Rosyjska mistrzyni chce pozwać rosyjski związek lekkoatletyczny. Grozi jej zakaz startu na igrzyskach

Do igrzysk w Tokio zostało pół roku, a rosyjscy lekkoatleci wciąż nie wiedzą, czy będą mogli tam wystartować choćby jako sportowcy neutralni. - Kto zrekompensuje mi straty? - pyta Marija Łasickiene, królowa skoku wzwyż, rozważając pozew przeciwko rosyjskiemu związkowi lekkoatletycznemu.

Za pół roku, 26 lipca, będzie dobiegał końca pierwszy weekend igrzysk w Tokio, a właśnie teraz zaczął się sezon halowych mityngów lekkoatletycznych. To już ten moment, gdy w kalendarzach najlepszych zawodników wszystko jest rozpisane z myślą o Tokio 2020. Ale rosyjscy lekkoatleci nadal nie wiedzą nawet, czy zostaną do startów na igrzyskach dopuszczeni.

Nowym szefem Światowej Agencji Antydopingowej jest Witold Bańka. Zobacz rozmowę z byłym polskim ministrem sportu:

Zobacz wideo

Rosja czeka teraz na werdykt Trybunału Arbitrażowego do spraw Sportu w sprawie kary, którą dostała od Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Za oszustwa w bazie danych moskiewskiego laboratorium antydopingowego Rosjanie zostali na cztery lata pozbawieni prawa startu pod własną flagą we wszystkich imprezach rangi światowej w sportach olimpijskich. Rosjanie nie zgadzają się z tą karą, więc WADA oddała sprawę do Trybunału Arbitrażowego. Jeśli Trybunał utrzyma karę bez zmian, to rosyjscy sportowcy, wprawdzie bez własnej flagi, będą mogli w igrzyskach uczestniczyć. Jako sportowcy neutralni, oczywiście pod warunkiem, że nie byli zamieszani w skandale dopingowe ostatnich lat.

Ale rosyjscy lekkoatleci są w innej sytuacji niż reszta sportowców z ich kraju. Dużo gorszej. Bo w przypadku lekkiej atletyki na aferę dotyczącą bazy danych laboratorium w Moskwie nałożył się jeszcze inny skandal. Władze rosyjskiego związku lekkoatletycznego zostały zdyskwalifikowane za udział w tuszowaniu wpadki dopingowej skoczka wzwyż Daniła Łysienki, wicemistrza świata z 2017 r.

W ten sposób Rosja zmarnowała kolejną szansę na przywrócenie swojego związku lekkoatletycznego w prawach członkach światowej federacji. IAAF (w międzyczasie zmieniła nazwę na World Athletics) zawiesiła Rosję w 2015 roku i od tamtej pory już kilkanaście razy odmawiała jej powrotu na pełnych prawach, ponieważ nie widziała determinacji do zmian. A sportowców z Rosji dopuszczała do startu tylko jako neutralnych. Ale i to się jeszcze może zmienić na gorsze. Władze światowej lekkoatletyki są w ostatnich latach najostrzejsze i najbardziej konsekwentne w karaniu Rosji za doping. A rosyjscy działacze nadal reagują tak, jak przyzwyczaili przez lata: broniąc swoich i mówiąc o spisku.

Dlatego proces przywracania praw rosyjskiej federacji został na razie zupełnie wstrzymany. Podobnie jest z systemem dopuszczania Rosjan do startu jako sportowców neutralnych: od czasu ujawnienia afery z tuszowaniem wpadki Łysienki ta procedura jest wstrzymana. Nie wiadomo kiedy zostanie wznowiona. World Athletics czeka z tą decyzją na opinię Athletic Integrity Unit, czyli istniejącego od niedawna ciała śledczo-dyscyplinarnego. A z kolei Athletic Integrity Unit musi najpierw przeanalizować odpowiedź rosyjskiego związku na stawiane mu zarzuty. Więc i sportowcy z Rosji czekają, bez pewności, że furtka do wzięcia udziału w międzynarodowych zawodach pod neutralną flagą pozostanie uchylona. Dla wielu lekkoatletów z Rosji to byłyby już drugie igrzyska z rzędu w których nie mogli wystartować. W Rio de Janeiro mieli jeszcze prawo do rywalizacji pod własną flagą, ale kryteria antydopingowej weryfikacji były tak surowe (określona liczba testów przeprowadzonych podczas zagranicznych zawodów), że z całej rosyjskiej ekipy lekkoatletycznej spełniła je tylko skacząca w dal Daria Kliszyna. Panująca od 2015 roku w skoku wzwyż Marija Łasickiene, już trzykrotna z mistrzyni świata, tylko pierwszy ze złotych medali zdobyła dla Rosji, pozostałe dwa jako ANA, czyli Authorised Neutral Athlete. I jeszcze nigdy nie startowała w igrzyskach.

