ma sensu jechać, by zająć np. 10. miejsce. Wystarczy, że wystartuje 11 zawodniczek, a Polka, która zdobędzie medal, nie dostanie stypendium.
- Z tej siódemki, która pojedzie na mistrzostwa, stypendia mają trzy zawodniczki, a mamy jeszcze trzy, które nie dostają stypendium, chociaż zajęły miejsce w ósemce ważnej imprezy. Stypendia im nie przysługują, bo nie wystartowało 12 zawodniczek. Niestety, czuje się kryzys w Europie, na zawody przyjeżdżają tylko te zawodniczki, która mają szansę na miejsce w szóstce, ósemce. Dlatego ten przepis jest absurdalny.
- Zgoda, ale mieliśmy sytuację, w której Klejnowska zdobyła mistrzostwo Europy, a rywalek miała 10. Zrobiła wynik na poziomie rekordu Europy, a problem z przyznaniem jej stypendium był wielki. Jakby od niej zależało czy wystartuje jeszcze kilka dziewczyn, które i tak nie miałyby z nią szans. Przecież lepszej od niej nie było. Na szczęście minister może indywidualną decyzją przyznać zawodnikowi stypendium. Wtedy się udało, ale w tym roku nasze wnioski zostały odrzucone.
- Dziewczyny nie są przyzwyczajone do luksusów, więc jakoś sobie radzimy. W tych mistrzostwach będzie dużo startujących, trzeba wejść w czołówkę i będzie dobrze.
- Niestety, nie mają wyjścia. Studiują najczęściej zaocznie, więc choćby na opłacenie nauki muszą mieć pieniądze. Od rodziców całe życie nie będą przecież pieniędzy wyciągać. Muszą zarobić.
- Zdarza się, że zawodniczki całkiem rezygnują z ciężarów.
- Tym dziewczynom staramy się wszystko jakoś zorganizować. Kluby, do których należą im pomagają. My ponosimy ciężar przygotowań dziewczyn do różnych zawodów, w których one punktują dla klubów. W ten sposób odciążamy kluby z kosztów przygotowań. Dużo pomagają samorządy, które wypłacają stypendia zawodniczkom odnoszącym sukcesy na arenie krajowej.
- Kwestię stypendiów na pewno można by inaczej rozwiązać. Ale, niestety, medal olimpijski pewnie sytuacji nie zmieni. Przecież z Agatą Wróbel zdobyliśmy dwa medale olimpijskie i jest jak jest. To problem nie tylko naszej dyscypliny, ale też wielu innych. Szczególnie tych, które nie mogą sobie pozyskać indywidualnych sponsorów. Zazdrościmy dyscyplinom, w których stypendium jest tylko dodatkiem do większych profitów. U nas są jedynym albo jednym z dwóch - obok stypendium ze środowiska lokalnego - źródłem utrzymania.
- Każdy zawodnik mógł wskazać swojego trenera, lekarza, masażystę - opowiada trener męskiej kadry w podnoszeniu ciężarów Mirosław Choroś ?