Triumf Mutaza Essy Barshima w skoku wzwyż był wydarzeniem piątku na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Dosze. Piątek przyniósł też jedną z najdziwniejszych sytuacji tych mistrzostw. O zwycięstwie Barshima i o dekoracji, której nie miał, a także o wielu innych rzeczach, rozmawiamy z trenerem Szczyrbą.
Stanisław Szczyrba: Zgodziłem się porozmawiać, ale za bardzo to ja mówić nie lubię. Mogę trochę o Mutazie. Co chce pan wiedzieć?
- Szczerze powiem: nie świętują.
Później wróciliśmy do hotelu. Mutaz siedział w pokoju i ja też siedziałem w pokoju. Nic nie robiliśmy. W końcu poszliśmy spać.
- Jest, a była nawet ogromna. Był moment wybuchu radości, aż człowieka unosiło. Ale w końcu to mija. O co jeszcze chce pan zapytać?
- Na stadionie był problem z nagłośnieniem, ale to nie dlatego nie dało się zrobić dekoracji. Po prostu ludzie sobie poszli. I organizatorzy nie chcieli robić dekoracji bez publiki. Powiedzieli nam krótko: "Dekoracja jutro".
- Nie chcę tego komentować.
- Nie, w ogóle. On jest tu urodzony, wychowany, dla niego takie sytuacje to normalka. Tu z pięciu minut robi się 15, tu ciągle wszystko się zmienia.
- Tak, dla Katarczyków to był najważniejszy moment mistrzostw. Tu nas ani trochę nie zaskoczyli.
- To inna skala popularności. Dla Samby jeszcze przyjdzie czas. To jest fantastyczny chłopak. Trochę nieszczęścia go ostatnio spotkało, miał kontuzję, nie trenował przez kilka miesięcy, ale wrócił, udowodnił, że jest przyszłościowym zawodnikiem. Mutaz musi się starać, żeby się obronić jako pierwsza gwiazda katarskiego sportu. Na razie prowadzi zdecydowanie, ma już dwa złote medale mistrzostw świata, a Samba ma na razie tylko brąz.
- A ja mam trzy, pierwszy z tyczkarką Valą Flosadottir z Islandii. Ale mówmy o Mutazie.
- Trzy tygodnie temu Mutaz nie mógł skoczyć nawet 2,30. Trzy razy startował w zawodach. Raz nie zaliczył żadnej wysokości, dwa razy skończył na 2,27. To były wszystkie tegoroczne starty Mutaza, nic więcej. Nie szło.
- Oszczędzaliśmy go, bardzo uważaliśmy.
- Tak, każdy może komentować po swojemu. Tyle.
- Oczywiście. Tak musieliśmy ustawić skoki, tak dobrać taktykę, żeby Mutaz wytrzymał dwie-trzy godziny konkursu, żeby nagle nie wyszło, że jest z niego dętka. Wytrzymał, bo dobrze taktycznie wszystko ustaliliśmy.
- Ja też nie, bo co ja mogłem zrobić? Dałem mu techniczne wskazówki i czekałem. A on ma to, co u Katarczyków jest typowe - luźno sobie podchodzi do sprawy. Taki jest ich styl. Nasz jest trochę inny.
- To był jeden z elementów wychowania Katarczyków na mój sposób. Za każdą minutę spóźnienia było jedno karne kółeczko. Rekord Mutaza to 18 okrążeń wokół stadionu. Różne metody stosowałem, żeby ich zdyscyplinować. A najlepiej działało, gdy mówiłem tak: "Nie zrobisz tego, to jutro mnie tu nie ma". Nie kłamałem, w każdej chwili mogłem wrócić do Szwecji. Zostawiłem tam 36 zawodników. Dobrych zawodników. I wyjechałem do Kataru.
- Byłem od lat znany jako dobry trener skoku wzwyż, Katar mnie chciał, odbyły się normalne negocjacje i się dogadaliśmy. Ważne było, że już po paru ruchach Mutaza wiedziałem, że mogę z nim pracować i osiągnę sukces. Po latach ma się oko do talentu, skoczności, gibkości.
- Tak, do prawdziwego, rdzennego Katarczyka. Chcieli żebym z niego zrobił mistrza. Nie mieli rozeznania. Z Mutazem przez rok zrobiłem tyle, że z wyniku 2,14 życiówkę wyniósł na poziom 2,31 m. A później szło po parę centymetrów w górę.
- Tak. Na początku było ich czterech, ale po kolei wszystkich wyrzucałem, aż został tylko Mutaz. Na tak wysokim poziomie musiałem być maksymalnie skoncentrowany, nie mogłem się z innymi użerać.
