Polska lekkoatletyka po MŚ Doha 2019: koło fortuny

Nasi młociarze zdobyli na mistrzostwach świata w Dosze złoto, srebro i brąz. Wywalczyli połowę polskich medali, mimo że nie startowała Anita Włodarczyk. Imponujące. Polska lekkoatletyka silna jest wciąż tym wszystkim, co się dzieje w kole, ale to nie tak, że poza kołem nie ma życia. - Jesteśmy bardzo zadowoleni, to były udane mistrzostwa. Oczywiście były wpadki, ale sukcesów było więcej i świetny był styl, w jakim je osiągaliśmy. W skali 1-6 to była dla nas impreza na 4,5 - podsumowuje Tomasz Majewski, wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.
Zobacz wideo

Złoto dla Pawła Fajdka, srebro dla Joanny Fiodorow i brąz dla Wojciecha Nowickiego. Z sześciu medali możliwych do wywalczenia w młocie polska szkoła wzięła sobie trzy. No dobrze, z siedmiu medali, bo przecież po konkursie mężczyzn mieliśmy w Dosze coś w rodzaju filmu Barei i w efekcie jury przyznało dwa brązowe medale. Tak czy inaczej, młociarze swoje zrobili. Po raz kolejny. A reszta 44-osobowej kadry? Przy młociarzach wypadła średnio.

Nie jesteśmy mocarstwem, ale jesteśmy młociarstwem

Dwa lata temu w Londynie: cztery z ośmiu. Na igrzyskach w Rio w 2016 roku dwa z trzech, do tego mnóstwo zdobyczy na wcześniejszych imprezach, kto nie wierzy niech sprawdza. - Natłukliśmy tych medali całą górę - cieszy się Fajdek. Ale czterokrotny mistrz świata denerwuje się, że IAAF traktuje rzut młotem jak konkurencję drugiej kategorii. Zapytany co powie szefowi światowej lekkoatletyki, jeśli spotka go odbierając swój medal użył nawet niecenzuralnego słowa. 

Młot i inne konkurencje siłowe rzeczywiście nie są tak popularne jak biegi czy skoki. Ale czy powinniśmy się przejmować, że finał 100 metrów zawsze będzie miał większą oglądalność niż finał rzutu młotem? No, może prawie zawsze, bo w Dosze tak nie było.

Lekkoatletyka wygląda tak: mocni niemal we wszystkim są Amerykanie, a reszta szuka swoich specjalizacji. Jamajczycy mają przede wszystkim sprinty, Kenijczycy i inne afrykańskie narody mają biegi średnie i długie. Tak, oni mają trochę lepiej, emocje przeżywają tam, gdzie widowisko jest bardziej spektakularne. Ale popatrzmy szerzej - czy Holendrzy się smucą, że są w czołówce klasyfikacji medalowej zimowych igrzysk dzięki panczenistom, a nie dzięki narciarzom pędzącym w supergigancie? Albo czy Węgrzy szukają dziury w całym, wiedząc, że od zawsze uznanie ich olimpijskim występom przynoszą prawie wyłącznie wyniki w sportach wodnych?

Mamy swoje koło fortuny i cieszmy się, że je mamy. Poza Fajdkiem, Fiodorow i Nowickim, którzy wypracowali nam dobry dorobek w Dosze, są jeszcze: Anita Włodarczyk (multimedalistka imprez wszelkich) i Malwina Kopron (ma już brąz w młocie z MŚ 2017, w Dosze była mocna, ale spaliła się w kwalifikacjach). A poza młociarzami w kole dowody mocy dają też kulomioci Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki (tym razem medale były nie dla nich, ale obaj są w ścisłej światowej czołówce) i dyskobole z wciąż dającym nadzieje na sukces, choć teraz mocno rozgoryczonym Piotrem Małachowskim. 
Jeśli wrócimy do liczb i popatrzymy nie tylko na młot, ale na koło, to okaże się, że na igrzyskach w Rio Polska zdobyła w rzutach wszystkie swoje krążki (złoto Włodarczyk, srebro Małachowskiego i brąz Nowickiego). W sporcie nie ma nic pewnego, to truizm, ale chyba możemy być spokojni, że ktoś z wymienionego wyżej grona za 10 miesięcy zdobędzie dla Polski medal igrzysk w Tokio. Raczej można być spokojnym, że tych osób będzie więcej niż jedna. Przecież to są ludzie, którzy cały czas potwierdzają klasę. Jak mówi Fajdek - regularnie tłuką medale. - Tak, mamy w naszej lekkoatletyce ludzi, którzy są na najlepszym kursie. Weźmy Fajdka, on ma taką pewność i taki spokój, że teraz już naprawdę pojedzie na igrzyska jak po swoje. Wyobrażam sobie, że przegrać finał w Tokio może tylko z Wojtkiem Nowickim - mówi Majewski.

