Polski trener mistrza świata: To był najważniejszy moment mistrzostw dla Kataru. A ludzie sobie poszli

- Mutaz jest tu urodzony, wychowany, dla niego takie sytuacje to normalka - mówi Stanisław Szczyrba, gdy pytamy czy mistrz świata w skoku wzwyż Mutaz Barshim bardzo się zmartwił, że przełożono jego medalową dekorację. Polski trener w rozmowie ze Sport.pl opowiada o dziwnym Arabie, z którym rozmawiał w piątek, o tym jak świętują Katarczycy i o gorącym mleku i białej kapuście zamawianych przez Mutaza.

Triumf Mutaza Essy Barshima w skoku wzwyż był wydarzeniem piątku na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Dosze. Piątek przyniósł też jedną z najdziwniejszych sytuacji tych mistrzostw. O zwycięstwie Barshima i o dekoracji, której nie miał, a także o wielu innych rzeczach, rozmawiamy z trenerem Szczyrbą.

Stanisław Szczyrba: Zgodziłem się porozmawiać, ale za bardzo to ja mówić nie lubię. Mogę trochę o Mutazie. Co chce pan wiedzieć?

Łukasz Jachimiak: Proszę opowiedzieć, jak Katarczycy świętują złoty medal mistrzostw świata.

- Szczerze powiem: nie świętują.

Jak to? Przecież gdy Mutaz został mistrzem świata, ważni kibice zbiegli z trybun, żeby się z nim wyściskać. Wyściskali się i koniec? Nic się później nie działo?

Później wróciliśmy do hotelu. Mutaz siedział w pokoju i ja też siedziałem w pokoju. Nic nie robiliśmy. W końcu poszliśmy spać.

Nie ma w Was wielkiej radości?

- Jest, a była nawet ogromna. Był moment wybuchu radości, aż człowieka unosiło. Ale w końcu to mija. O co jeszcze chce pan zapytać?

Chcę wiedzieć jak przeżyliście dekorację, która się nie odbyła, mimo że medaliście stali przed podium i czekali. Może to ta sytuacja sprawiła, że radość w Was przygasła?

- Na stadionie był problem z nagłośnieniem, ale to nie dlatego nie dało się zrobić dekoracji. Po prostu ludzie sobie poszli. I organizatorzy nie chcieli robić dekoracji bez publiki. Powiedzieli nam krótko: "Dekoracja jutro".

Dziwna sytuacja. Zastanawiające, że ludzie przyszli oglądać swojego największego sportowego bohatera, a nie wiedzieli, że tego samego wieczoru ma dostać medal.

- Nie chcę tego komentować.

Proszę powiedzieć, jak to komentował Mutaz. Bardzo przykro mu było?

- Nie, w ogóle. On jest tu urodzony, wychowany, dla niego takie sytuacje to normalka. Tu z pięciu minut robi się 15, tu ciągle wszystko się zmienia.

Zauważyliście, jak w piątek zmienił się stadion Chalifa? Po raz pierwszy na mistrzostwach trzeba było zdjąć z trybun reklamy, żeby udostępnić miejsca widzom.

- Tak, dla Katarczyków to był najważniejszy moment mistrzostw. Tu nas ani trochę nie zaskoczyli.

Czyli Barshim ciągle znaczy dużo więcej niż płotkarz Abderrahman Samba, który na 400 metrów pobiegł po brąz, ale wszystko działo się przy pustawych trybunach?

- To inna skala popularności. Dla Samby jeszcze przyjdzie czas. To jest fantastyczny chłopak. Trochę nieszczęścia go ostatnio spotkało, miał kontuzję, nie trenował przez kilka miesięcy, ale wrócił, udowodnił, że jest przyszłościowym zawodnikiem. Mutaz musi się starać, żeby się obronić jako pierwsza gwiazda katarskiego sportu. Na razie prowadzi zdecydowanie, ma już dwa złote medale mistrzostw świata, a Samba ma na razie tylko brąz.

Mutaz ma też dwa medale olimpijskie. Ze wszystkich pięciu, jakie w historii zdobył Katar.

- A ja mam trzy, pierwszy z tyczkarką Valą Flosadottir z Islandii. Ale mówmy o Mutazie.

Kiedy Pan mówił o Sambie, że miał kontuzję, że nie trenował kilka miesięcy, ale wrócił i pokazał klasę, to miałem wrażenie, że mówi Pan o swoim zawodniku. Bał się Pan, jak Barshim wypadnie u siebie? Podchodząc do startu miał przecież dopiero 29. wynik sezonu na świecie.

- Trzy tygodnie temu Mutaz nie mógł skoczyć nawet 2,30. Trzy razy startował w zawodach. Raz nie zaliczył żadnej wysokości, dwa razy skończył na 2,27. To były wszystkie tegoroczne starty Mutaza, nic więcej. Nie szło.

Na treningach też nie szło?

- Oszczędzaliśmy go, bardzo uważaliśmy.

"Szkoda, że po skoczeniu 2,37 i wygraniu nie zaatakował rekordu świata" - spotkał się Pan z taką opinią? Ja tak.