Zabawa w kotka i myszkę

Dotychczasowa chronologia rosyjskich przewin i ich konsekwencji przypomina zabawę w kotka i myszkę. Rosja mogła wyjść z tego impasu już wiele razy. Wystarczyło przyznać się do dawnych win i zacząć od nowa. Tylko tyle, ale dla szefów rosyjskiej lekkoatletyki - aż tyle. Zawieszenie trwa już ponad cztery lata. W tym czasie Rosjanie niestrudzenie zgłaszali do IAAF kolejne wnioski o przywrócenie praw. Udowadniali, że pozbyli się zamieszanych w doping osób, zwracali uwagę, że akredytację odzyskało nawet rosyjskie laboratorium antydopingowe (kilka dni temu znów zostało zawieszone przez WADA, tym razem tymczasowo), prosili o zaufanie. A w tym samym czasie kamery jednej z międzynarodowych agencji informacyjnych nagrywały, jak zdyskwalifikowany przez światowe władze trener (w tym przypadku chodziło o Władimira Mochniewa, ale przykładów jest więcej) dalej pracuje ze sportowcami.

Gdy po tym wszystkim wyszło na jaw, że najwyżsi rangą rosyjscy działacze zaangażowali się w nieuczciwe ratowanie Łysienki, to było jak policzek dla tych wszystkich, którzy uważali, że Rosji trzeba znowu dać szansę. I kolejny argument dla tych, którzy wzywają, żeby nie tylko Rosji nie odwieszać, ale po prostu ją wyrzucić ze struktur światowej lekkoatletyki. I przyjąć znowu, gdy już będzie naprawdę gotowa.

Przypomnijmy: Athletics Integrity Unit, odpowiedzialny za walkę z dopingiem i korupcją w lekkoatletyce, zawiesił w sprawie Łysienki siedem osób, w tym prezesa rosyjskiej federacji Dmitrija Szliachtina. Wszyscy są podejrzani o utrudnianie śledztwa antydopingowego w sprawie skoczka. Dyrektor związku Aleksander Parkin, Łysienko, a także jego trener Jewgienij Zagorułko próbowali za pomocą fałszywych dokumentów obronić zawodnika przed zarzutem powtarzającego się unikania kontroli antydopingowych (grozi za to taka kara jak za normalną dopingową wpadkę). Szefowie Łysienki pokazali, że nadal najważniejsze jest dla nich, żeby obronić kogoś, kto ma szanse na medal (nawet zdobyty oficjalnie nie dla Rosji) niż bronić interesu czystych sportowców.

Wykluczenie zupełne?

Dlatego nie jest wykluczone, że World Athletics przestanie się w ogóle bawić w półśrodki i nie wznowi dopuszczania Rosjan jako zawodników neutralnych. Marija Łasickiene nie może mieć nawet  pewności czy podczas rozgrywanych już w marcu halowych mistrzostw świata w Nankinie będzie mogła bronić tytułu wywalczonego przed dwoma laty w Birmingham. Wtedy złoto zdobyła jako Authorised Neutral Athlete. Łasickiene od dawna jest najgłośniejszym rosyjskim krytykiem rodzimych działaczy lekkoatletycznych. Teraz jest nawet gotowa pozwać związek, lub niektórych jego przedstawicieli, jeśli ucieknie jej zimowy sezon i możliwość startu na mistrzostwach w Chinach. A potem na igrzyskach w Tokio.

- Kto wtedy zrekompensuje mi moje straty? Począwszy od strat wizerunkowych? - pyta Łasickiene. - A są też straty moralne i finansowe - zaznaczyła. Dodała, że bez międzynarodowych startów jej sponsor zapewne obniży jej wynagrodzenie. Łasickiene nie może też zrozumieć, dlaczego rosyjski związek dalej brnie w oszustwa.

- Wszyscy obserwowali nas z każdej strony. Jak oni mogli pozwolić, by coś takiego znów się wydarzyło? - dziwi się kolejnym krętactwom. - To kompletny bałagan i lekceważenie wszystkich sportowców. Nikt za to nawet do tej pory nie przeprosił - zauważa w rozmowie z agencją Reutera. I nie ma również żadnych złudzeń wobec przyszłości związku lekkoatletycznego. Właśnie trwa walka o to, kto będzie jego nowym prezesem. - A kandydują ludzie - mówi Łasickiene - którym nie ufam.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.