Być jak Aniołki

Co poza kołem? Jest życie i poza nim. Piotr Lisek w skoku o tyczce zdobył srebro dwa lata temu, brąz na MŚ 2015 i brąz teraz. Sztafeta kobiet 4x400 m w Londynie miała brąz, a teraz w imponującym stylu zdobyła wicemistrzostwo, aż o prawie trzy sekundy bijąc rekord Polski. Drużyna Aleksandra Matusińskiego to wzór do naśladowania. Dzięki mocy dziewczyn sztafeta mix była w Dosze piąte i pokazała, że za rok w Tokio może walczyć o medal. Justyna Święty-Ersetic i Iga Baumgart-Witan zostały pierwszymi w historii MŚ polskimi finalistkami indywidualnego biegu na 400 m. "Aniołki Matusińskiego" sprawiły, że znów na poważnie liczymy się w sprincie.

A mamy się czym pochwalić i na średnich dystansach. Cały czas jest Adam Kszczot, wicemistrz świata z 2015 i 2017 roku, który teraz formę zgubił, ale od razu zapowiedział, że zrobi wszystko, by do Tokio ją odnaleźć. 

Jest Marcin Lewandowski, którzy starzeje się piękniej niż można było marzyć i w Dosze dobiegł do swojego pierwszego w karierze medalu mistrzostw świata na stadionie. 

Cztery medale w Tokio?

Polska lekkoatletyka jest potężna w skali Europy, a jej potęga nie przenosi się na arenę światową, bo i Europa znaczy na tym wielkim rynku coraz mniej.

Ale też nie jest tak, że na świecie wartościowi nie jesteśmy, że się nie liczymy. W klasyfikacji medalowej w Dosze zajęliśmy 11. miejsce. Z Europy lepsze od nas były:

  • - szósta Wielka Brytania z dwoma medalami złotymi i trzeba srebrnymi
  • - siódme Niemcy z dwoma złotami i czterema brązami
  • - dziewiąta Holandia z tylko dwoma krążkami, ale złotymi

Tym razem wypadliśmy gorzej niż na MŚ 2015 i 2017. Wtedy mieliśmy po osiem krążków i odpowiednio: szóstą oraz ósmą pozycję w medalowych tabelach. Ale po tym, co zobaczyliśmy na katarskich mistrzostwach, możemy wnioskować, że w momencie najważniejszej próby, czyli igrzysk, będzie nas stać na wypracowanie zadowalającego wyniku. Co byłoby nim w Tokio? - Trzeba studzić nastroje, bo igrzyska to impreza wyjątkowa. Każdy z naszych zawodników do 100 procent dawanych z siebie teraz będzie musiał dołożyć jeszcze 30. Przed najbliższe miesiące każdy musi pracować mocniej niż kiedykolwiek, musi być zdeterminowany jak nie był nigdy, bo rywale na całym świecie też najbardziej marzą o olimpijskim podium. Przygotowujemy się optymalnie i wierzę, że wypadniemy lepiej niż w Rio - mówi Majewski.

Dwukrotny mistrz olimpijski liczbami operuje niechętnie. Ale twierdzi, że tym razem matematyka będzie dla nas lepsza niż w Rio. Tam polska lekkoatletyka zdobyła trzy medale, co było wynikiem rozczarowującym po aż ośmiu krążkach wywalczonych na MŚ 2015. - Teraz z sześciu medali w Dosze w Tokio zrobią się cztery - prognozuje wiceprezes PZLA.

Więcej o:
Copyright © Agora SA