- Tak, każdy może komentować po swojemu. Tyle.

Za duże byłoby ryzyko, prawda?

- Oczywiście. Tak musieliśmy ustawić skoki, tak dobrać taktykę, żeby Mutaz wytrzymał dwie-trzy godziny konkursu, żeby nagle nie wyszło, że jest z niego dętka. Wytrzymał, bo dobrze taktycznie wszystko ustaliliśmy.

Bardzo się Pan denerwował, gdy Mutaz dopiero w trzeciej próbie przeskoczył 2,33 m? Bo on chyba wcale?

- Ja też nie, bo co ja mogłem zrobić? Dałem mu techniczne wskazówki i czekałem. A on ma to, co u Katarczyków jest typowe - luźno sobie podchodzi do sprawy. Taki jest ich styl. Nasz jest trochę inny.

Ale naszego stylu Pan go uczył, on do dziś wspomina biegowe kary, jakie od Pana dostawał.

- To był jeden z elementów wychowania Katarczyków na mój sposób. Za każdą minutę spóźnienia było jedno karne kółeczko. Rekord Mutaza to 18 okrążeń wokół stadionu. Różne metody stosowałem, żeby ich zdyscyplinować. A najlepiej działało, gdy mówiłem tak: "Nie zrobisz tego, to jutro mnie tu nie ma". Nie kłamałem, w każdej chwili mogłem wrócić do Szwecji. Zostawiłem tam 36 zawodników. Dobrych zawodników. I wyjechałem do Kataru.

Decydowały dobre pieniądze?

- Byłem od lat znany jako dobry trener skoku wzwyż, Katar mnie chciał, odbyły się normalne negocjacje i się dogadaliśmy. Ważne było, że już po paru ruchach Mutaza wiedziałem, że mogę z nim pracować i osiągnę sukces. Po latach ma się oko do talentu, skoczności, gibkości.

Ale Pana ściągano do innego zawodnika.

- Tak, do prawdziwego, rdzennego Katarczyka. Chcieli żebym z niego zrobił mistrza. Nie mieli rozeznania. Z Mutazem przez rok zrobiłem tyle, że z wyniku 2,14 życiówkę wyniósł na poziom 2,31 m. A później szło po parę centymetrów w górę.

Teraz prowadzi Pan tylko Mutaza?

- Tak. Na początku było ich czterech, ale po kolei wszystkich wyrzucałem, aż został tylko Mutaz. Na tak wysokim poziomie musiałem być maksymalnie skoncentrowany, nie mogłem się z innymi użerać.

Słyszałem, że dużo nerwów Was obu kosztował ostatni rok. Źle czy bardzo źle było z nogą Mutaza, którą trzeba było zoperować po nieudanym ataku na rekord świata?

- Zacznijmy od tego, że bieżnia na Węgrzech była wadliwa, ruchoma. Mutaz stawiał stopę, żeby się odbić, a stopa kilka centymetrów jechała. Wielka szkoda, bo wtedy pobiłby rekord Sotomayora [2,45 z 1993 roku].

Trener Krzysztof Kaliszewski opowiadał mi, że przed tym felernym skokiem na 2,46 Barshim przeskoczył 2,40 z takim zapasem, że i na 2,50 by wystarczyło.

- Dokładnie tak było. Czuł się świetnie, mielibyśmy ten rekord.

Chyba nic straconego? Mistrz ma dopiero 28 lat, za rok igrzyska olimpijskie - nie ma lepszej motywacji do ciężkiej pracy.

- Tak, dynamika w tym wieku jest najlepsza, a ze stopą jest w porządku, co Mutaz udowodnił, wygrywając teraz w Dosze. To nie była aż tak strasznie duża kontuzja.

Dlaczego w tym momencie dr Marek Prorok kręci głową i robi dziwne miny?

- No dobrze, Mutaz był mocno kontuzjowany.

- Miał zerwane cztery więzadła - dodaje dr Prorok.

I ścięgno Achillesa?

- Nie. Był kontuzjowany. A jak, to nie ma znaczenia. Kontuzjowny i wystarczy. Co dalej?

No właśnie - co dalej? Igrzyska to ostatnia rzecz, której z Barshimem nie wygraliście. Któremu z Was zależy bardziej?

- Dla mnie to będą ostatnie igrzyska. I to będzie mój ostatni rok w sporcie. Mutaz chce, żebyśmy pracowali razem przez kolejne lata, ale mi już lat w trenerce wystarczy. Przepracowałem tak 54 lata. Już dziękuję. Przez te 54 lata pracowałem dzień w dzień, wyobraża pan sobie? Nie miałem wolnego. Wystarczy mi, naprawdę.

Nie jeździł Pan na wakacje?

- Nie.

Zna Pan Vitala Heynena?

- Tak, kojarzę.

Słyszał Pan, że on pracuje przez 360 dni w roku, a odpoczywa przez pięć?

- Rozumiem to. I w Szwecji, i na Islandii tak pracowałem, i teraz tak działam w Katarze.

