Konrad Bukowiecki walczy o złoto w mistrzostwach świata strongmanów

Darlan Romani ma aparycję Ryszarda Kalisza, a siłę większą niż Mariusz Pudzianowski w szczytowym momencie kariery strongmana. Ryan Crouser i Tomas Walsh ustępują Brazylijczykowi nieznacznie, jeśli w ogóle. Czy w tym towarzystwie porządnie się zakręci i zamiesza Konrad Bukowiecki, człowiek, który chciał być bokserem, ale okazał się zbyt wrażliwy na krzywdę, którą wyrządzał przeciwnikom? W sobotę na lekkoatletycznych MŚ w Dosze finał pchnięcia kulą. Relacja na żywo na Sport.pl od godziny 19:05.

To najlepsze tegoroczne wyniki na świecie.

  • 22,74 Ryan Crouser
  • 22,61 Darlan Romani
  • 22,44 Tomas Walsh
  • 22,35 Darren Hill
  • 22,32 Michał Haratyk
  • 22,31 Joe Kovacs
  • 22,25 Konrad Bukowiecki
  • 22,22 Bob Bertemes

Aż ośmiu ludzi posłało kulę poza granicę 22 metrów. Aż ośmiu uzyskało rezultaty lepsze od tego, którym dwa lata temu w Londynie złoto mistrzostw świata zdobył Walsh (22,03). To najmocniejszy w historii rok tej konkurencji. Crouserowi brakuje już tylko 38 cm do rekordu świata ustanowionego w 1990 roku, czyli w czasach, o których lepiej zapomnieć.

"Wyciska, wybija, nie mam pojęcia, jak to robi"

Czy współcześni gladiatorzy też się koksują? - Wpadek dopingowych w kuli nie było od dawna. A na pewno nie wśród gwiazd. To pokazuje, że jest dobrze - ucina Tomasz Majewski, dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą, który teraz jest wiceprezesem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

Fachowcy podkreślają ogromny rozwój techniki. W parze z nią idą ogromne obciążenia, które nakładają na siebie najlepsi. - Najlepszy jest Darlan Romani. On podobno 300 kg wyciska. Wyciska, wybija, nie mam pojęcia, jak to robi, ale doszły mnie takie słuchy - mówi nam Haratyk. - Crouser ma niewiele gorszą życiówkę - dodaje Majewski. Dla porównania: rekord życiowy Mariusza Pudzianowskiego w wyciskaniu wynosi 295 kg. A przecież to "Pudzian" przez lata był jednogłośnie okrzykiwany najsilniejszym człowiekiem świata.

"Pchnie rekord. Na brąz może wystarczy"

Oczywiście kula to kombinacja. - Konrad jest bardzo mocny, dużo mocniejszy siłowo ode mnie. Tylko kwestia jest tego, czy złapie dobrze nogi i wyczeka z górą - tłumaczy Haratyk. Nie wytłumaczył? Nie rozjaśnił? Tak, trudno uchwycić niuanse. W każdym razie Bukowiecki na ławeczce wyciska "tylko" 250 kg, Haratyk "zaledwie" 210, a i tak wszyscy muszą się z polską dwójką liczyć.

Niestety, akurat w sobotni wieczór z Haratykiem nie będą musieli. Ubiegłoroczny mistrz Europy w eliminacjach uzyskał tylko 20,52 m. Przegrał z kontuzjami. - Będę miał artroskopię łokcia, bo lata w nim ciało obce i uciska na nerw. Boli przy każdym zgięciu ręki. Z nadgarstkiem też trzeba działać, bo jakaś tkanka jest tam powiększona pięciokrotnie - mówi.

Jego plan jest taki: w poniedziałek powrót do Polski, we wtorek umówienie operacji. Sobotni wieczór do planu dodajemy, bo Michał zamierza oglądać, jak Konrad walczy. - Musi wszystko zgrać i pchnie rekord życiowy - jest przekonany Haratyk. Co może dać wynik powyżej 22,25 m? - Na brąz może wystarczy - odpowiada kulomiot legitymujący się życiówką 22,32.

Czasem boli, czasem nie boli

Plan Bukowieckiego jest taki, by walczyć o złoto. Mówił o tym już kilka tygodni temu. W Dosze trochę z tego typu zapowiedziami przystopował. Co nie znaczy, że traci wiarę.

- Czy robi na tobie wrażenie wynik 21,92 m Walsha z eliminacji? - pytaliśmy. Bo na nas zrobił. Przecież to było pchnięcie od niechcenia, a kula poleciała o ponad metr dalej od wymaganego minimum (20,90). Kwalifikacyjny wynik 21,92 dałby medal każdej wielkiej imprezy dotąd rozegranej.

- Nie - odpowiedział Konrad. Po prostu.

Bukowiecki nie martwił się nawet tym, że na jednym z ostatnich treningów przed przyjazdem do Dohy trochę się kontuzjował. - Czasami boli, czasami nie boli. Jak po palcach kula pójdzie, to boli. Więc staram się, żeby po palcach nie szło - tłumaczył. - Nie będę na nic zwalał. Skoro mogę zrobić ponad 21 metrów [21,16 w eliminacjach] z tak złego technicznie pchnięcia, to wiem, że jak wszystko zrobię dobrze, obszernie, luźno, to będzie naprawdę okej. Przyjechałem tu pchnąć "życiówkę" [22,25 m]. Jak pchnę, to powinienem zająć dobre miejsce - mówi.

Znokautował i się przestraszył

Dobrych miejsc Bukowiecki zajął już w życiu wiele. Rok temu był drugi na ME w Berlinie, w 2017 roku wygrał ME w hali w Belgradzie. Mistrzem świata też już był. W gronie juniorów, w 2014 roku. Wtedy miał 17 lat i wyglądał na naszą największą nadzieję, że po odejściu Majewskiego polska kula nadal będzie latać daleko. Tę kulę wybrał, choć jeszcze rok przed zdobyciem złota juniorskich MŚ nie wiedział do końca, czy nie woli dysku. W festiwalu młodzieży Europy w roku 2013 wywalczył złoto w kuli i srebro w dysku. A przed rokiem 2013 pomysłów na siebie-sportowca Konrad miał jeszcze więcej.

Ojciec, były dziesięcioboista, chciał dać synowi wybór. - Konrad od dziecka uprawiał sport, a właściwie bawił się nim. Przez cztery lata pływał, jako 12-latek zajął w korespondencyjnych mistrzostwach Polski 22. miejsce na 50 m motylkiem. Dwa lata uprawiał judo i dwa razy był mistrzem województwa. Przez rok uprawiał boks, ale po znokautowaniu przeciwnika przestraszył się, że może zrobić komuś krzywdę i zrezygnował - opowiadał kiedyś Ireneusz Bukowiecki w rozmowie ze Sport.pl. - Poza tym trzy lata grał w siatkówkę, a w wymiarze symbolicznym trenował ju-jitsu i karate - dodawał.

Dobrze, że w sobotnim starciu gladiatorów Bukowiecki będzie dysponował wszechstronnymi umiejętnościami. W tak zapowiadającej się wojnie nigdy nie wiadomo, co się komu może przydać.
Podobnie jak w kilku innych konkurencjach, w których Polacy już zdobyli medale, o czym mowa w poniższym materiale wideo:

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.