- Zacznijmy od tego, że bieżnia na Węgrzech była wadliwa, ruchoma. Mutaz stawiał stopę, żeby się odbić, a stopa kilka centymetrów jechała. Wielka szkoda, bo wtedy pobiłby rekord Sotomayora [2,45 z 1993 roku].
- Dokładnie tak było. Czuł się świetnie, mielibyśmy ten rekord.
- Tak, dynamika w tym wieku jest najlepsza, a ze stopą jest w porządku, co Mutaz udowodnił, wygrywając teraz w Dosze. To nie była aż tak strasznie duża kontuzja.
- No dobrze, Mutaz był mocno kontuzjowany.
- Miał zerwane cztery więzadła - dodaje dr Prorok.
- Nie. Był kontuzjowany. A jak, to nie ma znaczenia. Kontuzjowny i wystarczy. Co dalej?
- Dla mnie to będą ostatnie igrzyska. I to będzie mój ostatni rok w sporcie. Mutaz chce, żebyśmy pracowali razem przez kolejne lata, ale mi już lat w trenerce wystarczy. Przepracowałem tak 54 lata. Już dziękuję. Przez te 54 lata pracowałem dzień w dzień, wyobraża pan sobie? Nie miałem wolnego. Wystarczy mi, naprawdę.
- Nie.
- Tak, kojarzę.
- Rozumiem to. I w Szwecji, i na Islandii tak pracowałem, i teraz tak działam w Katarze.
- Pod względem sukcesów? Tak.
- Mieszkam z rodziną, więc nie narzekam. Syn prowadzi skoczków wzwyż z katarskiej grupy młodzieżowej i jeden z jego zawodników niedawno zdobył medal mistrzostw świata juniorów. Córka mieszka w Szwecji, jestr profesorem znanego Uniwersytetu w Uppsalii. Dalej.
- Nie nauczyłem się. Przeżywam katorgę każdego lata. Jest po 50 stopni Celsjusza, a ja muszę codziennie wytrzymać na stadionie, na treningu dwie godziny. Ale czego się nie robi dla pieniędzy, nie?
Prezes PZLA: My mamy się pokazać na mistrzostwach świata, a nie w Bydgoszczy
- To są legendy.
- To nie jest mój dom. Dostałem dom do mieszkania. Federacja ma kilka domów i jeden mi wypożyczyła. Dlatego nie lubię wywiadów - ktoś ze mną ileś lat temu rozmawiał, ja mu coś opowiedziałem, a on napisał po swojemu, a nie jak było naprawdę.
- Ha, ha, ha, a to dobre.
- Rozmawiał ze mną Polak przebrany za Araba. Pytam go: "A co ty robisz w takim przebraniu?" A on na to: "A co, nie wolno mi się tak ubrać?". Rozmawialiśmy sobie po polsku, ale jak ktoś nie słyszał, to rzeczywiście mógł uznać, że mówimy po arabsku. Ja po arabsku umiem cztery słowa. Nie, pięć. Jak do Kataru przyjechałem, to miałem 70 lat. Za późno, żeby się uczyć.
- A tam, pięć lat w jedną czy drugą stronę - co za różnica? I tak za dużo już w głowie było obcych języków.
- Mówię po rosyjsku, dukam po angielsku, bardzo dobrze znam szwedzki. Ale to normalne, mam nawet szwedzkie obywatelstwo.
- Wolno im!
- Jak najbardziej, oczywiście. Po polsku cały czas mówię najlepiej.
- Dużo, dużo lepiej niż ja z arabskim. Bije mnie na głowę. Czasami strzela takimi słowami i zwrotami, że się bardzo dziwię. Na przykład: "Białą kapustę poproszę". A jeszcze chętniej i częściej: "Poproszę gorące mleko" - to jest jego ulubiony polski zwrot.
- Tak, myśmy tam siedzieli wiele razy, nawet po trzy-cztery miesiące.
- Wcześniej. Interesował się skokiem wzwyż i znał Partykę jako wybitnego zawodnika. Od początku chciał być jak Artur. Partyka jeszcze długo będzie znany.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Będzie musiał jeszcze poczekać na pełne uznanie. Oni łatwo nie dają obywatelstwa.
- Mutaz dostał - wtrąca się dr Prorok.
- Ale jego rodzina nie - mówi trener Szczyrba.
- Rodzina miała dostać, jeśli Mutaz wywalczy złoty medal olimpijski w Rio - odpowiada dr Prorok.
- Tylko srebrny - mówi dr Prorok.
- Tak, tutaj też nikt nie osiągnie takiego pieniężnego uznania.
- Wypełniliby, tu też się wszystko kręci dookoła piłki. Zobaczycie w 2022 roku.