Czas tu spędzony to Pana najlepsze lata?

- Pod względem sukcesów? Tak.

A prywatnie?

- Mieszkam z rodziną, więc nie narzekam. Syn prowadzi skoczków wzwyż z katarskiej grupy młodzieżowej i jeden z jego zawodników niedawno zdobył medal mistrzostw świata juniorów. Córka mieszka w Szwecji, jestr profesorem znanego Uniwersytetu w Uppsalii. Dalej.

Szybko nauczył się Pan żyć w saunie, jak funkcjonowanie w Dosze ujął Michał Haratyk?

- Nie nauczyłem się. Przeżywam katorgę każdego lata. Jest po 50 stopni Celsjusza, a ja muszę codziennie wytrzymać na stadionie, na treningu dwie godziny. Ale czego się nie robi dla pieniędzy, nie?

Prezes PZLA: My mamy się pokazać na mistrzostwach świata, a nie w Bydgoszczy

Zobacz wideo

Są aż tak duże?

- To są legendy.

Nie było tak, że 10 lat temu Pan rozmyślał czy przyjąć katarską ofertę, a Katarczycy chcąc pomóc panu podjąć decyzję powiedzieli "Dorzucamy dom"?

- To nie jest mój dom. Dostałem dom do mieszkania. Federacja ma kilka domów i jeden mi wypożyczyła. Dlatego nie lubię wywiadów - ktoś ze mną ileś lat temu rozmawiał, ja mu coś opowiedziałem, a on napisał po swojemu, a nie jak było naprawdę.

To prawda, że biegle mówi Pan po arabsku? Podobo po złocie Mutaza rozmawiał Pan z arabską telewizją.

- Ha, ha, ha, a to dobre.

Nieprawda?

- Rozmawiał ze mną Polak przebrany za Araba. Pytam go: "A co ty robisz w takim przebraniu?" A on na to: "A co, nie wolno mi się tak ubrać?". Rozmawialiśmy sobie po polsku, ale jak ktoś nie słyszał, to rzeczywiście mógł uznać, że mówimy po arabsku. Ja po arabsku umiem cztery słowa. Nie, pięć. Jak do Kataru przyjechałem, to miałem 70 lat. Za późno, żeby się uczyć.

W tym roku skończył pan 73 lata, coś się nie zgadza w rachunkach.

- A tam, pięć lat w jedną czy drugą stronę - co za różnica? I tak za dużo już w głowie było obcych języków.

Jakie pan zna?

- Mówię po rosyjsku, dukam po angielsku, bardzo dobrze znam szwedzki. Ale to normalne, mam nawet szwedzkie obywatelstwo.

Szwedzi mówią, że Pan jest ich.

- Wolno im!

Nam też wolno?

- Jak najbardziej, oczywiście. Po polsku cały czas mówię najlepiej.

A jak z polskim radzi sobie Mutaz?

- Dużo, dużo lepiej niż ja z arabskim. Bije mnie na głowę. Czasami strzela takimi słowami i zwrotami, że się bardzo dziwię. Na przykład: "Białą kapustę poproszę". A jeszcze chętniej i częściej: "Poproszę gorące mleko" - to jest jego ulubiony polski zwrot.

W Spale się nauczył?

- Tak, myśmy tam siedzieli wiele razy, nawet po trzy-cztery miesiące.

Artur Partyka to idol Mutaza, bo Pan go na skokach Partyki uczył, czy wcześniej Barshim upodobał sobie akurat Polaka?

- Wcześniej. Interesował się skokiem wzwyż i znał Partykę jako wybitnego zawodnika. Od początku chciał być jak Artur. Partyka jeszcze długo będzie znany.

Doczekamy się za jakiś czas skoczka podobnej klasy?

- Nie chcę o tym rozmawiać.

Poruszmy inny trudny temat - Mutaz nie jest tu traktowany jak rdzenny Katarczyk, mimo że urodził się w Dosze? Trener Kaliszewski mówił mi, że mistrzowi dano obywatelstwo, ale jego bliskim nie.

- Będzie musiał jeszcze poczekać na pełne uznanie. Oni łatwo nie dają obywatelstwa.

- Mutaz dostał - wtrąca się dr Prorok.

- Ale jego rodzina nie - mówi trener Szczyrba.

- Rodzina miała dostać, jeśli Mutaz wywalczy złoty medal olimpijski w Rio - odpowiada dr Prorok.

Zdobył srebrny.

- Tylko srebrny - mówi dr Prorok.

Czytałem, że kiedy piłkarska kadra Kataru zdobyła mistrzostwo Azji, to każdy zawodnik dostał w nagrodę dwa miliony dolarów, dożywotnią pensję wypłacaną co miesiąc, apartament w Londynie i lexusa. Piłkarze i w Katarze są nagradzani lepiej niż inni sportowcy?

- Tak, tutaj też nikt nie osiągnie takiego pieniężnego uznania.

A piłkarze wypełniliby stadion tak jak to zrobił Barshim?

- Wypełniliby, tu też się wszystko kręci dookoła piłki. Zobaczycie w 2022 roku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.